Szymon Jadczak: Nic na to nie wskazuje.
Trwa agonia klubu. W kasie nie ma nawet złotówki. Zastrzeżenia można mieć też do sposobu prowadzenia negocjacji z inwestorami. W pewnym momencie dowiedziałem się, że w rozmowach brał udział nie zarząd klubu, a dyrektor ds. sprzedaży. W tym momencie nie ma poważnych chętnych do przejęcia Wisły. Jeśli ktoś zdecyduje się to zrobić, to tylko desperat.
I raczej się nie pojawią, bo po tym co wydarzyło się w czwartek i co wyszło w trakcie audytu nie widzę możliwości, aby ktoś poważny wszedł w Wisłę. Nikt nie zainwestuje milionów złotych, skoro ludzie z którymi się negocjuje nie są poważni. Włos jeży mi się na głowie, gdy słyszę, na co wychodziły z Reymonta pieniądze i jak podniósł się stan życia niektórych ludzi związanych z klubem. Poza tym nieco niezauważona przeszła informacja, którą pani prezes Marzena Sarapata przekazała nam w rozmowie z „Gazetą Krakowską”, a mianowicie, że sprawami księgowości spółki Wisła i Towarzystwa Sportowego zajmują się te same osoby.
Według moich informacji, gdyby ktoś wszedł do klubu, to po analizie dokumentów powinien poważnie zastanowić się nad złożeniem zawiadomienia do prokuratury. Niektórzy ludzie Wisły woleliby pewnie tego uniknąć. Od dawna mówi się o różnych audytach, chociaż nikt żadnego jeszcze nie widział. W rzeczywistości nikt w klubie nie potrafi powiedzieć, na co rozeszły się pieniądze. Nawet rzecznik prasowa Iwona Stankiewicz napisała niedawno na Twitterze, że „Na ten moment rzeczywisty dług klubu to ok. 24 mln zł”. Około? To ona wie ile czy nie wie? To wszystko jest groteskowe. Wiem, że klub od dawna generował jakieś tam przychody, ale mimo to i tak co miesiąc w kasie brakowało nawet ponad miliona złotych.
Możliwe, ale Wisła miała przecież także przychody, a dziura i tak była wielkości miliona.
Kluczowe jest to, co w głowach mają piłkarze. Dla nich ta sytuacja to potężny cios. Ludzie, którzy chcieli przejąć Wisłę, obiecali im, że do piątku kasa będzie na kontach. A wiadomo, że nie będzie. Taka informacja tuż przed świętami to nokaut. Zawodnicy dograją pewnie mecz z Lechem Poznań, a później rozjadą się do rodzin i już nigdy nie pojawią się w Krakowie. No chyba, że w mieście zjawi się szejk na białym koniu i z wielkim workiem kasy w sakwie.
Tak, do końca roku, ale w tym momencie to najmniejszy problem. W klubie panuje chaos. Są konflikty między frakcjami. Nawet jeśli umowa będzie rozwiązana to niczego to nie poprawi.
Bardzo realne. Między panami nastąpił jednak konflikt. Ale obaj dbają o swoje interesy. Póki będą istniały podmioty jak SKWK czy sekcja „Trenuj Sporty Walki”, to nic się nie zmieni.
Ale mają sposoby, żeby komunikować się ze światem zewnętrznym.
Panią prezes traktuję jako osobę, która nie była do końca samodzielna i działała w pewnych warunkach. Jej pojawienie się to efekt przejęcia władzy przez kiboli związanych z grupą „Sharks”. Mieli oni uratować Wisłę przed IV ligą, a na razie wszystko zmierza ku większej tragedii. W tej chwili trwają zawirowania, które mogą doprowadzić do tego, że nawet na tym poziomie rozgrywkowym Wisła nie wystartuje. Sam jestem ciekaw gdzie ta Wisła dopłynie.