Piłkarki Kotwicy Kórnik, pierwszoligowego klubu z Wielkopolski, w środę opowiedziały o molestującym trenerze na antenie Radia Afera. Łukasz Jankowiak miał składać im dwuznaczne wiadomości przez internet, klepać po pupach i dotykać miejsc intymnych. Jedną zawodniczkę prosił o wysłanie zdjęć języka, innej proponował stosunek we troje. Młodsze chciał przytulać, starsze ogrzewać własnym ciałem. W środę pięć zawodniczek zgłosiło sprawę do prokuratury. Tego samego dnia Jankowiak został zawieszony w prawach członka zarządu Kotwicy Kórnik.
Możliwe, że od samego początku jej istnienia. Zgłaszają się dziewczyny, które dopiero teraz mają odwagę mówić o sytuacjach sprzed dziesięciu, jedenastu lat. Wzorują się na tych młodszych. One dały siłę reszcie.
Próbowałam się doszukać jakiegoś klucza, jak już ujawniło się kilka dziewczyn, ale wydaje mi się, że żadnej logiki w tym nie ma. To są rozmaite osoby pod każdym względem – wyglądu, charakteru, wieku… Były dwunastolatki, piętnastolatki, dorosłe kobiety. Blondynki, brunetki…
Nie, absolutnie. Prowadził wtedy zespół chłopców, a oni mieli treningi przed nami, więc i tak regularnie go widywałyśmy. Cały czas wysyłał wiadomości do dziewczyn. Ostatnie, które mamy, są sprzed paru tygodni. Z grudnia 2018 roku. To cały czas trwało. Nie trenował nas, ale wciąż był blisko, bo jako członek zarządu był odpowiedzialny za nasz zespół. Co ważne, on nie został odsunięty ze względu na molestowanie, tylko dlatego, że był słabym trenerem, denerwowało nas jego nagabywanie, ciągłe szantaże.
Jeżeli na treningu była słaba frekwencja, to słyszałyśmy, że obetną nam za dojazdy albo że rozwiążą drużynę. Wiecznie ten sam szantaż, tego już nie dało się wytrzymać. A przecież my nie dostawałyśmy pieniędzy za granie. Część dziewczyn studiowała, pracowała albo robiła obie rzeczy jednocześnie. Czasami nie można było pojechać na trening, bo były zajęcia. Jedna z zawodniczek schodziła z nocnej zmiany o szóstej, a o siódmej czy ósmej jechała z nami na mecz wyjazdowy. Nie spała całą noc, wychodziła na boisko i później słyszała, że się nie angażujemy.
Jak już nie dało się skoncentrować na graniu. Przed jednym z meczów zaprosiłyśmy trenera do szatni i powiedziałyśmy, że nie chcemy z nim dalej współpracować. Postawiłyśmy ultimatum – albo odchodzi on albo my. Powiedział, że w sumie się wypalił i chętnie odejdzie. Po całym zajściu usłyszałyśmy od członka zarządu, że jeszcze nie było takiej sytuacji, żeby drużyna zwolniła trenera i nigdy nam tego nie zapomną.
Wtedy nie rozmawiałyśmy w szatni o molestowaniu. To zaczęło wychodzić dopiero później. Faktycznym powodem odsunięcia był jego niski poziom jako trenera i jako człowieka.
Psychika ofiary nie funkcjonuje w taki sposób, jak się wszystkim wydaje. Dziewczyny, z którymi gram w drużynie od lat, dopiero teraz zaczęły o tym mówić. Łatwo się wypowiadać, jeśli się przez to nie przeszło. Zarzuty, że mówimy o tym teraz, bo chcemy się odegrać za wycofanie drużyny, że to zemsta, są absurdalne. Ludzie zwracają uwagę na to, kiedy o tym powiedziałyśmy, a nie na to, co nam się stało. Odwracają kota ogonem.
Nie wiem, jak dokładnie radziły sobie inne dziewczyny, ale na pewno było im trudno. Mnie trener klepnął w pośladki i zaproponował seks w trójkącie. Zniesmaczyło mnie to i zamurowało. Nawet nie wiedziałam, jak zareagować. Inne dziewczyny też dostały taką propozycję. A później okazało się, że miały miejsce jeszcze gorsze sytuacje. Niektóre dziewczyny zmagają się z dużą traumą. Mają kłopot z zaufaniem komukolwiek, ze zbudowaniem związku. Generalnie, nawet jeżeli ta sytuacja którejś z nas nie dotknęła osobiście, to i tak jest przykre. Wiesz, co się przydarzyło najbliższym koleżankom i współodczuwasz. One przez cały czas myślały, że są temu winne. Nikt im nie pomógł. Nikt nie zauważył.
Na pewno. Wiele zawodniczek o tym mówi.
Nie wiem. Ja go do pewnego momentu w miarę lubiłam, jak nie wiedziałam, że takie rzeczy się dzieją. Potrafił zażartować na treningu, atmosfera w klubie zaraz po tym, jak przyszłam, była wręcz rodzinna. Szybko się jednak przekonałam, co jest grane, bo jakieś pół roku po przyjściu zaczęłam dostawać dziwne wiadomości. Na początku nie reagowałam, bo myślałam, że to niewinne żarty.
Przypominam sobie dawne mecze z Polonią Środa Wielkopolska, czyli takie nasze derby, jak się z trenerem Powstańskim wyzywali. To było poniżej jakiegokolwiek poziomu. Nasz trener nie bardzo panował nad emocjami, na tyle, że w stosunku do nas odzywał się w sposób skandaliczny i niemożliwy do zaakceptowania nawet w przypływie emocji.
Nawet nie było mnie wtedy na treningu, bo byłam po operacji. Dowiedziałam się od koleżanki, że jedna z dziewczyn powiedziała w szatni o tym, co zrobił jej trener. Otworzyła się przed zespołem, ale kilka osób jej nie uwierzyło. To było cztery lata temu. To, że wtedy otrzymała tylko jednostkowe wsparcie, a nie od całej drużyny, jest straszne. Myślę, że to jeden z powodów, przez który dziewczyny się zablokowały. Nie chciały powiedzieć, bo mogło je spotkać to samo. Bały się, zamknęły się w sobie. Dopiero teraz jest atmosfera, która pozwala się otworzyć.
Gramy do jednej bramki, siedzimy w tym wszystkie razem. Wspieramy się, pomagamy sobie, rozmawiamy. Zawsze jest ktoś, kto porozmawia. Staramy się zapewnić dziewczynom, które tego potrzebują, opiekę psychologa. Namawiamy, tłumaczymy, robimy, co możemy.
(śmiech) Nam? Nam nie. Trzeciej lidze, tym dziewczynom, które zostały w klubie. Nie tym, które odeszły i potrzebują pomocy. Jest kilka, które zostały skrzywdzone. A takich, do których pisał, jest znacznie więcej, ale one najczęściej szybko odchodziły z klubu, żeby nie mieć z nim styczności.
Chłopak jednej z zawodniczek kiedyś przeczytał wiadomości od trenera, ale stanęło na tym, że dziewczyna po prostu odeszła. Jedna z młodszych dziewczyn powiedziała rodzicom co się działo i przestała przychodzić.
Tak, na początku grała w seniorskiej drużynie, a później trenowała z trzecią ligą.
Nie chciałabym go oglądać, ale jestem gotowa walczyć, żeby ten człowiek nie miał dostępu do żadnych dziewczyn. Dam radę.
Ja tak, ale kiedyś w innej drużynie działo się podobnie. Parę lat temu zobaczyłam dziwne wiadomości, które dostawała moja koleżanka od swojego trenera. Zareagowałam. Powiedziałam mu, że jeszcze jedna taka wiadomość i porozmawiamy inaczej. Zadziałało. Przynajmniej w jej przypadku.
Ale trener był straszony, na przykład rodzicami. Zresztą jedna zawodniczka prosiła go, żeby odszedł sam, ale tego nie zrobił. Obiecała, że jak się jeszcze raz dowie o czymś takim, to pójdzie z tym do prokuratury. No i teraz się dowiedziała. Dotrzymała słowa.
Gdybyśmy my nie zaczęły ze sobą o tym rozmawiać, to pewnie by to nie wyszło. Teraz panuje atmosfera pełnego wsparcia. Zaczęły mówić młodsze dziewczyny i tym ośmieliły resztę.
Nie spodziewałam się, że dotyczy to także osób nieletnich. Ten brak wsparcia od drużyny we wcześniej wspominanym przypadku na pewno był kluczowy. Reszta to obserwowała i później nie chciała o tym mówić, bo bała się, że też spotka się z niezrozumieniem. Że ktoś im nie uwierzy, że odrzuci, może wyśmieje. Ważne było też to, że on do pewnego momentu miał nad nami władzę. Kontrolował to wszystko, bo był łącznikiem między drużyną a prezesem. Filtrował informacje, mówił prezesowi i zarządowi to, co chciał im powiedzieć. Dlatego później byli do nas tak nastawieni i możemy się jedynie domyślać, jakie mieli o nas zdanie. Jedna z dziewczyn powiedziała przy prezesie, że może trener powinien podać powód, dla którego zawodniczki rezygnują. Wtedy od razu kierował rozmowę na inne tory, znowu zaczynało się przekrzykiwanie. Pierwsze normalne spotkanie z prezesem miałyśmy dopiero ostatnio, jak wycofali nam drużynę. Był sam, nie było obok niego trenera, który mógł wszystko kontrolować i zmienić temat.
Żeby dziewczyny ze świata sportu wiedziały, że nie muszą się na coś takiego godzić. Żeby miały świadomość, że to nie ich wina, a ludzie, którzy to robią, nie czuli się bezkarni. Chcemy też chronić nasze młodsze koleżanki, które zostają w tej drużynie.
Nie, ja sobie tego nie wyobrażam. Nie dam rady zostać.
Budujące jest ogromne wsparcie docierające z całej Polski. Niestety są również komentarze negatywnie odnoszące się do nas i do całej sytuacji. Uważam, że są spowodowane albo brakiem umiejętności czytania i słuchania ze zrozumieniem albo zwyczajną potrzebą wrzucenia hejtu do sieci. Najważniejsze, że my same jesteśmy przekonane o słuszności i wadze sprawy, jaką poruszyłyśmy. Wszystko jest podparte mocnymi dowodami, sprawa jest już w prokuraturze. Wierzymy, że upubliczniając akcję, pomożemy również innym kobietom związanym z innymi dyscyplinami, dodamy odwagi.
Mówią, że nie. Nie jestem pewna. Część zawodniczek twierdzi, że koordynator sekcji kobiecej o tym wiedział, a wszyscy w zarządzie są bardzo bliskimi kolegami. Przy każdej sprawie, którą chciałyśmy załatwić, zderzałyśmy się z murem. Oni byli przeciwko nam, bo odsunęłyśmy ich kolegę. Cała drużyna zwalnia trenera, a nikt z zarządu nie pyta, dlaczego. Nikogo nie interesuje podstawowa sprawa: co poszło nie tak, że wszystkie dziewczyny miały go dosyć. Zamiast zadać takie pytanie, woleli straszyć, że nigdy nam tego nie zapomną.
Zakładając, że taka rozmowa odbyłaby się w normalnej atmosferze, to sądzę, że byśmy powiedziały. Były w tej szatni zawodniczki, które mogły wtedy powiedzieć o co chodzi. Gdyby nie było krzyków, kolejnej awantury, tylko normalna rozmowa, to może ten koszmar skończyłby się już wtedy.
Nie, my o tym nie decydowałyśmy, ale bardzo się ucieszyłyśmy, że będzie nas trenowała Hania Sokół. Była moją trenerką już wcześniej i tutaj sporo dziewczyn też ją znało. Atmosfera w drużynie była lepsza – zeszło z nas trochę powietrza, treningi były profesjonalne, no i nie dostawałyśmy głupich wiadomości.
Tego nie mogę powiedzieć, bo miałam kilku świetnych trenerów. Dobrych ludzi.
To było oburzające, dało nam do myślenia. Ale zobacz, jaka była reakcja ludzi – momentalnie ten facet został skrytykowany za to, co powiedział. Przemyślał i przeprosił. Dyskryminacja kobiet w sporcie jest popularna, ostatnio piłkarze FC Basel mieli uroczystą kolację z okazji 125-lecia klubu, a piłkarki podczas tego przyjęcia były kelnerkami. Na koniec dostały kanapki.
Nie wiem. Jestem kontuzjowana, więc na szczęście nie muszę tej decyzji teraz podejmować.