Polscy zawodnicy, którzy na mundialu w Meksyku zajęli siódme miejsce, wrócili już do kraju. W środę na stadionie Legii Warszawa spotkali się z dziennikarzami i podsumowali swój występ na mistrzostwach świata. Przypomnijmy, że nasza drużyna była o krok od awansu do półfinału. W decydującym meczu prowadziliśmy z Angolą już 3:1, ale w ostatnich sekundach zawodnicy z Afryki (ostatecznie mistrzowie świata) odrobili straty i doprowadzili do do dogrywki oraz rzutów karnych.
Rozmowa z Przemysławem Świerczem, kapitanem reprezentacji Polski w amp futbolu .
Przemysław Świercz: Weź nie pytaj, weź się przytul… (śmiech). Niestety, sport bywa brutalny.
- Gdzieś w sercu czuję jeszcze niedosyt, bo nie da się tego meczu całkowicie wyrzucić z pamięci. Pewnie każdy z nas to przeżywa inaczej. Nie chciałbym jednak tego meczu jakoś długo rozpamiętywać. To była cenna lekcja, nauka na przyszłość i tyle. Ciągłe rozdrapywanie ran nie ma większego sensu. Poza tym po przegranym ćwierćfinale wiedziałem, że musimy jak najszybciej ten ból odrzucić. Zależało mi , żeby - dosłownie – tych chłopaków jak najszybciej podnieść z murawy i skupić się na tym co przed nami. Noc była ciężka, nie mogliśmy zasnąć, ale czekało nas spotkanie z Anglią, które decydowało o tym czy będziemy grać o miejsca 5-6 lub 7-8. W końcu wciąż byliśmy w grze. Początek spotkania pokazał, że nie byliśmy sobą, nie potrafiliśmy zapomnieć o przegranym ćwierćfinale w tak dramatycznych okolicznościach. Straciliśmy dwie bramki w pierwszych pięciu minutach. Dopiero potem weszliśmy na właściwe tory, ale skończyło się porażką. Bardzo się cieszę, że pokonaliśmy Hiszpanię w meczu o siódme miejsce. Pokazaliśmy charakter i to zwycięstwo jeszcze bardziej nas scementowało. Kolejna porażka i zajęcie 8. miejsca mogłoby nas wpędzić w niebezpieczny dołek.
- Jesteśmy ekipą złożoną z mocnych charakterów. Każdy z nas ma inną historię. Niektórzy są po amputacjach w wyniku wypadku czy nowotworu lub po prostu urodzili się bez jednej kończyny. Amp futbol to jedna z naszych największych pasji. Utrzymujemy się z czegoś innego. Wśród nas są uczniowie, studenci , pracownicy Urzędów Skarbowych, korporacji, właściciele firm. Tworzymy zgraną paczkę, w której jednak też czasami kipią emocje. Zdarza się, że na boisku dochodzi do zgrzytów, testosteron buzuje, ale po zakończeniu treningu lub meczu podchodzimy i wszystko sobie wyjaśniamy. Nie ma fochów, nie obrażamy się na siebie. Mówimy co nam leży na sercu i wtedy znajdujemy rozwiązanie problemu. „Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego” oraz „niemożliwe nie istnieje” - to hasła, które nam przyświecają.
Teraz myślimy tylko o nadchodzących mistrzostwach Europy, które zostaną rozegrane za dwa lata. Uważam, że największe sukcesy dopiero przed nami. Jeżeli utrzymamy tę drogę rozwoju, to aż boję się pomyśleć co jesteśmy w stanie osiągnąć. Dlatego to już ostatnie chwile na wywiady i spotykanie z dziennikarzami. Zabieramy się za ciężką pracę.
Wisła Kraków może zostać przejęta przez Anglików
- Nie chcę oceniać występu reprezentacji w Rosji na podstawie naszej gry na mundialu w Meksyku. To jest zupełnie inna konkurencja, inna reprezentacja oraz inni rywale. Nie znam przyczyn czerwcowej porażki, nie wiem co zadecydowało o tak słabym wyniku. Mogę tylko powiedzieć, że wsparcie, jakie dostajemy m.in. od Roberta Lewandowskiego, Łukasza Fabiańskiego i Kamila Grosickiego jest dla nas niesamowicie ważne. Bardzo nam pomagają w promocji tej dyscypliny. Dzięki nim jeszcze więcej osób po amputacjach uwierzy w siebie i zacznie uprawiać ten sport. Liczę, że już wkrótce reprezentacja będzie jeszcze mocniejsza. Dostajemy pytania od zawodników po amputacjach, którzy chcieliby się sprawdzić i spróbować swoich sił w amp futbolu. W listopadzie organizujemy dla nich zgrupowanie i czekamy na perełki. Wiem, że nawet jedna dziewczyna chce spróbować swoich sił. Na turnieju w Meksyku w kadrze Urugwaju zagrała zawodniczka, więc liczymy też na żeńskie wzmocnienie. Dlaczego nie?
- Tak, ale nie mam z tym problemu. Jeżdżę do szkół, firm i na swoim przykładzie chcę pokazywać, że można doceniać dar życia i czerpać z niego jak najwięcej - nawet w najtrudniejszych sytuacjach. Z każdym bolesnym momentem, które nas spotyka, jesteśmy w stanie sobie poradzić. Pod warunkiem, że naprawdę chcemy o siebie powalczyć. Po wypadku miałem dwa wyjścia: zamknąć się w sobie, użalać nad swoim losem i mieć pretensje do świata, a drugim wyjściem było wyciągnięcie z tego co mnie spotkało, wszystkiego co najlepsze. Gdyby nie wypadek, to nie rozmawialibyśmy teraz ze sobą, nie grałbym z orzełkiem na piersi. Dlatego tak bardzo chcę pokazywać tę pozytywną stronę, choć wiadomo, że w pierwszej chwili , gdy spotyka nas taki dramat, może się wydawać, że to koniec wszystkiego. Prawda jest inna. To może być początek nowej, wyjątkowej drogi.
Football Leaks i Der Spiegel publikują kolejne dokumenty. Kulisy negocjacji Kyliana Mbappe z PSG
- Z grupą znajomych motocyklistów wybraliśmy się do Norwergii. To był piąty dzień wyjazdu. Dojeżdżaliśmy już do celu, w którym mieliśmy nocować. Zostało nam 30 km. Nagle z naprzeciwka wyjechał mi kamper. Uderzyłem w jego bok. Prawa noga była bardzo mocno zniszczona: spalona skóra, zmiażdżone kości. Trafiłem do szpitala na salę operacyjną. Norwescy lekarze podjęli błyskawiczną decyzję o amputacji podudzia. Uratowali w ten sposób staw kolanowy i pozostałą część kończyny. Za to jestem im wdzięczny. Po wypadku przez tydzień jeszcze leżałem w szpitalu w Norwegii. Przeszedłem dwie operacje, sprawdzające stan kolana, skóry i mięśni. W Polsce przeszedłem dwie kolejne operacje przeszczepu skóry, później rehabilitacja i jestem tu gdzie jestem.
- Może wielu w to nie uwierzy, ale cieszyłem się. Serio. Czułem radość, że mogę oddychać. Radość, że żyję. Byłem szczęśliwy, że kręgosłup jest cały, że głowa jest cała, że mam całe ręce, jedną nogą i kawałek drugiej.
- Okres od wypadku do teraz postrzegam przede wszystkim, jako mega niesamowity czas. Zacząłem grać w amp futbol, ożeniłem się, na świat przyszły moje dwie córeczki, skończyłem studia podyplomowe, zadbałem o swój wewnętrzny rozwój i stawiam sobie nowe wyzwania. Teraz jestem trenerem biznesu i trenerem mentalnym. To moja zawodowa droga, na której chciałbym się całkowicie skupić po zakończeniu gry w amp futbol.
Łukasz Piszczek wyrównał rekord Borussii Dortmund
- Nigdy bym nie cofnął. Mówię to z pełną świadomością. Po wypadku wydarzyło się mnóstwo innych wspaniałych rzeczy. Choćby zbiórka pieniędzy na moją protezę. Dla mnie to była ogromna pomoc, ale dla innych możliwość zrobienia czegoś dobrego. Inna sprawa, że gdyby nie wypadek to o karierze sportowca mógłbym zapomnieć. Tymczasem otworzyły się dla mnie nowe drzwi . Jestem kapitanem reprezentacji Polski w amp futbolu i czuję się szczęśliwym człowiekiem. Wprawdzie moja siostra czasami grozi palcem i powtarza: „nie mów tak, żebyś nie cofnął czasu”. Wtedy odpowiadam, że tak właśnie czuję, w końcu to moje życie. Być może gdyby nie wypadek, to trzy dni później jechałbym z większą prędkością i już bym nie żył. Dlatego nie ma co analizować, co by było gdyby. Jest tylko tu i teraz. Chciałbym, żeby moje życie było przykładem tego, że można cieszyć się z życia oraz inspiracją dla innych.