Jakub Piotrowski blisko mistrzostwa Belgii. "Odbiłem się od ściany, ale nie chcę wracać do ekstraklasy"

To nie jest wyśniony sezon Jakuba Piotrowskiego. Piłkarz KRC Genk gra rzadko - na chwilę wypadł nawet z reprezentacji Polski U-21. Ale na koniec rozgrywek ligi belgijskiej może się uśmiechnąć: jego klub jest o krok od mistrzostwa. A za rogiem czekają mistrzostwa Europy.
Zobacz wideo

450 minut – tyle dzieli Jakuba Piotrowskiego i KRC Genk od zdobycia mistrzostwa Belgii. Klub z Flandrii wygrał fazę zasadniczą sezonu Jupiler Pro League i w fotelu lidera rozsiadł się tak wygodnie, że na półmetku rundy play-off jest faworytem do zdobycia tytułu. Drugi Club Brugge traci do Genku sześć punktów, choć w zanadrzu wciąż ma bezpośredni mecz z drużyną Polaka. – To może być pierwsze mistrzostwo, które zdobędę w trakcie przygody z piłką – mówi nam Piotrowski, który w tym sezonie gra w klubie rolę trzecioplanową. – W Anglii do otrzymania medalu potrzeba pięciu meczów. Ja mam w lidze cztery, więc do końca sezonu udałoby mi się spełnić ten warunek – żartuje, a po chwili dodaje całkiem serio: – Nie mam miejsca w składzie, więc na treningach pracuję dla innych. A to ma znaczenie. To, jakim jestem przeciwnikiem dla kolegów, pomaga im w lidze. Ta jest szybsza niż polska, wymaga więcej umiejętności, trudno jest wejść do niej z marszu. Dlatego tak doceniam każdą minutę.

Sezon obejrzany z ławki. Co z Euro?

Jedną z nielicznych miłych chwil Piotrowskiego w tym sezonie był mecz reprezentacji Polski do lat 21 z Anglią. W Bristolu biało-czerwoni zremisowali z silniejszym przeciwnikiem 1:1, a pomocnik Genk był o krok od strzelenia gola. Wcześniej jednak trener Czesław Michniewicz pogroził mu brakiem powołania na mecze z Danią i Gruzją , a później ławką w decydującym o awansie na Euro 2019 dwumeczu z Portugalią. – Muszę szanować decyzję selekcjonera… Jego zdaniem nie byłem wtedy w stanie pomóc reprezentacji. Na początku było mi smutno, ale później zapytałem siebie: co mogę z tym zrobić? Mogę tylko trenować. Cud pewnie się nie wydarzy, nie zacznę nagle grać po 90 minut, więc mogę tylko się przygotować. Trener Clement wie, że jeśli nie będę grał, to mogę mieć problem, ale ma dziś poważniejsze sprawy, niż moja sytuacja – mówi 21-latek, który ma jeszcze pięć okazji na pojawienie się na boisku.

Sytuacja Genk jest komfortowa, ale piłkarze z Cristal Areny nie mogą być pewni mistrzostwa. Po fazie zasadniczej ich dorobek punktowy został podzielony i zaokrąglony o jedno „oczko” do góry. W przypadku, gdyby na koniec sezonu Genk miał tyle samo punktów, co Brugge, to tytuł zgarną zawodnicy Ivana Leko. Losy czempionatu rozstrzygną się więc prawdopodobnie 12 maja, gdy Piotrowski i spółka pojadą do Brugii. – System jest tu bardziej skomplikowany, niż u nas. To, co mamy w Ekstraklasie, to bułka z masłem przy tym, co ogarniają Belgowie. Nawet tutejszym kibicom nie podoba się dzielenie punktów i dwie fazy sezonu… Telewizje płacą jednak za to większą kasę i to powód takiego, a nie innego, rozwiązania – mówi Polak, który w rozgrywkach Jupiler Pro League rozegrał dotychczas tylko 133 minuty i dodaje: – Na początku sezonu nikt w naszym klubie nie wspominał nawet o pierwszym miejscu, ale odkąd zaczęła się faza play-off ludzie mówią wprost: chcemy mistrza. Kilka miesięcy temu miejsce na podium byłoby sukcesem, ale teraz sytuacja się zmieniła. Będziemy grać o pełną stawkę!

Jakub Piotrowski: Tonąłem w potoku własnych myśli

Były piłkarz Pogoni Szczecin nie ukrywa, że w Belgii miewał trudne chwile. Polskę opuścił przecież z etykietą wielkiego talentu, młodzieżowego reprezentanta, zawodnika, za którego Belgowie płacili rekordowe w historii Pogoni 2 mln euro. A i klub, który Piotrowski wybrał, nie był przypadkowy. Tam przecież wielką karierę rozpoczął Kevin De Bruyne – i jego drogą chciał podążyć Polak. Zamiast tego po niezłym początku i kilku meczach w eliminacjach Ligi Europy była ławka rezerwowych, a jeszcze częściej – trybuny. – Mam twardy charakter. Nie olewałem treningów, nie zarażałem kolegów złą energią, tylko zaciskałem zęby i biegałem. Ale w domu irytacji nie umiałem ukryć. Bo z poziomu „gram wszystko”, spadem na poziom „gram rzadko kiedy”. Kiedy wybierałem Belgię byłem przekonany, że dostanę więcej minut. Ale zderzyłem się ścianą – tłumaczy i opisuje kłopot, z którym musiał się zmierzyć: – Dużo myślę. Czasem to pomaga, bo dochodzę do jakichś wniosków, ale czasem przeszkadza. Przez pierwsze miesiące nie potrafiłem zorganizować sobie czasu, więc po treningu siedziałem w domu i zastanawiałem się o co chodzi, skąd biorą się problemy, co powinienem zrobić. Na szczęście w pewnym momencie dostrzegłem, że coś jest nie tak, że tonę w potoku własnych myśli. Zacząłem spotykać się z panią psycholog, która kilka kwestii mi wyjaśniła. Dzięki niej zrozumiałem, że każdy trening to ważna lekcja. Nie można żyć tylko od meczu do meczu.

W oczekiwaniu na transfery kolegów

Zimą Piotrowski mógł zostać wypożyczony do jednego z klubów belgijskich. Weto postawił jednak Genk, który nie zamierzał pozbywać się utalentowanego pomocnika. Sytuację 21-latka sondowały także kluby z Ekstraklasy, ale ten temat nigdy nie wyszedł poza fazę pytań. – Jeśli Genk nie chciał myśleć o puszczeniu mnie do klubu z Belgii, to tym bardziej nie puściłby do Polski. Sygnały pochodziły od drużyn spoza czołowej czwórki ligi. Na razie nie zamierzam jednak wracać do Ekstraklasy. Jeśli miałbym gdzieś iść, to wolałbym zostać w Belgii – mówi.

Wypożyczenie dałoby mu pewnie więcej rozegranych minut, niż czekanie na szansę w Genk. W tej chwili rywalizacja na środku pomocy klubu jest wielka. Przed Piotrowskim w kolejce do gry są Ukrainiec Rusłan Malinowski, młody Belg Bryan Heynen i Norweg Sander Berge. Być może nieco luźniej w kadrze zrobi się po letnim oknie transferowym, w którym zespół może opuścić m.in. Malinowski, którego od dawna obserwują kluby włoskie: Milan i Roma. – Myślę, że każdy z piłkarzy podstawowej jedenastki jest pod obserwacją silniejszych klubów. Na nasze spotkania cały czas przyjeżdżają skauci, niedługo pewnie pojawią się informacje o pierwszych ofertach. Awansujemy do Ligi Mistrzów, więc staniemy się naturalnym celem dla bogatszych drużyn szukających wzmocnień. Dlatego czekam cierpliwie. Mam świadomość, że dzięki transferom niedługo mogę przesunąć się w hierarchii pomocników – wyjaśnia Kuba.

Jechać na Euro i wskoczyć do składu

Piotrowski w Belgii walczy nie tylko o mistrzostwo, ale także o powołanie do kadry na Euro 2019, które już niedługo rozpocznie się we Włoszech i San Marino. Walczy nie tylko on, bo w Genk jego kolegami są Belgowie, z którymi prawdopodobnie zmierzy się w fazie grupowej – Nordin Jackers, Casper De Norre czy wspomniany Heynen. – Hiszpanie i Włosi dominują, wolą posiadanie piłki. My i Belgowie wolimy kontratak. Jestem ciekaw, jak będzie wyglądać nasza rywalizacja. Oni mają większe umiejętności indywidualne, a naszym atutem jest zespół. Portugalczycy też mieli gwiazdy: Joao Felixa, Diogo Jotę. I Euro obejrzą w telewizji – mówi.

Piotrowski ma świadomość, że gdy po mistrzostwach wróci do Belgii, jego karta może się w końcu odwrócić. – Wiem, że daję mało argumentów, by powołać mnie do reprezentacji, ale trener Michniewicz ma świadomość, że drużynie zawsze oddam serce. Być może jakimś argumentem będzie mistrzostwo, bo on też coś znaczy. Nie siedzę na ławce w zespole, który bije się o spadek, tylko w najlepszej drużynie poważnej ligi. Wiem, że już niedługo mogę być tu ważną postacią. Nie mam zresztą wyjścia. Pierwszy sezon był przejściowy, teraz idę na całego. Fajnie byłoby rozpocząć ten drugi rok w Genk od pokonania Belgów na Euro 2019!

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.