Serie A. Krzysztof Piątek i jego droga do Genoi. Najpierw plakat Ronaldo, a potem dziewczyna z Lubina. I ciężka praca

- Nie zapowiadał się na tak ogromny talent, ale zawsze miał zapał. Do tego potrafił słuchać i chciał się uczyć, a w Lubinie poznał dziewczynę, która pozmieniała jego priorytety - mówią o Krzysztofie Piątku osoby, które go znają.

Pięć meczów, jedenaście celnych strzałów, sześć goli - najwięcej w Serie A. Najwięcej jako debiutant w tej lidze od sezonu 1999/2000. Czyli od przyjścia do niej Andrija Szewczenki - ukraińskiego napastnika, który trafił do AC Milan za 20 mln euro z Dynama Kijów. Krzysztof Piątek aż tyle nie kosztował (Genoa zapłaciła za niego Cracovii 4 mln euro). Nie był nawet w dwudziestce najdroższych zagranicznych transferów do ligi, ale i tak przez „La Gazzetta dello Sport”, największy sportowy dziennik we Włoszech, został uznany za najlepszego obcokrajowca, który latem trafił do Serie A. Wyprzedził Kevina-Prince'a Boatenga (US Sassuolo) oraz Soualiho Meite (Torino FC), a także... Cristiano Ronaldo (Juventus Turyn), którego transfer dziennikarze z Italii ocenili jako rozczarowanie.

Mógł trafić do Legii, wybrał Cracovię

Propozycje z zagranicy miał już na początku minionego sezonu - zgłaszały się kluby z Turcji, obserwowała go też Genoa. Transfer odradził mu wtedy jego ówczesny trener Michał Probierz, który rozpoczął z Piątkiem pracę w Cracovii. - My też nie naciskaliśmy. Tym bardziej że to nie była żadna nowość, bo zapytania o Krzyśka dostawaliśmy już wcześniej, dużo wcześniej - mówi Szymon Pacanowski z Fabryki Futbolu, agencji menedżerskiej, z którą związany jest Piątek.

- Pierwsze oferty pojawiły się kilka lat temu, jak jeszcze grał z Zagłębiem w pierwszej lidze. Wtedy to już w ogóle było za wcześnie. Byliśmy świadomi, zgodni, że Krzysiek nie jest jeszcze gotowy, by za granicą szybko stać się czołową postacią w klubie. Że musi najpierw awansować z Zagłębiem do ekstraklasy, a później najlepiej jeszcze zmienić klub, zmienić miasto na większe, gdzie jest większa presja oraz międzynarodowa szatnia, w której złapie kontakt z obcym językiem - tłumaczy Pacanowski.

Krzysztof Piątek oczarował Włochów. Szaleństwo na punkcie polskiego napastnika >>

I takim sposobem Piątek w sierpniu 2016 r. trafił właśnie do Cracovii. Zabiegała też o niego wtedy Legia, ale Piątek wiedział, że na Łazienkowskiej, gdzie grali Nemanja Nikolić i Aleksandar Prijović, większych szans na regularne występy mieć nie będzie. Co innego w Cracovii, gdzie praktycznie z dnia na dzień stał się pierwszoplanową postacią. Probierz szybko ogłosił go zastępcą kapitana drużyny Miroslava Covilo, pozwolił także wykonywać wszystkie rzuty karne.

Pacanowski: - Mocna pozycja Piątka w Cracovii nas nie zaskoczyła. Nieskromnie powiem, że liczyliśmy, iż szybko tam się ugruntuje, dostanie szansę. Jak na polskie warunki to był przecież duży transfer. Niecodziennie zdarza się, by klub z ekstraklasy wydawał na polskiego piłkarza aż tak duże pieniądze [600 tys. euro].

Miłosz Przybecki, który pomagał przy pierwszych obserwacjach

Zanim jednak Piątka zaczęły obserwować zagraniczne kluby, wypatrzyła go Fabryka Futbolu. A konkretnie Dariusz Wojciechowski, który w agencji jest odpowiedzialny za wyławianie młodych talentów. - To był mecz juniorów Zagłębia Lubin. Z ręką na sercu panu mówię, że od razu wpadł mi w oko, pomyślałem sobie: „kurde, ale fajny chłopak”. A czym mnie ujął? Tym, że był zadziorny. Nawet jeśli coś mu się nie udawało, nie wyszła jakaś akcja czy strzał, to nie spuszczał głowy, tylko podejmował ryzyko, próbował dalej, aż do skutku. A skutek był taki, że w tym pierwszym meczu, który widziałem, zdobył bramkę głową - przypomina sobie Wojciechowski.

I od razu mówi dalej: - Lubię piłkarzy, którzy w polu karnym nie szukają obrońcy, tylko szukają piłki. Niby ktoś powie, że to oczywiste, ale to wcale takie oczywiste nie jest. W Polsce naprawdę wielu jest takich napastników, którzy wbiegając w pole karne, wpadają na obrońców, wręcz chowają się za nimi i sami zabierają sobie miejsce do oddania strzału. Krzysiek tak nie robi i to jest cecha, która go wyróżniała już w wieku juniorskim. Już wtedy w polu karnym szukał rozwiązań, w ułamku sekundy podejmował trafne decyzje - szedł na krótki czy długi słupek albo się wycofywał, naturalnie gubił krycie.

Mundo Deportivo: Krzysztof Piątek obserwowany przez FC Barcelonę >>

- Pamiętam, że po tamtym meczu od razu skontaktowałem się z Miłoszem Przybeckim, moim wychowankiem, który grał wtedy w pierwszej drużynie z Lubina. Powiedziałem: „Miłosz, proszę cię, idź na mecz juniorów Zagłębia. Tam jest taki napastnik, nazywa się Piątek. Po meczu do ciebie zadzwonię, a ty mi powiesz, jak się zachowywał”. Wie pan, trochę się jednak bałem, że to był jednorazowy wyskok. Ale z drugiej strony sam byłem napastnikiem i intuicję mam raczej dobrą. I rzeczywiście, Miłosz się pofatygował, poszedł, sprawdził. Po meczu do niego dzwonię, a on mówi: „trenerze, faktycznie, idzie na ten krótki słupek tak, jak trener chciał. Silny plecami do bramki. Nie wiedziałem, że tak fajny napastnik jest w naszej akademii”.

- Nie minęły dwa dni i już byłem u Krzyśka, by przedstawić mu naszą wizję pracy. Przystał na nią i takim sposobem jesteśmy razem do dzisiaj. Po każdym jego meczu mamy ze sobą kontakt, dzwonimy do siebie, rozmawiamy, niekiedy wręcz się spieramy. Ale praktycznie zawsze dochodzimy do wspólnych wniosków, że np. mógł nie tak bardzo wyganiać się do boku, że w innej akcji mógł bardziej przyspieszyć, a w jeszcze innej nie przekładać sobie piłki na drugą nogę, tylko od razu oddać strzał.

- To są bardzo konstruktywne rozmowy. Sądzę, że obaj je lubimy. Bo Krzysiek to megafajny chłopak, który potrafi słuchać. A do tego, co chyba najistotniejsze, nie boi się ciężkiej pracy. Cały czas chce się uczyć, jest świadomy, że wciąż dużo mu brakuje np. do takiego Roberta Lewandowskiego - podkreśla Wojciechowski.

Dziewczyna, która pozmieniała jego priorytety

Robert Lewandowski, Harry Kane, ale przede wszystkim Ronaldo - Brazylijczyk, którego plakat jak grał w Interze Mediolan, wisiał u niego nad łóżkiem. W Niemczy, trzytysięcznej miejscowość u stóp Gór Sowich, gdzie Piątek dorastał. Skąd od najmłodszych lat dojeżdżał na treningi do oddalonego o 15 km Dzierżoniowa, gdzie również chodził do szkoły, do klasy sportowej, razem m.in. z Jarosławem Jachem.

- Jach początkowo wydawał się większym talentem, ale Krzysiek miał cechę, której chyba nie da się tak zwyczajnie wyuczyć. Jaką? Piłka go po prostu szukała w polu karnym. Potrafił się w nim odnaleźć, stanąć akurat tam, gdzie spadała - mówi Zbigniew Soczewski, u którego Piątek debiutował w seniorskiej piłce, w trzecioligowej Lechii Dzierżoniów.

- Ze swojej grupy wiekowej na pewno nie był pierwszym, który u mnie debiutował. Inni też dostawali swoje szanse. Choćby Piotr Pietkiewicz, który wydawał się większym talentem, ale w dużym futbolu niestety nie zaistniał, wciąż gra w Lechii. Ale Krzysiek u mnie też swoje pograł. Mimo że nie strzelał goli, widać było, że potrafi się znaleźć pod bramką, miał dużo sytuacji. A że piłka nie wpadała do siatki? No cóż, rzadko tak jest, by ktoś, przechodząc z juniorów do seniorów, od razu stał się kluczową postacią w zespole - tłumaczy Soczewski.

Nie tylko Barcelona, ale też inne kluby. Prezes Genoi stawia jednak sprawę jasno >>

Nad rozwojem czuwał też ojciec, który sam był piłkarzem. - Często podwoził Krzysia do mnie na treningi. To był dość krnąbrny chłopak. Z charakterkiem, walczący o swoje. Ciężkiej pracy nigdy jednak nie można było mu odmówić, ale jak to nastolatek, lubił się też czasem zabawić, coś tam popsocić. Po transferze do Zagłębia poznał jednak partnerkę, która pozmieniała jego priorytety, trochę go utemperowała. Wszyscy, którzy mieli wtedy z nim bliski kontakt, mówili, że przy jej boku bardzo się zmienił, spokorniał. Zaczął stawiać sobie coraz ambitniejsze cele. I myślę, że w dużym stopniu to właśnie dzięki niej jest teraz tu, gdzie jest. A to przecież jeszcze nie szczyt - sądzi Soczewski.

Ta dziewczyna to Paulina Procyk, starsza od Piątka o cztery lata, absolwentka prawa. To właśnie ona pozmieniała priorytety w jego życiu. Kiedy grał w Lubinie, namówiła go na kurs prawa jazdy, zaczęła przykładać wagę do zdrowego odżywiania, zagoniła też do nauki języka angielskiego. - Chcę jak najszybciej nauczyć się włoskiego, ale praktycznie cała szatnia mówi po angielsku, więc nie mam wielkich problemów z komunikacją - mówił Piątek zaraz po transferze do Genoi.

Ciężka praca zawsze popłaca

- Mówiliśmy na niego „Bania”. Superpracowity chłopak. Ujmował tym wszystkich od samego początku - wspomina Remigiusz Rzepka, trener od przygotowania fizycznego w kadrze Adama Nawałki, który pracował z Piątkiem, kiedy ten trafił do Zagłębia. - A dla nas to zawsze był „Piona”, ale domyślam się, skąd wzięła się ta „Bania”. Krzysiek w powietrzu nie ma sobie równych. Ma ten moment, tę sekundę, w której wisi dłużej niż inni. Dzięki temu w bardzo łatwy sposób dochodzi do strzałów głową, często tak zdobywa bramki - dodaje Wojciechowski z Fabryki Futbolu.

Serie A. Krzysztof Piątek się nie zatrzymuje! Piękny gol Arkadiusza Milika >>

I kontynuuje: - Ale o ile na boisku fruwa, o tyle poza boiskiem, odkąd pamiętam, zawsze twardo stąpał po ziemi. Niektórych piłkarzy współpracujących z naszą agencją często trzeba gdzieś tam studzić, stawiać do pionu. Z Krzyśkiem takich problemów nie było i nadal nie ma. On nie ma w głowie żadnych odchyłów, stroni od imprez, alkoholu. Nie odleciał nawet teraz, po tym piorunującym początku we Włoszech. Jako piłkarz już dawno osiągnął więcej ode mnie, ale to wciąż jest ten sam chłopak. Potrafi słuchać, wyciągać wnioski. No i przede wszystkim lubi się zmęczyć, ciężko pracować.

Pacanowski: - Po transferze do Genoi spadła na niego duża fala popularności. Ale on przyjmuje ją w fantastyczny sposób, jak profesjonalista. Nie zachłystuje się tym, co ma, tylko chce jeszcze więcej. Na razie wszystko układa się idealnie, wręcz modelowo, ale to dopiero początek. Przed nim jeszcze mnóstwo meczów w Serie A czy w kadrze Polski, w których nadal musi udowadniać swoją wartość, walczyć o swoje. Ale on walczyć potrafi. Jest idealnym przykładem, że ciężka praca zawsze popłaca. Bo talent to jedno, a głowa, zapał do piłki - drugie. A „Piona” to ma. Jedno i drugie. Nie tylko talent, ale też odpowiednie podejście do pracy, którym zyskiwał u wszystkich szacunek już od bardzo młodego wieku.

***

Niemieckie media chwalą Piątka. "To nowy Lewandowski". Podobieństw jest sporo >>

Zaskakująca deklaracja Florentino Pereza: Cristiano Ronaldo wróci kiedyś do Realu >>

Zabrakło niewiele. Kolejny oszust próbował wykorzystać Roberta Lewandowskiego >>

Mecz ligi szwajcarskiej przerwany. Protest przeciwko e-sportowi. Poleciały pady >>

Skandal w FIFA. W ciągu trzech lat wydała fortunę na prywatne odrzutowce >>

Barcelona planuje wyprzedaż, aby kupić gwiazdora Manchesteru United >>

Więcej o:
Copyright © Agora SA