AKS Zły najlepszym amatorskim klubem według UEFA. Na czym polega jego fenomen? [REPORTAŻ]

Zamiast wyzwisk i obelg z trybun leci lista przebojów na Złą nutę. Od przeróbki Beatlesów, przez Izabelę Trojanowską, po Don Vasyla i jego "Ore ore". Równie głośno na meczu dziewczyn, co chłopaków. UEFA uznała, że nie ma lepszego amatorskiego klubu w Europie i wręczyła Złemu prestiżową nagrodę. Doceniła ideę, atmosferę i wartości pierwszego demokratycznego klubu w Polsce. - Tu każdy jest prezesem: ona, on i ty! - śpiewają kibice na meczach.

Jerzy Brzęczek gasi pożary! Piłkarze reprezentacji Polski mają zarzuty do selekcjonera

Zobacz wideo

- Panowie, to nie są, kurwa, szachy! – pobudza kolegów jeden z zawodników Złego. Wstrzela się w tę sekundę ciszy zaraz po skończeniu przyśpiewki. Trybuny parskają śmiechem. – Ej, nie przeklinaj – poucza ktoś z kilkudziesięcznej grupy najzagorzalszych kibiców. Za chwilę wszyscy skandują: „To nie są szachy! Panowie, to nie są szachy!”. Trwa mecz warszawskiej A klasy, AKS Zły gra z KS Wesoła. Na kilka minut przed końcem, przy wyniku 1:1, sędzia dyktuje karnego dla gości. Kontrowersyjnego, bo wygląda na to, że napastnik mógł go trochę nabrać. Tutaj VAR-u nie ma. Ale znanych z ekstraklasy wyzwisk też nie. Zamiast obrażać sędziego, kibice krzyczą: „Hej, panie sędzio! Czujemy trudne emocje!”.

Trener wie jaki był wynik meczu? Nie, już nie muszę, to nie jest ważne

Uefie taki sposób kibicowania się podoba. W trwającym ostatnio tygodniu Grassroots, podczas którego przygląda się amatorskim klubom, uznała, że Zły jest najlepszy w całej Europie. „Ten pierwszy demokratyczny klub sportowy w Warszawie został założony przez kibiców i jest całkowicie i bezpośrednio zarządzany przez nich, sportowców i trenerów, którzy chcą uczestniczyć w jego rozwoju. W zakresie działań oddolnych AKS Zły jest uważany za wzór do naśladowania. Siedzibą klubu jest trudne środowisko warszawskiej Pragi, a praca klubu żywym dowodem na to, że futbol może przełamywać granice. Równość płci jest kolejnym istotnym aspektem ich działalności" – czytamy w uzasadnieniu. 

Warszawski AKS ZŁY wybrany przez UEFA najlepszym amatorskim klubem piłkarskim w EuropieWarszawski AKS ZŁY wybrany przez UEFA najlepszym amatorskim klubem piłkarskim w Europie Fot. UEFA

Niedziela jest wyjątkowym dniem dla Złego. Udało się tak ustawić mecze kobiecej i męskiej drużyny, że obie grają u siebie jeden mecz po drugim. Parę dni wcześniej cała społeczność dowiedziała się o nagrodzie od Uefy, więc chce ten sukces świętować razem z zespołem, przedstawicielami PZPN-u i zaproszonymi gośćmi. Spodziewany jest frekwencyjny rekord. – Warto, żebyś przyjechał godzinę wcześniej. Dziewczyny grają o piętnastej, chłopaki po nich, ale mamy dużo różnych wydarzeń obok tych meczów – zaprasza mnie Rafał Lipski, który razem z Karoliną Szumską miał najwięcej szczęścia w losowaniu, o to, kto będzie reprezentował Złego w Nyonie i odbierze nagrodę. – Chcieliśmy tam wysłać jakąś większą ekipę i podkreślić, że u nas nie ma równych i równiejszych. Ale niestety, mieliśmy tylko dwa miejsca. Nie byliśmy tam w zeszłym tygodniu jak się wszystkim wydawało, tylko wcześniej, ale zostaliśmy przez Uefę i PZPN zobowiązani do przytrzymania tego w tajemnicy – Lipski zdradza kulisy. - Siedziba świetna, położona nad Jeziorem Genewskim. Aleksander Ceferin pojawił się na kilkanaście minut, zapoznał się z projektami i gratulował. Potem dość szybko się zmył. Ale wiem, jakie jest życie prezesa i ile ma na głowie, bo sama byłam przez dziesięć lat asystentką takiego z telewizji – mówi Szumska. - Sama ceremonia była dość kameralna. Najpierw każdy laureat przedstawiał 5-8-minutową prezentację o tym, co robi. I z Karoliną zrobiliśmy to dwugłosem, co też fajnie oddało ducha naszego klubu. Działacze zwrócili na to uwagę, chwalili – opowiada Lipski.

Na Kawęczyńską przyjeżdżam wcześniej. Na ścianie kamienicy po drugiej stronie: „JEBAĆ ZŁEGO” i celtycki krzyż. Wokół stadionu drzewa i rozpadająca się stara kamienica. Słychać dzwony pobliskiego kościoła i przejeżdżające kawałek dalej pociągi. Na trybunach trwają ostatnie przygotowania: kibice wieszają czarne i białe balony, wyciągają flagi, ustawiają stragany. To czas dla dzieciaków, by wejść na murawę i pokopać przed meczami. Boisko zostaje podzielone na trzy mniejsze: na pierwszym i drugim grają zaproszone przez Złego niepełnosprawne dzieci z Akademii AMP Futbol Varsovia i Megamocni AMP Futbol z Kielc. Na trzecim Złe dziewczyny prowadzą trening dla dzieci uchodźczych z kilku warszawskich ośrodków. Na boisku jest miejsce dla każdego: grają chłopcy bez ręki, bez nogi, poruszający się na specjalnych kulach do AMP futbolu i na mniej przystosowanych do gry w piłkę platformach. Trenerem drużyny z Kielc jest były trener Korony, Tomasz Wilman. – Zna pan w ogóle wynik meczu? – pytam po ostatnim gwizdku. – Nie, ale było dobrze – śmieje się trener. – Już nie muszę znać wyników, one nie są ważne. Chodzi o pasję, zadowolenie dzieciaków z każdej bramki. One kariery piłkarskiej nie zrobią i doskonale o tym wiedzą, ale co chwilę mi powtarzają, że na ten nasz sobotni trening czekają cały tydzień. Stają się przez to bardziej otwarte, zdrowsze, bardziej zadowolone. Mam teraz 28 dzieciaków, ale wciąż zgłaszają się nowe: ostatnio chłopiec, który porusza się tylko na wózku. Jeszcze nie wiem jak to zrobimy, ale będzie grał! Coś wymyślimy – mówi Wilman. UEFA doceniła go, wręczając trzecią nagrodę w kategorii „lider”. – Myślę o piłce i amatorskiej, i zawodowej. W Koronie nie pracuję już półtora roku i raczej nie będą chcieli, żebym wrócił. Pod Kielcami otworzyłem też szkołę sportową dla dzieci z mniejszych miejscowości. Mamy szkołę, bardzo dobrych trenerów, fajną bazę, internat. To ma być namiastka tej poważniejszej piłki, bo dzieciaki stamtąd marzą o karierach i mają umiejętności, które w ogóle pozwalają im marzyć. Natomiast ta najpoważniejsza piłka co jakiś czas się odzywa, mam ją z tyłu głowy – zdradza.

Piłkarki Złego zaczynają przedmeczową rozgrzewkę, więc dzieciaki m.in. z Dagestanu, Czeczeni i Afganistanu schodzą z boiska i ustawiają się w kolejce do straganu z wegetariańskim jedzeniem. Jest hot-dog po warszawsku, czyli bułka z pieczarkami, jest bezmięsna wersja flaków i absolutny hit wśród najmłodszych – naleśniki z nutellą. – Teraz są jeszcze trochę zdezorientowane, bo dużo się tutaj dzieje. Ale już mówiły, że jest super. Jedzenie im smakuje, pograły trochę w piłkę. Kilka mam się do mnie zgłosiło, że one też by chciały, bo uwielbiają futbol – uśmiecha się Iza Orłów, opiekunka dzieci uchodźczych w „Fundacji dla wolności”. W ośrodku na Targówku na status uchodźcy czeka z mamami około 35-55 dzieci. – W zależności od pory ta liczba się zmienia. Tutaj na Złym czują się swobodnie, bezpiecznie. Ludzie z PZPN-u dają im jeszcze prezenty, więc jak ma im się nie podobać? – mówi równie zadowolona opiekunka. To miła odmiana w postrzeganiu uchodźczych dzieci. Miesiąc temu, jedna z podopiecznych Muzułmanek dostała się do szkoły gastronomicznej, ale nie poszła do niej, gdy usłyszała od pani dyrektor dobrą radę, żeby lepiej zdejmowała chustę przed szkołą. Wrzesień minął. Wciąż szuka bezpiecznej placówki.

Stadionowe przyśpiewki sprawdzają się jako kołysanki

„Cały stadion! W górę ręce!” – krzyczy stadionowy zapiewajło podczas meczu Złych dziewczyn z Husarkami Mochowo. Kibiców jest około trzystu. Nie wszyscy podnoszą ręce. Gosia trzyma na rękach dwuletnią Ninę, która tym szerzej się uśmiecha, im głośniej i szybciej bije bęben. Jest w środku młyna, na szyi ma mały biało-czarny szalik Złego. Jej starszy o cztery lata brat – Franek wyprowadzał piłkarki na boisko, teraz biega gdzieś z kolegami. Mama i tata są członkami stowarzyszenia, więc współdecydują o losach klubu. – Nina zna te wszystkie przyśpiewki, bo nie dość, że na mecze przychodzi regularnie, to śpiewamy jej też jako kołysanki – śmieje się Gosia. – Usypia? Przecież one wszystkie takie skoczne – dziwię się. – Zaśpiewane powoli, szeptem, brzmią inaczej – przekonuje. - Ja zawsze bardzo lubiłam piłkę i mecze, ale przeszkadzała mi atmosfera na standardowych stadionach. Seksizm, wulgaryzmy, rasizm, wszelkie rzeczy, jakich nie ma tutaj. Na takie stadiony nie zaprowadziłabym dzieci. Znaleźliśmy miejsce dla siebie, bo tutaj naprawdę wszyscy czują się dobrze. Relacje między kibicami są takie, że po półtora roku przychodzenia na mecze czuję się jak na zjeździe rodzinnym – porównuje. – Mama, chodź znowu do młyna – namawia Nina.

Po meczu dziewczyny tworzą na środku koło. Mówi trener Karol Zakrzewski: - Druga połowa już lepsza. Dobre zmiany. Brawo. A teraz krzyczymy: „tak się bawi i wygrywa AKS”. I krzyczą, i tańczą. Wygrały 4:1 i trzymają się blisko czuba tabeli trzeciej ligi. – Trudniejszy mecz niż się spodziewałyśmy. Strzeliłyśmy pierwszego gola i stanęłyśmy. Ostatnio często nam się zdarza, że dopasowujemy się do przeciwniczek – analizuje kapitanka Eliza Górska-Tran. Do AKS-u dołączyła w sierpniu zeszłego roku po trzech latach przerwy. Wcześniej grała w II lidze w drużynie Uniwersytetu Warszawskiego. – Zły różni się od innych klubów atmosferą. Drużyna kobieca nigdy nie jest zaniedbana względem tej męskiej ani przez kibiców, ani przez zarząd. Nie ma obwiniania, że ty nie strzeliłaś, a ty nie obroniłaś. Nie! Wspieramy się, lubimy. To są proste rzeczy, ale wpływają na grę, dlatego pilnujemy tej atmosfery. To też nie jest tak, że ktoś nam coś narzuca: myślenie w podobny sposób czy poglądy polityczne. Nie. Pochodzimy z różnych środowisk, grają u nas 50-letnie kobiety i 17-letnie dziewczyny, ale dobrze się ze sobą czują – dodaje.

– Dla mnie jako trenera jest jedna podstawowa różnica między pracą tutaj, a pracą w innych klubach: tutaj wszyscy chcą ci pomagać. Do kogo się nie odezwiesz, to nie przerzuca cię do kogoś innego, tylko robi wszystko, żeby spełnić twoją prośbę. Decyzje nie zależą od widzimisię prezesa, przez co czuję się bezpieczniej. Wyniki są oczywiście ważne, ale jest coś jeszcze: społeczność i patrzenie w przyszłość. Kolejny krok to stworzenie akademii, bo chcemy, żeby do drużyny napływały nowe zawodniczki. Młode, wychowane przez nas, czyli w duchu wzajemnego szacunku – opisuje Zakrzewski. – Na razie zawodniczki same się do nas zgłaszają: widzą kibiców, słyszą jaka jest atmosfera w drużynie, dowiadują się jak trenujemy i chcą się u nas rozwijać. Mamy czteroosobowy sztab trenerski: dwóch trenerów typowo od piłki, trenera przygotowania mentalnego, z którym mamy jedną sesję tygodniowo i masażystę, który jest niezbędny, bo zdarza się, że gramy trzy mecze w tygodniu, a przecież dziewczyny dodatkowo studiują albo pracują. W tym sezonie też doszło kilka dziewczyn i podkreślają to samo: że bardzo łatwo wejść do drużyny. W innych zespołach potrzebowały czasu, żeby zacząć się odzywać, żartować. A u nas właściwie od pierwszego dnia czują się jak w domu – mówi. 

- Inne drużyny też lubią do nas przyjeżdżać na mecze, bo fajnie grać przed takimi kibicami. No bo przecież tylu kibiców czasami nie ma na meczach ekstraligi. Ostatnio były u nas dziewczyny z innej drużyny, złapałyśmy fajny kontakt, a później one przyjeżdżały normalnie na mecze Złego, żeby kibicować - opowiada Górska-Tran. 

AKS Zły niedługo nie będzie miał prezesa. „Tu każdy jest prezesem”

Zbliża się mecz mężczyzn z KS Wesoła, więc na trybunach robi się coraz ciaśniej: pod rękę idą starsze panie, sporo dziecięcych wózków. Są hipsterzy, punkowcy, osoby ubrane zupełnie zwyczajnie. Dużo osób w kaszkietach, które stały się znakiem rozpoznawczym Złego. Między nimi kibice w kamizelkach DKMS, u których można się zarejestrować jako dawca szpiku. – Bo u nas dla każdego jest miejsce – słyszę od kilku kibiców. Deszcz strącił balony, zapalono jupitery. Na środku boiska przedstawiciele PZPN-u wręczają dyplomy i list z gratulacjami od prezesa Bońka. Odbiera je formalna prezeska Złego. Z nagrodami w ręce podchodzi pod trybuny, bierze megafon i zaczyna skandować: „To jest klub demokratyczny!” Kibice odpowiadają: „Hej ludzie czy słyszycie / to my AKS Zły / tu każdy jest prezesem / ona, on i ty!” W połowie trybun rozstawia się kapela „Szczupaki”. Gitara, ukulele, akordeon, harmonijka, dwa mikrofony. Gdy w przerwie meczu zagrają „Bella Ciao”, kibice będą tak tańczyć i skakać, że później ktoś spyta: „komu spadły te okulary?”. Dalej młyn: werbel, bęben i kilkudziesięciu śpiewających kibiców, Nina na rękach mamy.

W Złym prezeska jest, bo musiała być. Wymagały tego przepisy przy rejestrowaniu stowarzyszenia. Ale teraz, gdy kadencja pierwszego w historii zarządu powoli dobiega końca, nowego prezesa prawdopodobnie nie będzie. Nawet oficjalnie. – Musi być tylko powołany zarząd. Prezes nie jest konieczny, więc z niego zrezygnujemy, bo u nas naprawdę każdy jest prezesem. Mamy około dwustu osób zarejestrowanych w stowarzyszeniu i każda z tych osób ma prawo głosu na walnych zebraniach, na których decydujemy o przyszłości klubu. Każdy głos waży tyle samo. Demokracja. I chcemy, żeby było jeszcze bardziej demokratycznie – cieszy się Szumska. 

Zobacz wideo

Zaczyna się mecz, a na trybunach przegląd listy przebojów przerobionych na Złą nutę. The Beatles i zamiast „Hey Jude” – „Hej Zły”. W rytmie „Ore ore” Don Vasyla: „Ore ore / nienormalni my kibole / ore ore / o co jest ta gra? / O AKS / Zły AKS / taniec, piwo, piłeczka”. I pożyczone od kibiców argentyńskiego San Lorenzo ich „Si Senor”: „Wita was dzielnica bardzo Zła! / Szmulowizna! / Hej AKS / cokolwiek dziś wydarzy się / kochamy was”. Jest też pirotechnika i zimne ognie. Ale zanim zostaną odpalone, Lipski krzyknie przez megafon: „Słuchajcie, zrobimy teraz odprawę. Jeżeli ktoś nie chce stać w dymie, niech przejdzie na lewo albo prawo. Weźcie dzieci”. Diana z Marcelem na rękach woła swoją mamę. Odchodzą kilka metrów, stają przy barierkach. – Akurat w piątek Marcel skończył roczek, ale impreza była dzisiaj. Po torcie przyszliśmy na mecz – mówi. – Właściwie Marcel nie jest tu pierwszy raz, bo kilka razy był ze mną jeszcze w brzuchu. Ale moja mama na pewno jest pierwszy raz! Bo jeśli iść na pierwszy mecz, to tylko na AKS. Przecież nie na Legię, żeby się nasłuchać tych wszystkich przekleństw – dodaje. – Lubię piłkę, oglądam naszych w telewizji. Na stadionie jest super – mówi pani Jasia. Nie wyklucza, że przy następnej wizycie u córki i wnuka znów pojawi się na stadionie.

W drużynie najwięcej jest oczywiście Polaków, ale są też piłkarze pochodzenia wietnamskiego, Fin i Izraelczyk – Elias, najlepszy napastnik, na którym opiera się gra AKS-u w ataku. W niedzielę kontuzjowany. Jego brat – Antonio trenuje Złego od czterech lat, czyli od momentu powstania. Miał być gwiazdą izraelskich boisk: wychowany w sportowej rodzinie, która prowadziła bardzo dużą szkółkę piłkarską na północy Izraela, był powoływany do kadr młodzieżowych, szybko wypatrzył go Hapoel i zaprosił na testy. Przeszedł je, ale musiał przerwać karierę. Białaczka. Walka. 2,5-letnia przerwa od piłki. Choroba pokonana, ale pociąg do profesjonalnej piłki zdążył odjechać. Antonio postanowił skupić się na nauce, zdać maturę, wyjechać na studia poza Izrael, gdzie jako chrześcijanin był w mniejszości i miał ciężko. Chciał zostać trenerem. Zaczął od prowadzenia Maccabi Warszawa w piłce halowej, ale gdy usłyszał o powstającym Złym został jego częścią.

AKS przegrywa z Wesołą 1:2 po rzucie karnym podyktowanym w końcówce meczu. „Dobrze zagrane, Wesoła dobrze zagrane” – skandują kibice. I po chwili przy trybunach za doping dziękują im obie drużyny. 

Złego lubią kibice i prezesi innych klubów. Irytuje tylko niektórych 

- Żeby zapisać się do stowarzyszenia trzeba zgadzać się z naszymi wartościami. To po pierwsze. A dalej: wypełnić formularz stowarzyszeniowy dostępny na naszej stronie lub podczas meczów. I tyle. Zachęcamy członków do wpłacania składki 20 zł miesięcznie, ale to nie jest najważniejsze. Można zapisać się do którejś sekcji i pomagać w klubie albo ograniczyć się do kibicowania – opisuje Lipski. – To praca po pracy. Pro bono. Zarabiają u nas tylko trenerzy. I to też od niedawna – podkreśla Szumska. – Utrzymujemy się właśnie z tych składek, pieniędzy od kilku mniejszych sponsorów, bo nigdy nie chcieliśmy mieć jednego dużego, z cegiełek na nasze mecze i ze sprzedaży Złego Pilsa. Mamy własne piwo, które jest do kupienia normalnie w knajpach – uzupełnia Lipski.

Legenda o powstaniu klubu, zapisana w Złym hymnie jest taka: „Spotkali się w Offsaidzie zamienić parę słów. Z Trymanda wzięli nazwę, stworzyli nowy klub. Na czarno i na biało pomalowali sny, by dzisiaj na Don Pedro wygrał AKS Zły”. Zgadza się klub, zgadza się autor powieści „Zły”, barwy i określenie stadionu przy Kawęczyńskiej 44. Ale to wszystko nie poszło tak szybko. – Cztery lata temu spotkało się kilka osób. Pochodziliśmy z różnych środowisk, ale nikt nie miał pojęcia o zarządzaniu w piłce. Zaczynaliśmy kroczek po kroczku, a teraz dostaliśmy nagrodę od UEFA! To we mnie zostanie do końca życia – mówi Szumska. – Mrówcza praca wielu ludzi – zauważa Lipski. – Ale też sygnał do jeszcze cięższej pracy i dowód na to, że razem możemy przenosić góry. Myślę, że ten nasz AKS Zły będzie coraz gorszy! Myślimy o akademii dla dziewczynek, bo to w Warszawie wciąż nisza, później dla chłopców. No i chcemy co kilka lat awansować klasę wyżej. Nie zapominajmy, że jesteśmy też projektem społecznym i chcemy włączać w to społeczność ze Szmulek i dzieciaków z Pragi Północ, żeby miały alternatywę – dodaje Szumska. - Poznają piłkę nożną i kojarzą ją ze Złym. Jeśli w przyszłości zderzą się z innym obrazem piłki, to, moim zdaniem całkiem słusznie, mogą ten obraz negować. Pokazujemy, że można inaczej – mówi Lipski.

- AKS Zły wyrósł z potrzeby przeżywania meczów w taki sposób, jaki nam jest bliski. Ja znałem kilka osób, później doszli znajomi znajomych, a dzisiaj mamy już 200 członków stowarzyszenia i są to tak naprawdę ludzie zewsząd. Ile ja tutaj poznałem fantastycznych osób, których pewnie nie mógłbym poznać nigdzie indziej! – uśmiecha się Lipski. Ważne dla AKS-u jest łączenie sportu z kulturą. Najlepiej udaje się to podczas takich dni jak ten, gdy Zły gra dwa mecze i wokół nich można organizować inne atrakcje. Był dzień gruziński – z ich kuchnią i muzyką. Analogicznie - dzień wietnamski. Ta niedziela jest starowarszawska, więc jest stoisko, gdzie można poczytać prasę z przełomu XIX i XX wieku. – To samo pisali, co dzisiaj piszą! To samo! Pan zobaczy – mówi stojąca za ladą pani Maria i wskazuje na „Tygodnik Ilustrowany”. Tam reklama „Chłopów” Reymonta zaraz po tym jak zdobył Nagrodę Nobla i informacja, że w częściach będzie drukowany na łamach tygodnika. Obok „Praktyczna Pani”, czasopismo dla kobiet. Znów reklamy: o jedwabistych włosach po użyciu szamponu i „białym jak śnieg” uśmiechu po zastosowaniu pasty. – Mówię, że to samo, co teraz! Zobacz pan: jak schudnąć, co ugotować, jaką książkę przeczytać – wymienia pani Maria, wertując kolejne strony. Obok niej stoisko rzemieślnicze, gdzie uczą m.in. zbijać skrzynki na owoce i warzywa.

AKS Zły równo traktuje zespół męski i kobiecyAKS Zły równo traktuje zespół męski i kobiecy Julia Shablovskaya

Gdy zaczynali, słyszeli, że są atrakcją na jeden sezon. Mieli łatkę dziwaków. Ale czy mieli z tym problem? – Przecież my sami śpiewamy „ore ore, nienormalni my kibole” – mówi mi jeden ze śpiewających. – Teraz nie ma wielu krytycznych głosów ze środowiska. Prezesi innych klubów lubią do nas przyjeżdżać, bo ich drużyna będzie tutaj szanowana, oni będą szanowani i wiedzą, że nic przykrego ich nie spotka. Lubią też jak my do nich przyjeżdżamy, bo intrygujemy mieszkańców, którzy przychodzą zobaczyć, bo gdzieś o nas słyszeli. Poza tym, wiadomo, że żadnych szkód im nie narobimy – opowiada Lipski. – A ten napis przed stadionem? – pytam – Trudno. Wiemy, że jest jakaś grupa, którą irytują przedstawiane przez nas wartości. One by ich irytowały niezależnie od tego, kto by je przedstawiał. Czujemy, że jest szacunek do tego co robimy, jak zarządzamy klubem, że wywalczyliśmy awanse. Dostałem po nich bardzo dużo SMS-ów z gratulacjami od naszych przeciwników. Poza tym, jest naprawdę wielu kibiców stojących za banerami innych klubów, którzy wpisują się w tę ideę „against modern football”. Trudno, żeby oni nie patrzyli z uznaniem na to, co robimy, bo jeżeli gdzieś to hasło jest wcielane w życie, to właśnie u nas. Nigdy się pod nim nie podpisaliśmy, bo woleliśmy hasła: klub demokratyczny czy zarządzany w modelu społecznościowym. Ale to się przecież łączy i zgadza – mówi Lipski. - Marzenia? One cały czas się zmieniają i rosną razem z klubem. Chciałbym, żeby to był duży klub mający przełożenie na to, co dzieje się w mieście. Na to, co się dzieje między ludźmi – zdradza. Prezeskę pytam co jest ważniejsze: wyniki czy działanie społeczne. – Jednak ta nasza działalność. Ale! Nienawidzę przegrywać! – podkreśla.

Na płocie obok młyna wisi baner: „Kulturalny Klub Kibica”. I parafraza Goethego: „Myśmy częścią tej siły, która wiecznie zła pragnąc, wiecznie dobro czyni”. Ostatni piłkarze robią rundkę wzdłuż płotu i przybijają piątki z kibicami. Część jupiterów gaśnie. „Sprząta po sobie, AKS sprząta po sobie” – na koniec kibice dopingują samych siebie.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.