Tureccy piłkarze w całej Europie salutują na cześć żołnierzy atakujących Kurdów. Nawet 10-latkowie

Wszystkie drogi klubowej piłki w Europie miały prowadzić w tym sezonie do Turcji. Ale finał Ligi Mistrzów w Stambule staje się przez ataki na Kurdów coraz większym wizerunkowym problemem. A moda na salutowanie Erdoganowi na boisku jeszcze to potęguje.

30 maja 2020, stadion im. Ataturka: tam się skończy sezon Ligi Mistrzów. W Stambule, który kibicom Ligi Mistrzów już na zawsze będzie się kojarzył z pogonią Liverpoolu za Milanem i tańcami Jerzego Dudka w finale 2005 roku. Z czym się będzie kojarzyć stambulski finał 2020? Na razie kojarzy się źle, mimo że turecki futbol przeżywa odrodzenie: reprezentacja nieoczekiwanie wyprzedza mistrzów świata Francuzów w eliminacjach do Euro 2020, Turcy doczekali się najzdolniejszego pokolenia od lat, selekcjoner może korzystać z Cengiza Undera z Romy, Caglara Soyuncu z Leicester, Cenka Tosuna z Evertonu, Hakana Calhanoglu z Milanu, Meriha Demirala z Juventusu czy Zekiego Celika z Lille. Ale to wszystko zeszło w cień operacji wojskowej przeciwko Kurdom. 

UEFA już została zasypana protestami przeciw organizowaniu finału w kraju, który prowadzi taką operację. A problem z tym finałem potęgują jeszcze tureccy piłkarze, salutujący po strzelanych golach. Piłkarze tureckiej reprezentacji, tureckich klubów, ale też Turcy grający w zagranicznych drużynach. Czasami nawet dzieci, jak te z drużyny tureckich imigrantów FC Turkse z Belgii. Ich klub na swojej stronie na Facebooku pochwalił się zdjęciami salutujących dziesięciolatków. - To niesłychane, że nawet dzieci są wykorzystywane w celu propagandy wojskowej - denerwował się Ben Weyts, belgijski minister sportu.

Nikt nie miał wątpliwości, że chodziło o wyrażenie poparcia dla tureckiej armii, która rozpoczęła militarną inwazję na terenach Syrii, narażając na śmierć setki cywilów. Piłkarze po raz pierwszy salutowali, gdy Turcja ograła Albanię 2:0 w eliminacjach mistrzostw Europy. I choć UEFA surowo zabrania politycznych gestów, i ostrzegła Turków, to powtórzyli oni kontrowersyjny salut również w następnym meczu, przeciw Francji. Czy finał Ligi Mistrzów, największe święto piłki klubowej, powinien być rozgrywany w kraju, który dzieli kibiców?

 

- Powinniśmy się zastanowić, czy w obliczu bardzo poważnych aktów przemocy przeciwko kurdyjskiej ludności cywilnej, Stambuł jest odpowiednim miejscem na rozgrywanie  finału Ligi Mistrzów. Musimy podjąć odważną decyzję i po raz kolejny pokazać, że futbol służy pokojowi - cytuje "Marca" apel Vincenzo Spadafory, włoskiego ministra sportu. Philip Townsend, rzecznik prasowy UEFA, oświadczył tylko, że UEFA na pewno przyjrzy się tej sytuacji.

Piłkarze salutują, żołnierze dziękują im za wsparcie

Cenk Tosun po spotkaniu z Albanią opublikował post na Instagramie: podpis pod zdjęciem na którym Tosun salutuje brzmiał: "dla całego naszego narodu. Szczególnie dla tych, którzy ryzykują życie dla naszego kraju". Post spodobał się Niemcom tureckiego pochodzenia: Ilkayowi Guendoganowi (Manchester City) oraz Emre Canowi (Juventus), którzy go polajkowali, ale potem tłumaczyli się, że nie zrozumieli kontekstu. Atak na Kurdów poparł także na swoim koncie na Instagramie Demiral z Juventusu. Cenk Sahin, który na Instagramie poparł działania militarne Turcji, został wyrzucony z niemieckiego klubu St. Pauli, który od dawna słynie ze swojej lewicowości. 

- Gest piłkarzy został dostrzeżony. Spotkał się z wielkim aplauzem w Turcji. Piłkarzom podziękowali nawet tureccy żołnierze. Nagrali specjalny filmik z Syrii, w którym oświadczyli, żeby nikt się o nic nie martwił, bo oni będą z całych sił bronili Turcji przed terroryzmem - mówi nam Thomas Orchowski, dziennikarz TOK FM i autor książki „Rzeź na Tarlabasi. Opowieść o nowej Turcji”.

I dodaje: - Operacja w Syrii cieszy się bardzo dużym społecznym poparciem. Nawet wśród partii opozycyjnych. Tylko jedno ugrupowanie nie popiera tej interwencji. Mowa o kurdyjskim, mocno lewicowym, HDP [Demokratycznej Partii Ludów]. Tylko oni się przeciwstawiają. W debacie publicznej raczej nie było słychać żadnych krytycznych głosów wobec gestu piłkarzy. Trzeba pamiętać, że w Turcji nie ma stacji telewizyjnej, którą można określić mianem tureckiej wersji TVN-u. Wszystkie tego typu stacje zostały już przejęte przez władze. Większość medialnych konglomeratów została już przejęta. Zastrasza się dziennikarzy, którzy są przeciwko Erdoganowi. Dziesiątki siedzą za kratami. Turcja to kraj, gdzie najwięcej dziennikarzy jest pozbawionych wolności - tłumaczy Orchowski.

Turecki nacjonalizm

W Polsce nacjonalizm jest kojarzony ze skrajną prawicą. W Turcji jest inaczej.  - Tamtejszy nacjonalizm różni się od polskiego. Przede wszystkim jest powszechny, nawet wśród opozycji. Można powiedzieć, że turecki nacjonalizm jest taki w starym stylu. Przypomina nieco ten, jaki mamy z naszych wyobrażeń o polskim dwudziestoleciu międzywojennym. Turecki nacjonalizm nasilił się w 1923 roku, kiedy do władzy doszedł Mustafa Kemal Atatürk. I to właśnie jego postać jest kluczowa, aby zrozumieć cały mechanizm. Ataturk jest czczony w dość niezrozumiały dla Polaków sposób. U nas raczej nikt nie maszeruje z flagą, na której jest podobizna np. Józefa Piłsudskiego. W Turcji Ataturk ma status niemal boga. Kilka lat temu byłem na placu w centrum Ankary i zacząłem liczyć: ilu jest Ataturków. Doliczyłem się 23. Kult lidera porównywalny z Ataturkiem możemy zobaczyć w Korei Północnej - mówi Orchowski.

Przywódcą na miarę Ataturka chciałby zostać Erdogan, który przejął władze w Turcji już na początku XXI wieku, najpierw jako premier, a od 2014 roku jako prezydent. Erdogan ma futbol w sercu. Opowiada nawet, że gdy był nastolatkiem, grał tak dobrze, że zgłosiło się po niego Fenerbahce Stambuł. Ale jego despotyczny ojciec kazał mu ofertę odrzucić i skupić się na nauce. Erdogan gra jednak do dziś. W 2015 roku zdobył hat-tricka w meczu pokazowym na otwarcie stadionu Basaksehiru Stambuł.

- W meczu wystąpili aktorzy, sportowcy i celebryci. Widać było, że gdy Erdogan był przy piłce, to rywale nie chcieli mu zbytnio przeszkadzać. Ale trzeba mu oddać, że jedną bramkę zdobył naprawdę ładną, gdy strzałem zewnętrzną częścią stopy pokonał bramkarza - opowiada Orchowski.

 

Basaksehir, czyli zabawka Erdogana

Skąd się wziął Basaksehir? Trzeba cofnąć się do 2013 roku. Erdogan chciał wówczas wyciąć i zabudować Park Gezi w centrum Stambułu. Pomysł wywołał wielkie oburzenie. - Choć obrzeża miasta są zielone, to w centrum nie ma zbyt wielu drzew, dlatego ludzie byli oburzeni. Oczywiście tamta demonstracja to był jedynie pretekst, by próbować okiełznać autokratyczne zapędy Erdogana. Wtedy doszło do wielkiego zjednoczenia kibiców trzech klubów ze Stambułu: Fenerbahce, Besiktasu i Galatasarayu. Choć na co dzień ze sobą rywalizują, to tym razem kibice zjednoczyli się i wspólnie maszerowali, aby przeciwstawić się autokratycznym zapędom Erdogana. Można to porównać do śmierci Jana Pawła II, gdy na chwilę zjednoczyli się kibice Cracovii i Wisły Kraków. Zachowanie kibiców zabolało Erdogana, więc postanowił, że sam założy klub, który się przeciwstawi wielkiej trójce ze Stambułu. Wykupił podupadający klubik - Istanbul Büyüksehir Belediyespor i w jego miejscu utworzył Istanbul Basaksehir, Wokół klubu była sieć przedsiębiorstw zarządzanych przez ludzi zawdzięczających swój awans społeczny właśnie Erdoganowi. I te firmy, niby prywatne, ale dostają potężne państwowe kontrakty, sponsorują drużynę - mówi Orchowski.

Basaksehir prężnie się rozwija. Jest na dobrej drodze, aby w Lidze Europy awansować do fazy pucharowej, a w kadrze gra wielu piłkarzy o bogatym cv, jak m.in: Gael Clichy, Robinho czy Demba Ba. Do niedawna grał tam też Emmanuel Adebayor.

- Problem polega na tym, że prawie nikt nie chodzi na ich mecze. Frekwencja wynosi zaledwie kilka tysięcy, a mieszkańcy Stambułu kibicują któremuś z klubów wielkiej trójki. Stambuł to wielkie miasto, mieszka w nim co najmniej 15 milionów ludzi. Stadion Basaksehiru mieści się w centrum. Kibice dzielą się geograficznie. Na północnym brzegu Złotego Rogu w dzielnicy Galata kibicuje się Galatasarayowi. Jego fani wywodzą się historycznie z arystokracji. W centrum jest też Besiktas, któremu ja kibicuję, i wśród jego ultrasów znajdziemy anarchistyczne grupki - mówi Orchowski.

Mam dwa serca: niemieckie i tureckie

Erdogan nie tylko gra w piłkę i ma swój klub. Prezydent Turcji przyjaźni się także z piłkarzami, był nawet świadkiem na ślubie Mesuta Oezila, zawodnika Arsenalu tureckiego pochodzenia i byłego reprezentanta Niemiec. Gdy ich wspólne zdjęcie obiegło świat, podzieliło kibiców. 

- Tłumaczył się potem ze zdjęcia, że ma dwa serca: niemieckie i tureckie. a zdjęcie było jedynie wyrazem szacunku do głowy tureckiego państwa. I że o nic więcej nie chodziło. Ale zbiegło się to akurat ze słabą grą Oezila, więc zaczął być powszechnie krytykowany. Piłkarz skarżył się, że gdy gra dobrze to jest Niemcem, a gdy źle, to dla opinii publicznej staje się imigrantem. I faktycznie trochę tak było. Choć trzeba jasno powiedzieć, że zastrzeżenia wobec Oezila były zasadne, mając na uwadze to jak w Turcji są łamane prawa człowieka - przypomina Orchowski.

Gdy kilka miesięcy temu ogłoszono, że finał Ligi Mistrzów odbędzie się w Stambule, większość kibiców entuzjastycznie przyjęła tę wiadomość ze względu na wspomnienia z 2005. Ofensywa przeciw Kurdom sprawiła jednak, że finał w Stambule stał się dla europejskiej piłki niewygodny. UEFA teoretycznie nadal może zmienić miasto gospodarza. Choć pewnie wystarczyłoby, gdyby udało jej się przekonać Turków, by nie mieszali salutów do futbolu.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.