Mali zwycięzcy MŚ U-20. Polacy zgotowali im owację na stojąco. Wyglądało, jakby wygrali mundial

Przegrane 0:5 z Polakami i 0:3 z Senegalem? Na poprzednim mundialu było gorzej. - Celem tej imprezy jest zaprezentowanie naszego państwa światu. Zostawienie po nas dobrego wrażenia. Zyskaliśmy uznanie kibiców i to się liczy - mówi Sport.pl bramkarz Tahiti, reprezentacji zbierającej brawa po porażkach i rozdającej rywalom nie tylko gole, ale i naszyjniki. To mali zwycięzcy MŚ, którzy z imprezą właśnie się żegnają.

Jaką rywalizacją w ostatnim czasie najbardziej żyją Tahitańczycy? Z pewnością konkursem połowu wielkich ryb w Arue, małym miasteczku Polinezji Francuskiej. Niektórzy przeżywają jeszcze niedawno zakończoną 16. edycję Tahiti Pearl Regatta, jednych z najpiękniejszych i najbardziej malowniczych regat na świecie, odbywających się na turkusowych wodach Oceanu Spokojnego. Inni spoglądają na bokserską reprezentację kraju, która w czerwcu w ramach przygotowań do Igrzysk Pacyfiku odbędzie ważny mecz z kadrą Samoa. Sporo emocji budzi też konkurs Miss Tahiti 2019 zaplanowany na 21 czerwca. Tahitanki dobre wyniki osiągają potem na zawodach międzynarodowych. Mieszkańcy kraju mają zatem powody do dumy.

Zobacz wideo

Wideo pochodzi z serwisu VOD

Telewizja wspiera futbol

Dziennik "La Depeche de Tahiti" (jedyna codzienna gazeta w kraju) nieśmiało informuje też, że piłkarska reprezentacja przegrała 0:3 z Kolumbią na mistrzostwach świata. Kilkanaście godzin po ostatnim gwizdku pojawiła się też tam sucha informacja o porażce z Polakami. Jak zapewnia nas jednak Mathieu Fontaine, jeden z aż dwóch tahitańskich dziennikarzy obecnych w Polsce, nie jest tak, że mundialem nikt się w jego ojczyźnie nie interesuje.

- Sam się dziwię dlaczego w tej gazecie nie poświęcają mistrzostwom więcej miejsca. To jest piękny czas dla naszego kraju. Taki moment gdzie wreszcie o nas powinno być głośno, nie tylko w całej Polinezji, ale i na świecie. Drugi raz w swojej historii mamy okazję gry na MŚ - mówi nam komentator TNTV, ogólnodostępnego nadawcy mundialu, który swój sygnał rozpowszechnia w całej Polinezji Francuskiej. Jest tam zresztą najpopularniejszym kanałem. Wszystkie mecze Tahiti pokazywane są na żywo, choć ich oglądalność trudno liczyć w dziesiątkach tysięcy. Nie dlatego, że mieszkańcy francuskiej kolonii nie lubią futbolowych zmagań. Bardziej z powodu tego, że na 76 zamieszkanych wyspach żyje niecałe 280 tys. osób, z czego kilkanaście procent telewizji nie ma. Ponadto mecze nadawane są rano o 6:00 lub 8:30. Władze stacji i tak robią co mogą, by mocniej promować futbol. Dlatego też powtarzają zmagania swych reprezentantów w godzinach wieczornego prime-time. Zresztą widzowie mogą wtedy zobaczyć nie tylko same spotkania.

- Codziennie przygotowujemy też magazyn, w którym przekazujemy najważniejsze informacje o kadrze U-20. Do Polski przyjechałem ja i mój starszy kolega. Nasza reprezentacja budzi tu pewne zainteresowanie. W dniu meczu z Polakami cały dzień były z nami kamery FIFA. Dla nas drugi w historii występ na takiej imprezie jest świętem - mówi nam Fontaine i dość rozemocjonowany dodaje:

- Zabrakło chyba pięciu centymetrów, byśmy na mundialu zdobyli też historyczną bramkę. Ja już nawet komentując krzyknąłem, że był gol - przypomina sytuację z ostatnich minut meczu z Polakami, w których Radosław Majecki z najwyższym trudem obronił strzał piłkarza gości.

"Wynik pozytywny", czyli radość po porażkach. Polacy zgotowali owację na stojąco

Po wyniku 0:5 zawodnicy, którzy w drodze na mundial pokonali ponad 16 tys. kilometrów, a loty do Polski zajęły im półtorej doby, nie byli bardzo przygnębieni. To naród, który wydaje się być bardzo serdeczny. Piłkarze i członkowie sztabu są życzliwi i uśmiechnięci. Nie zrażają się potknięciami. Przegrywając z biało-czerwonymi do końca walczyli o honorowego gola. Po meczu dostali owację na stojąco od kibiców. Na stadionie Widzewa słychać było gromkie "Tahiti, Tahiti". Gracze podeszli do trybun i przybili piątki z fanami. Wyglądało to, jakby właśnie wygrali mundial i dostawali wyrazy uznania od obcych im kibiców.

- Przegraliśmy 0:5, ale celem tej imprezy jest zaprezentowanie naszego państwa światu. Zostawieniu po nas dobrego wrażenia. Zyskaliśmy uznanie kibiców i to się dla nas liczy - mówił Sport.pl rezerwowy bramkarz Tevaearai Tamatai.

- Te podziękowania kibiców dla boiskowych rywali nas trochę zaskoczyły, ale były czymś miłym. Rozgrywać takie mecze, jeszcze z gospodarzami imprezy to wielka przyjemność. To była dla nas piękna chwila - mówił z kolei pierwszy bramkarz Tahiti. Meana Pito starał się zresztą po 0:5 z Polską i 0:3 z Senegalem dostrzegać kolejne pozytywy.

- Te wyniki można porównać do poprzednich mistrzostw, w których uczestniczyliśmy. Wtedy 0:5 to był najmniejszy wymiar kary. Większość spotkań zakończyła się naszą wyższą porażką. Ten wynik jest w pewien sposób pozytywny. Rozumiemy, że nie prezentujemy takiego poziomu jak rywale - dodał Pito.

Mundial o połowę lepszy

Debiutancki dla kadry Tahiti U20 mundial z 2009 roku rzeczywiście wypadł dla państwa z Oceanii słabo. Porażki po 0:8 z Hiszpanią i Wenezuelą oraz 0:5 z Nigerią sprawiły, że Tahiti zakończyło rywalizację nie tylko bez punktu, ale i z najgorszym bilansem bramkowym turnieju (0-21).

Wszystko wskazuje na to, że obecny mundial będzie dla "żelaznych wojowników" imprezą o połowę lepszą. Nikt tu nie wierzy, że w ostatnim meczu z Kolumbią Polinezyjczycy zainkasują kilkanaście goli. Wprost przeciwnie - sami mają polować na pierwsze mundialowe trafienie.

- Kolumbia to silna fizycznie i mocna technicznie drużyna, ale my naszymi meczami pokazaliśmy, że też potrafimy stwarzać sobie podbramkowe okazje. Trzeba zacząć je wykorzystywać - mówi Mathieu Fontaine.

Wicemistrzowie beach soccera. "Plaże są przecież wszędzie"

Gdyby mundialowa rywalizacja toczyła się na plaży, Tahitańczycy o jej rezultat byliby spokojni. Są aktualnymi wicemistrzami świata (już drugi raz z rzędu). To pokazuje jak na sport wpływają warunki i możliwości jego uprawiania.

- Plaże są przecież u nas wszędzie, w beach soccera gra się bardzo dużo. Do piłki nożnej 11-zespołowej potrzeba natomiast trawiastych obiektów. Na wyspie nie ma do futbolu odpowiedniej infrastruktury - wzrusza ramionami Pito.

Przez to nie ma też tylu zawodników, z których można wybierać tych najlepszych. Całe rozgrywki ligowe zawierają się na trzech poziomach. Co ciekawe reprezentacja U-20 też brała w nich udział. Grała w tamtejszej Ligue 1. Zajęła w niej siódme miejsce na 10 drużyn. Piłkarze znajdujący się w kadrze przeważnie nie robią kariery za granicami kraju. W 21-osobowej ekipie U-20 tylko sześciu gra w Europie. Wszyscy we Francji. Przeciętny kibic znał będzie raczej nazwy tylko ich trzech pracodawców. Tevaitini Teumer i Teari Bremond są graczami Tuluzy. Bramkarz Joselin Capel pracuje w Saint Etienne. Żadnego z tych zawodników nie zobaczymy jednak podczas meczów Ligue 1. Cała trójka występuje w rezerwach. Pozostali na co nie mieszczą się na ławkach rezerwowych swych czwarto- czy trzecioligowych ekip.

Ostatnie naszyjniki z muszli?

Nikt z reprezentacji Tahiti nie łudzi się, że na mundialu w Polsce zostanie dłużej i będzie mógł dalej zbierać cenne doświadczenie. Nikt nie chce też zdradzić, ile kompletów kolii z muszli zabrała ze sobą do Polski ta ekipa. Naszyjniki z muszli Tahitańczycy wręczają bowiem wszystkim swoim turniejowym rywalom. Dostali je Senegalczycy i Polacy, w środę wieczorem dostaną też Kolumbijczycy.

- Jak przyjeżdżasz na Tahiti to dostajesz wieniec z kwiatów. Jak wyjeżdżasz to w ramach podziękowania masz szansę otrzymać takie właśnie muszle. W sporcie to też jest takie życzenie szczęścia i powodzenia dla rywala. Miły gest fair-play jeszcze przed meczem, który nas tu nieco wyróżnia - mówi nam Fontaine.

Biało-czerwonym prezenty szczęście przyniosły. Po meczu z chęcią nosili je na swoich garniturach. Tahitańczycy dbają o to, by po mundialu pozostało po nich nie tylko wspomnienie dotyczące liczby zainkasowanych bramek i dostarczanych rywalowi punktów. By dokonać jakiegoś sportowego wyczynu, czyli np. samemu strzelić gola - co obecnie jest celem postawionym przez trenera Bruno Tehaamoana - też przydałby się im jednak jakiś amulet.

Dominik SteczykDominik Steczyk Kacper Sosnowski

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.