Megan Rapinoe kłóci się z Donaldem Trumpem. Na mistrzostwach walczy o złoty medal i równouprawnienie

Walczy z nierównością, dyskryminacją, Donaldem Trumpem. O prawa kobiet, wyższe wynagrodzenie i mistrzostwo świata. Nazwała się "chodzącym protestem". Jej sceną jest dobiegający końca mundial, ale finał mistrzostw nie będzie końcem jej walki. Mimo zaproszenia, do Białego Domu na pewno nie pójdzie. I to też będzie manifestacja.

Donald Trump potrzebował 280 znaków, żeby odpowiedzieć na jej jedno zdanie. O tym, że w przypadku zdobycia mistrzostwa „nie pójdzie do żadnego je… Białego Domu” zapewniła grubo przed rozpoczęciem mundialu, ale prezydent USA usłyszał o tym dopiero kilka dni temu, gdy do finału zbliżyła się na dwa kroki. Wtedy krótkie nagranie jednego z dziennikarzy „Eight by Eight” zrobione między kręceniem jednej reklamy, a drugiej, zyskało w internecie olbrzymią popularność. Trump na atak odpowiedział atakiem – serią ciężkich od wykrzykników twittów. - Megan powinna najpierw wygrać, a później zacząć mówić! Nigdy nie powinna lekceważyć naszego kraju, Białego Domu ani naszej flagi, tym bardziej że wiele zrobiono dla niej i dla jej ekipy. Bądź dumna z flagi, którą nosisz! – napisał. Odpowiedziała: „Jestem ekstremalnie amerykańska!”

Zobacz wideo

Megan, jak Ma Baker

Zamieszanie, które wybuchło raczej nie zrobiło na Rapinoe wielkiego wrażenia, bo w kolejnym meczu – w ćwierćfinale mistrzostw świata strzeliła dwa gole i poprowadziła USA do zwycięstwa 2:1 nad Francją. Ale czy takie spięcie z Trumpem może zachwiać zawodniczką, na którą kiedyś gwizdali właśni kibice? Później wyszli ze stadionu, usiedli przed komputerami i pisali jej, że „powinna umrzeć”, bo uklękła podczas hymnu. Znów - na znak sprzeciwu. Tym razem wobec brutalności amerykańskiej policji wobec czarnoskórych. Zaczął to robić gracz futbolu amerykańskiego, Colin Kaepernick po zastrzeleniu mężczyzny, który zanim policjant oddał strzały, wyraźnie podnosił ręce do góry. Rapinoe była pierwszym białym sportowcem, który włączył się do jego akcji. – Nigdy nie doświadczyłam agresji ze strony policji, rasistowskiego podejścia. Nie widziałam na ulicy martwego ciała bliskiej mi osoby, ale nie mogę stać bezczynie, gdy w tym kraju są ludzie, którzy mieli z czymś takim do czynienia – napisała w „The Players’ Tribune”. – W 2016 roku, w noc poprzedzającą nasz mecz z Tajlandią, miecałe dwie mile od mojego hotelu w Columbus Ohio, funkcjonariusz zastrzelił 13-letniego Tire Kinga. Uklękłam, bo nie mogę znieść tego ucisku – dodała.

Koleżanki z drużyny ją wspierały, ale burza jaką wywołała, wymusiła zmianę regulaminu i ten wymaga dziś, by zawodnicy słuchali hymnu na stojąco. Megan ten regulamin szanuje, ale zaznacza, że jej przekonania się nie zmieniły. Na znak tego - stoi na baczność w milczeniu. Nie kładzie ręki na sercu. A tego regulamin nie zabrania.

Zresztą, zawsze taka była. Dziadek, gdy opiekował się nią i jej siostrą Rachel, lubił zwracać się do nich po przezwiskach. Sam je wymyślił. Na Rachel wołał „Muffin”, a na Megan „Ma Barker”. „Bułeczka” i znana gangsterka z lat 20. XX wieku. To dużo mówiło o ich charakterze i temperamencie. – Mówiąc delikatnie, miałam dużo energii. Chodziliśmy z innymi dzieciakami grać w unihokeja, później w koszykówkę, później była chwila przerwy na obiad i znowu wracaliśmy na boisko, żeby grać w piłkę i jeszcze raz w hokeja – wspominała dzieciństwo w tekście dla „The Players’ Tribune”. – Ale nagle: Spódnice? Chłopcy? Tańce? Szósta i siódma klasa były dla mnie jak zderzenie z pociągiem towarowym. Dzieci weszły w okres dojrzewania, role płci stały się bardziej zdefiniowane, a mi wydawało się, że jednego dnia wszyscy graliśmy w hokeja, a nagle, dosłownie dzień później, wszyscy się zmienili, tylko ja pozostałam taka sama – opisuje.

W trudnych momentach mogła liczyć na wsparcie starszej siostry, która była jej autorytetem. Pomógł też sport. – W idealnym momencie pojawił się mundial kobiet ‘99, czyli gdy miałam 14 lat. Dzisiaj trudno będzie to zrozumieć dziewczynom, ale wtedy w mojej głowie zmieniło się wszystko. Nagle odbyły się mistrzostwa świata dla kobiet. W Stanach Zjednoczonych. I były w telewizji. Pojawiły się ogromne tłumy: ludzie wariowali, malowali twarze, owijali się flagami, tworząc fale, jakich jeszcze nie widziałam. Z siostrą poszłam na półfinał z Brazylią na Stanford Stadium i zobaczyłam 70 tys. ludzi na meczu piłki nożnej kobiet. Wróciłam do domu i wiedziałam, że to jest coś, co chcę robić w życiu. Pewnie byłam jedną z tysięcy dziewcząt myślących to samo – wspomina.

Na Parc des Princes podczas niedzielnego finału będzie komplet 47 tys. kibiców. Ale Rapinoe grała już przed większą liczbą, w finale mundialu też już była. Wygrała w 2015, a gdy w trzy lata wcześniej zdobyła olimpijskie złoto, w jej rodzinnym Redding urządzono paradę i ustalono, że od teraz 10 września będzie świętem jej imienia. To przykład szaleństwa, które wtedy wybuchło i które postanowiła wykorzystać na swój sposób - do osiągnięcia celów, o które walczy. Już kilka tygodni później, świat dowiedział się, że jest lesbijką. Z medalem na szyi jej „coming out” znaczył więcej. – Ludzie dziękowali mi za to, co zrobiłam. Mówili, że bardzo im pomogłam. Ukrywanie swojej orientacji jest jak zamykanie w szafie części siebie, ale niestety w sporcie wciąż jest dużo homofobii – mówiła w magazynie „Out”. Kilka lat później, kibice zobaczyli ją na okładce magazynu ESPN w nagiej sesji ze swoją partnerką, koszykarką Sue Bird. Były pierwszą homoseksualną parą eksponowaną w taki sposób.

- Walczymy razem. Mamy takie same poglądy na sprawy, w które się angażujemy – informowała Bird na łamach „The Players’ Tribune”. Dlaczego więc Megan nie chce odwiedzić Trumpa? – W 2017 roku, kiedy zawodniczki z Południowej Karoliny, trenowane przez Dawn Staley (czarnoskórą kobietę) wygrały ligę, początkowo nie zostały zaproszone przez Trumpa. Dwa lata później zawodniczki Baylor Women’s Basketball, trenowane przez białą kobietę Kim Mulkey, dostały zaproszenie bez żadnych problemów – taki przykład podała w tekście dla „The Players’ Tribune”. Rapinoe już wcześniej nazywała Trumpa „seksistą”, „rasistą” i „palantem”. – Megan doskonale zna siebie. Zawsze była pewna siebie, ale nie zawsze była odporna na hejt. Musiała się tego nauczyć. Jest wrażliwa i odkryła jak tę wrażliwość wykorzystać, żeby pomóc innym. Właśnie wrażliwość doprowadziła ją kilka lat temu na kolana podczas hymnu. I tak samo jest teraz – uważa.

„Rasizm jest i trzeba z nim walczyć”

Kilka dni temu, już po odpowiedzi Trumpa, dziennikarze zapytali ją czy podtrzymuje swoją deklarację. – Wszystko, z wyjątkiem tego przekleństwa w środku. Moja mama była przez to zdenerwowana – stwierdziła z uśmiechem. A dalej, już bardziej serio, powiedziała, że nie chce iść do Białego Domu i będzie zachęcała koleżanki z zespołu, żeby zastanowiły się czy chcą spotykać się z osobą, która „nie walczy o to samo, co one”. A o tym jak duży ma wpływ na swoje koleżanki pokazuje ich wspólny protest przeciwko nierównym zarobkom piłkarzy i piłkarek. W 2016 roku, nazwisko Megan było jednym z pięciu, które znalazły się na oficjalnym pozwie złożonym przeciwko amerykańskiej federacji, która miała dopuścić się dyskryminacji płacowej. Ale już trzy lata później, symbolicznie w dzień kobiet, pod podobnym pozwem przeciwko „instytucjonalnej dyskryminacji płciowej” podpisało się 28 zawodniczek. Duża w tym zasługa liderek – Rapinoe i Alex Morgan. – Będziemy walczyć do końca, żeby przetrzeć tę ścieżkę najlepiej jak tylko możemy. Jak nie dla siebie, to dla innych krajów – mówiła w wywiadzie dla CNN.

Rapinoe mówi o tematach, na które inni sportowcy wolą milczeć. Opowiedziała o starszym bracie, który nauczył ją grać w piłkę, ale później na wiele lat zniknął, bo jako nastolatek uzależnił się od narkotyków i trafił do więzienia. Ona grała z 15 na plecach, a on oglądał jej mecze z wyhaftowanym numerem 14708154 na więziennym kombinezonie. Ona pisała do niego listy, a on płakał, gdy je czytał. – Tłumaczy mi wiele rzeczy. Dała mi kredyt zaufania, dała mi więcej, niż zasługuję, mówi mi, że mnie kocha bez względu na wszystko – zwierzył się Brian Rapinoe w „latimes.com”. Po wyjściu na wolność nie radził sobie najlepiej. Megan zobaczyła jak wadliwy jest proces resocjalizacji i – jak zwykle – rozpoczęła walkę, by go poprawić. Tak, jak sytuację gejów, lesbijek, ofiar rasizmu czy dyskryminowanych kobiet. – Tracimy czas na zastanawianie się czy seksizm istnieje. Czy rasizm istnieje! Wiadomo, że tak. Chciałabym, żebyśmy zajęli się rozwiązaniem tych problemów. Upór, niedowierzanie i strach sprawiają, że stoimy w miejscu. Czas przyznać, że te zjawiska są i wreszcie zabrać się za zmiany – apelowała w „The Players’ Tribune”.

W niedzielę zagra o swoje drugie mistrzostwo świata, a czwarte dla Stanów Zjednoczonych. – Wiem, że może to być mój ostatni finał – przyznaje i zaznacza: „To coś o czym marzyłam, odkład stałam w tłumie na Stanford Stadium w 1999 roku”. Na mistrzostwa przyjechała po złoty medal i żeby demonstrować na wielkiej scenie. Finał nie będzie końcem jej walki.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.