Steve Nash, dwukrotnie wybierany na najlepszego gracza NBA, piłkę nożną miał we krwi. Jego ojciec był piłkarzem Tottenhamu, choć kariery tam nie zrobił. W każdym razie miłość do futbolu przekazał synowi. Kiedy rozpoczęła się akcja ratowania Realu Mallorca, postanowił się w nią zaangażować. Razem z Robertem Sarverem, właścicielem Phoenix Suns, a także Stuartem Holdenem, byłym piłkarzem reprezentacji USA, jego sąsiadem z Los Angeles oraz innym kadrowiczem Kylem Martino, stworzyli grupę inwestorów, która wyłożyła 21 mln dol. Stali się większościowymi udziałowcami klubu. I to nie jest jedyna futbolowa inwestycja Nasha. Zrealizował też plan ściągnięcia piłki nożnej do Vancouver i jest współwłaścicielem tamtejszych Whitecaps. To także Nash był współtwórcą profesjonalnej ligi kobiet w USA. Wciąż poważnie myśli o inwestycji w Tottenham, bo jego serce bije dla Kogutów. Popłakał się jak bóbr w telewizyjnym studiu, kiedy Hotspur pokonali w niesamowitych okolicznościach Ajax w półfinale Ligi Mistrzów. A gdyby stworzyć zespół z jego piłkarskich przyjaciół, mielibyśmy całkiem niezłą ekipę: Alessandro Del Piero, Thierry Henry, Owen Hargreaves, Massimo Ambrosini ,Steve McManaman.
Piłkarską inwestycją może się też pochwalić James Harden, który podpisał niedawno w NBA czteroletni kontrakt za 170 mln dol. Gwiazdor Houston Rockets podążył tropem lokalnego patriotyzmu. Nie tylko obiecuje, że Rockets zostaną mistrzami NBA, ale chciałby także aby po koronę sięgnęli piłkarze i piłkarki z Houston. Stał się właścicielem 5 proc. akcji aż dwóch klubów z tego miasta: męskiego Dynamo i kobiecego Dash. - To był najwyższy czas - powiedział w oficjalnym oświadczeniu dla swoich fanów. - To moje miasto i chcę w nim zostać. Wiem, że muszę Wam dać mistrzostwo w koszykówce i zrobię to już bardzo niedługo. Chciałem też dać Wam znać, że jestem częścią tego miejsca i zostanę tu na zawsze. Zostałem też częścią Dynama i zamierzamy wspiąć się razem na wyższy poziom - deklarował po transakcji. W rozmowie z telewizją Fox przyznał, że piłką nożną interesuje się od kilku lat, a dzięki inwestycji chce wzmocnić swoją lokalną markę. Czyli mówiąc w skrócie, zarobić.
Oczywiście kupowanie akcji zespołów sportowych przez amerykańskich celebrytów nie jest niczym nowym. Ale inwestycje w piłkę nożną? Tym pierwszym, który przychylnie na nią zerknął, był LeBron James. W 2011 r. zdecydował się wyłożyć 6,5 mln dol. na akcje Liverpoolu. Niedługo wcześniej, pod koniec 2010 r., Liverpool został przejęty przez Amerykanów, więc wkład Jamesa ani nikogo specjalnie nie zdziwił ani nie spowodował lawinowych inwestycji innych koszykarzy. Ostatnio podliczono jednak, że akcje Jamesa zyskały na wartości sześciokrotnie, urosły do mniej więcej 38 mln dol. I to jeszcze zanim Liverpool wygrał Ligę Mistrzów. Zwycięstwo w Champions League podbiło tę wartość do 44 mln.
Według Grega Lemkau, współdyrektora departamentu inwestycji banku Goldman Sachs, piłka nożna w Stanach Zjednoczonych rokuje bardzo dobrze. A próg wejścia jest wciąż dość rozsądny, jak na globalną dyscyplinę. W USA najwięcej trzeba wyłożyć na klub futbolu amerykańskiego. W NFL są 32 zespoły i chętny na kupno jednego z nich musi się liczyć z wydatkiem co najmniej 2 miliardów dol. Tymczasem licencja w MLS to zaledwie 200 mln dol., a soccer jest na fali wznoszącej. Komisarz Ligi Don Garber zapowiada zwiększenie liczby zespołów z 24 do 30, choć jeszcze niedawno wydawało się, że 28 to absolutne maksimum. Chętnych jednak nie brakuje, a na liście potencjalnie zainteresowanych są Phoenix, Las Vegas, Detroit i Charlotte. Na razie do startu od przyszłego sezonu szykuje się 25. klub w MLS, czyli Inter Miami dowodzony przez Davida Beckhama. Mundial w 2026 r. zorganizują Amerykanie, co jeszcze bardziej podbije piłkarski trend. Kiedyś po grze w NBA wypadało mieć własny bar, obwieszony pamiątkami z kariery. A teraz można już mieć cały klub. I drugą karierę po karierze.
Autor korzystał z artykułów w: Business Insider, CNBC, GQ, Forbesa i Guardiana.