W Wielką Sobotę Schalke - z Wałdochem i Tomaszem Hajto w składzie - w wielkim stylu pokonało Bayern w Monachium 3:1. Poprzednio podopieczni Huuba Stevensa pokonali Bayer w Leverkusen 3:0 i Kaiserslautern 5:1. Schalke jest liderem Bundesligi, ma dwa punkty przewagi nad Bayernem oraz trzy nad Bayerem, Borussią Dortmund, Herthą Berlin i Kaiserslautern.
Tomasz Wałdoch: Na pięć kolejek przed końcem sezonu jesteśmy liderem Bundesligi. Na dodatek ze wszystkimi zespołami, z którymi walczymy o tytuł, mamy dodatni bilans bezpośrednich spotkań, a te - przy równej liczbie punktów - mają decydujące znaczenie. Z Bayernem wygraliśmy dwa razy, z Borussią oraz Bayerem mamy remis i zwycięstwo. Z Herthą gramy w sobotę u siebie, a w Berlinie wygraliśmy 4:0. Ja nie wystąpię w tym meczu, bo w Monachium dostałem piątą żółtą kartkę. Ale uważam, że koledzy sobie poradzą. Tak więc na nic nie możemy narzekać.
- Ja nie gram w piłkę miesiąc czy rok i wiem, że to wszystko bardzo szybko może się zmienić. Na razie sytuacja jest komfortowa. Mamy w rękach, i na dodatek mocno trzymamy, nitki prowadzące do kłębka, na końcu którego są sukcesy, jakich nie osiągnąłem nigdy w życiu. W polskiej lidze jako zawodnik Górnika byłem wicemistrzem kraju i grałem w przegranym finale PP. W kadrze, oprócz przegranego finału olimpiady w Barcelonie, także niewiele zdziałałem.
W Niemczech, w Bochum, grałem w pucharach, a poza tym spadałem z ligi i walczyłem o awans. Tak więc na razie niczego specjalnego nie osiągnąłem. I wciąż staram się nie myśleć, jak może być miło. Robimy swoje i w klubie, i kadrze, i liczymy, że efekty będą. Sytuacja jest o tyle korzystniejsza, że wszystko zależy od nas i jeśli czegoś nie zdobędziemy, pretensje będziemy mogli mieć tylko i wyłącznie do siebie.
- Na wszystkich jednakowo. Mówię, jeszcze niczego nie zdobyłem, więc jestem spragniony sukcesów. A gra w finałach MŚ to moje marzenie. Jednak i tytuł mistrzowski, i sukces z kadrą traktuję jednakowo. Choć na pewno są to sprawy nieporównywalne. Inaczej gra się w klubie, inaczej w kadrze. Obie sprawy łączy jedno: do szczęścia brakuje nam jeszcze pięciu zwycięstw. I w Bundeslidze, i w eliminacjach MŚ.
- Zdecydowanie to z Bayernem. Wygrać z nimi w Monachium to niesłychana sprawa. Schalke czekało na to 18 lat.
- Jak najbardziej. Przecież Bawarczycy przegrali na Stadionie Olimpijskim dwa ostatnie mecze. Oni zdecydowanie lepiej grają na wyjazdach. Dowód był na Old Trafford.
- Jeszcze nie. Ale komórkę mam cały czas włączoną. Jakby co, to czekam...
- Bayernowi. Dlatego że ich awans podniósłby prestiż ligi niemieckiej. Wyeliminowanie mistrzów Anglii byłoby wielką sprawą.
- Na pewno zazdroszczą nam pary duńsko-belgijskiej. Emile i Ebbe są bardzo skuteczni, bardzo pożyteczni dla drużyny. Po wygranej w Bayernie mamy aż 54 gole. Skuteczniejszy jest tylko Bayern.
- To dla nas powód do dumy. Mnie cieszy, że tracimy mało bramek, bo ja i Tomek głównie za to odpowiadamy. Widać jednak, że nasza gra nie jest oparta tylko na defensywie, nie gramy w myśl zasady: "przede wszystkim nie stracić". Cały zespół funkcjonuje idealnie.
- U siebie z Herthą, Wolfsburgiem i - w ostatniej kolejce - Unterchahing oraz na wyjazdach z broniącymi się przed spadkiem Bochum i Stuttgartem. Teoretycznie to łatwiejsi rywale niż Bayern czy Bayer, ale nam z zespołami z dolnej części tabeli zawsze grało się ciężko.
- Ja mam nadzieję, że do meczu z Unterchahing wszystko już będzie jasne.
- Tyle samo. I na pewno nie mało.