Wayne Rooney, czyli symbol rozczarowania reprezentacji Anglii

Chociaż Wayne Rooney jest najskuteczniejszym strzelcem w historii reprezentacji Anglii, to przez lata stał się symbolem pokolenia, które z kretesem przegrywało mistrzostwa świata i Europy. Napastnik doczekał się rzeszy krytyków, która podważa nawet jego symboliczne pożegnanie z kadrą.

119 meczów i 53 gole - to dorobek Wayne'a Rooney'a w reprezentacji Anglii. Chociaż 33-latek jest najskuteczniejszym strzelcem w kadrze narodowej, a więcej występów w niej ma tylko Peter Shilton, to jego reprezentacyjna kariera naznaczona jest wiecznym rozczarowaniem i krytyką.

W czwartek Rooney zagra ostatni mecz w reprezentacji Anglii. Gareth Southgate powołał napastnika na towarzyskie spotkanie z USA na Wembley. USA, w którym były zawodnik m.in. Manchesteru United powoli kończy karierę. Początek meczu o godz. 21.00.

Polska - Czechy. Jerzy Brzęczek zwraca kadrze skrzydłowych. To jedyna rozsądna decyzja czy gra w rosyjską ruletkę?

Krytyka obecna już przy debiucie

Był 12 lutego 2003 roku, kiedy Rooney wszedł na boisko w drugiej połowie przegranego 1:3 meczu towarzyskiego z Australią. Ówczesny napastnik Evertonu miał wtedy 17 lat i 111 dni i stał się najmłodszym reprezentantem Anglii (rekord w 2006 roku pobił Theo Walcott) w historii, bijąc o 142 dni rekord Jamesa Prinsepa z 1879 roku.

Po meczu angielskie media skupiły się głównie na krytyce Svena-Gorana Erikssona i jego zespołu. "Guardian" pytał nawet: "Krykiet, tenis, rugby, a teraz piłka nożna. Czy istnieje sport, w którym Anglia może pokonać Australię?" Mimo to, ciepłych słów dla Rooney'a nie zabrakło. 17-latek wyraźnie ożywił grę zespołu. To on podawał do Jermaina Jenasa, którego dośrodkowanie na jedynego gola zamienił inny debiutant - Francis Jeffers.

Był to pierwszy, ale zarazem jeden z niewielu momentów, w którym o Rooney'u-kadrowiczu mówiono i pisano dobrze.

Z Rooney'em wygraliby Euro?

Niespełna cztery miesiące później napastnik po raz kolejny zapisał się na kartach angielskiego futbolu. Była 53. minuta meczu przeciwko Macedonii w eliminacjach Euro 2004, kiedy Rooney zdobył pierwszą bramkę w reprezentacji. Charakterystycznym, długim podaniem popisał się David Beckham, piłkę głową zgrał Emile Heskey, a liczący 17 lat i 317 dni zawodnik został najmłodszym strzelcem gola w angielskiej kadrze.

Drużyna Erikssona wygrała grupę eliminacyjną i pojechała na turniej do Portugalii, gdzie dotarła do ćwierćfinału. Stwierdzenie, że bez Rooney'a Anglicy nie zaszliby nawet tam, nie będzie nadużyciem. Napastnik zdobył cztery bramki w fazie grupowej, a gol w meczu ze Szwajcarią (3:0) na cztery dni uczynił go najmłodszym strzelcem w historii mistrzostw Europy.

Polska - Czechy. Kamil Grosicki: Zapowiadałem, że przyjadę w lepszej formie. I jestem

Z turniejem Anglicy pożegnali się (a jakby inaczej?) po rzutach karnych z Portugalią. Rooney nawet do nich nie dotrwał, bo już na początku meczu złamał piątą kość śródstopia i w 27. minucie został zmieniony przez Dariusa Vassella. - Z Rooney'em w składzie awansowalibyśmy do półfinału. Mielibyśmy szansę na zdobycie tytułu. On sam mógłby też zostać najlepszym piłkarzem turnieju, ale trudno na takiego wybrać zawodnika, który rozegrał trzy mecze i 27 minut - mówił Roy Hodgson, były selekcjoner Anglików, który w tamtym czasie był członkiem grupy technicznej UEFA.

Chociaż Rooney ostatecznie znalazł się w najlepszej jedenastce turnieju, to rozczarowanie pierwszą wielką imprezą było duże. Nastolatek, który kilka tygodni później został piłkarzem Manchesteru United, nie mógł jednak spodziewać się, że Euro w Portugalii będzie najmilej wspominanym turniejem w jego karierze.

Deptanie Carvalho, "oczko" Ronaldo

Kolejne wielkie imprezy były nieporównywalnie większymi klęskami. Albo nawet katastrofami takimi jak ta, że Rooney i reprezentacja Anglii nie pojechali na Euro 2008, bo już w kwalifikacjach lepsi okazali się Chorwaci i Rosjanie.

Niewiele zabrakło też, by napastnik, nie znalazł się w kadrze Anglików na mundial w Niemczech. Wszystko przez kontuzję, której doznał pod koniec sezonu w meczu przeciwko Chelsea. Uraz po starciu z Johnem Terrym wykluczył go jednak 'tylko' z pierwszego spotkania przeciwko Paragwajowi (1:0).

Rooney, jako rezerwowy, wrócił na kolejny mecz z Trynidadem i Tobago (2:0), przeciwko Szwecji (2:2) znalazł się już w podstawowym składzie. Ale turnieju i tak nie będzie wspominał dobrze.

Była 62. minuta ćwierćfinału z Portugalią, kiedy zobaczył czerwoną kartką za chamskie nadepnięcie na krocze Ricardo Carvalho. Pierwszym piłkarzem, który dobiegł do sędziego - Horacio Elizondo - i wywierał na nim presję, był klubowy kolega Rooney'a - Cristiano Ronaldo. Po usunięciu Anglika z boiska, kamery wyłapały moment, w którym zadowolony Portugalczyk puszcza oko do własnej ławki rezerwowych.

Polska - Czechy. Jerzy Brzęczek: Koniec eksperymentów, wracamy do sprawdzonego systemu

Sytuacja wywołała burzę na Wyspach. Dziennikarze i eksperci nie mogli zrozumieć zachowania Ronaldo względem klubowego kolegi. - Myślę, że kiedy Rooney zjawi się na treningu Manchesteru United, wymierzy Ronaldo cios - powiedział Alan Shearer. - Gdyby któryś z moich kolegów postąpił podobnie, już nigdy bym z nim nie rozmawiał - dodał grający wówczas w Liverpoolu i reprezentacji Anglii Steven Gerrard.

- To, co powiedziano o mnie oraz moim przyjacielu i koledze z drużyny, Rooney'u, jest niewiarygodne - skomentował sprawę Ronaldo. Tamten mecz w Gelsenkirchen Anglicy - oczywiście po rzutach karnych - przegrali.

Krytyka za gwizdy

Cztery lata później w RPA Anglicy znów mieli "sprowadzić futbol do domu." U szczytu formy byli Gerrard, Frank Lampard, Ashley Cole czy John Terry. No i Rooney, który w eliminacjach do MŚ w 2010 roku strzelił dziewięć goli, o jedno trafienie ustępując Grekowi - Theofanisowi Gekasowi.

Prowadzeni przez Fabio Capello Anglicy po raz kolejny jednak rozczarowali, kończąc turniej na 1/8 finału po porażce 1:4 z Niemcami. Chociaż media wiele pisały o niesłusznie nieuznanym golu Lamparda, to piłkarzom oberwało się jeszcze mocniej. Zwłaszcza Rooney'owi, który zdecydował się na krytykę kibiców po tym, jak ci wygwizdali zespół po bezbramkowym remisie z Algierią.

- Tak, właśnie na tym polega prawdziwe wsparcie zespołu w trudnych chwilach. To żenujące - wypalił.

Symbol rozczarowania i straconego pokolenia

W kolejnych latach Rooney był krytykowany nawet wtedy, gdy w beznadziejnie grającej reprezentacji, należał do najjaśniejszych postaci. Na Euro 2012 pauzował w dwóch pierwszych meczach za czerwoną kartkę w ostatnim meczu kwalifikacji przeciwko Czarnogórze. Rooney wrócił na spotkanie z Ukrainą i strzelił jedynego gola, który dał Anglikom awans do ćwierćfinału. Tam - po raz kolejny po rzutach karnych - lepsi okazali się Włosi. Chociaż "Wazza" swoją jedenastkę wykorzystał, to po turnieju sfrustrowany Capello powiedział, że Rooney nie jest prawdziwym liderem i "dobrze gra tylko w Manchesterze."

Zawodnik publicznie chłostany był też po mundialu w Brazylii i Euro we Francji, gdzie zdobył po bramce. Anglicy turnieje te kończyli jednak odpowiednio w grupie i 1/8 finału po pamiętnej porażce z Islandią 1:2.

Media na Wyspach coraz częściej i coraz więcej pisały na temat przydatności Rooney'a w reprezentacji. Dla wielu napastnik stał się symbolem rozczarowania i straconego pokolenia, które z kretesem poległo na kilku wielkich turniejach.

Reprezentacja. Polska - Czechy. Bilety po 20 zł podziałały, ale kompletu w Gdańsku nie będzie

W marcu 2017 roku Southgate nie powołał piłkarza na mecze eliminacji MŚ w Rosji. Chociaż selekcjoner Anglików znalazł dla Rooney'a miejsce w kadrze na spotkania wrześniowe, to ten powołanie odrzucił i oficjalnie zakończył reprezentacyjną karierę. Ostatni mecz w kadrze narodowej rozegrał 11 listopada 2016 roku, kiedy Anglicy pokonali 3:0 Szkocję, a Rooney zanotował asystę przy golu Gary'ego Cahilla.

- Dziś wiem, że były momenty, w których nie cieszyłem się grą w kadrze tak, jak powinienem. Oczekiwania wobec mnie były ogromne, a i ja sam nakładałem na siebie ogromną presję. Chciałem stawać na wysokości zadania, jednak często mi to nie wychodziło, przez co nie zawsze byłem szczęśliwy - powiedział Rooney na wtorkowej konferencji prasowej.

"Jesteśmy dziwnym krajem"

Dziś złej krwi między zawodnikiem a selekcjonerem nie ma. To Southgate wpadł na pomysł, by mecz z USA był oficjalnym pożegnaniem Rooney'a. Sam zawodnik w ostatnich dniach chwalił zaś selekcjonera za odważne wprowadzenie młodzieży do reprezentacji, co zaprowadziło Anglików do czwartego miejsca na rosyjskim mundialu.

Tamtejsze media nie byłyby jednak sobą, gdyby nawet w takiej chwili nie podgrzały tematu powołania. Dla wielu obecność Rooney'a na zgrupowaniu nie ma najmniejszego sensu, tak samo jak jego symboliczne zakończenie reprezentacyjnej kariery.

- Myślę, że powinno stać się to tradycją. Wielu starszych ode mnie zawodników, w tym mistrzowie świata z 1966 roku, nie otrzymali odpowiedniej wdzięczności i słów pożegnania. Mam nadzieję, że za 10 czy 15 lat, kiedy karierę kończyć będzie np. Harry Kane federacja zrobi to samo. Wierzę, że pożegna wtedy kogoś, kto pobije mój strzelecki rekord - powiedział Rooney.

I dodał: - Gdyby mecz z USA miał zdecydować o tym, że będę miał też najwięcej występów w reprezentacji [Rooney ma sześć występów mniej od Shiltona - red.], to nie zgodziłbym się na coś takiego. Spotkanie towarzyskie, w którym będziemy też zbierać pieniądze dla chorych dzieci, jest jednak odpowiednim momentem do pożegnania się.

- Jesteśmy dziwnym krajem. Najpierw narzekamy na to, że nie osiągnęliśmy tyle, ile powinniśmy, a później zastanawiamy się, czy warto uhonorować najlepszego strzelca w naszej historii. To nie jest powołanie na siłę, tylko skorzystanie z okazji, by zrobić coś, na co nie było czasu wcześniej - bronił pomysłu i decyzji Southgate.

- Sami byliśmy w Niemczech, gdy karierę kończył Lukas Podolski. Oni pokazali nam, że to doskonały sposób na honorowanie zawodników, którzy w piękny sposób zapisali się na kartach naszej historii. Wcześniej nie zachowywaliśmy się w ten sposób, co uważam za wielki błąd. Mam nadzieję, że w przyszłości nie pozwolimy sobie na podobny - zakończył.

Wbrew pierwszym przewidywaniom, Rooney nie znajdzie się w podstawowym składzie na mecz z USA. Na boisku ma pojawić się po przerwie, na kilkanaście ostatnich minut.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.