6-letni talent ze Śląska podbija internet. Zaproszenia od Manchesteru City, Ajaksu i Borussii

Niespełna 6-letni Kacper Bywalec jest na celowniku kilku europejskich topowych klubów. Duża w tym rola jego taty, który od kilku lat na Facebooku regularnie zamieszcza filmiki z postępami syna. - Dostawałem wiadomości, że jestem złym rodzicem, bo odbieram mu dzieciństwo i wyrządzam krzywdę. A przecież gra w piłkę sprawia mu radość. Robimy swoje i idziemy do przodu - mówi Artur Bywalec.

Damian Bąbol: Jeden z filmików, na którym uczy pan swojego kilkuletniego syna przyjmować piłkę , odgrywać i strzelać na bramkę, ma już ponad 3 miliony wyświetleń na Facebooku.

Artur Bywalec: Od kilku lat nagrywam fragmenty treningów z Kacprem. Na początku pierwsze wideo pokazałem tylko najbliższym znajomym. Później zdecydowałem się opublikować w sieci i lawina ruszyła. Dostawaliśmy telefony z gazet i telewizji. Nawet „Teleexpress”  zrobił materiał. Żeby była jasność nie zależało mi na żadnej sławie. Chciałem jedynie pokazać jak syn fajnie się rozwija, jakie robi postępy i przy okazji pokazać innym rodzicom, w jaki sposób ich dziecko powinno uczyć się techniki. O ile oczywiście wykazuje dryg i chce grać w piłkę nożną.

Rodzice zazwyczaj posyłają dzieci do klubów. Pan trenuje Kacpra indywidualnie. Dlaczego?

- Pochodziłem sobie po niektórych naszych klubach i wiem jedno. Gdyby tam zapisał Kacpra, to chłopak zrobiłby regres. Nie chcę zostać źle zrozumiany, ale jest takie powiedzenie: z kim się zadajesz takim się stajesz.

Jest aż tak źle?

- Przede wszystkim w rocznikach jest za dużo dzieci, grupy są przepełnione. Trenerzy często nad tym nie panują, bo są sami. Nie są w stanie ogarnąć zbyt licznej grupy kilkulatków. Jedni chcą się bawić, dwóch się szarpie, trzeciemu chce się pić. Zajęcia dobiegają końca i okazuje się, że żaden z tych chłopaków niczego nowego się nie nauczył. Grupy muszą być mniejsze, a poza tym brakuje jakiejkolwiek selekcji. Tylko że klubom nie opłaca się jej robić, bo chcą więcej pieniędzy ze składek i koło się zamyka.

Jak to poprawić?

- Największy problem leży w prawidłowej selekcji. W klubach, w najmłodszych rocznikach powinny funkcjonować dwie grupy: wiodąca i uzupełniająca. Jestem nauczycielem W-F w klasach 1-3, więc doskonale zdaję sobie sprawę, że każde dziecko rozwija się inaczej. Nie można od razu skreślać tych nieco słabszych, ale jeśli wykazują chęć, to należy dać możliwość trenowania w grupie uzupełniającej, z której w każdej chwili będą mogli dołączyć do tej wiodącej. Natomiast z wyróżniającymi chłopakami trzeba od razu i to jak najszybciej pracować nad techniką. Niech jak najczęściej trenują ze sobą i rywalizują. Wtedy podnosi się poziom.

K2. Andrzej Bargiel wrócił do Polski: Teraz czas na wakacje z mamą. Pojedziemy sobie nad morze, bym zatęsknił za górami

Kiedy pan zauważył, że Kacpra ciągnie do piłki?

- Miał dziesięć miesięcy i już zaczął kopać. Wcześniej, gdy potrafił już siedzieć, to z żoną nie mogliśmy przejść normalnie obok działu sportowego w markecie. Jak nie dostał piłki do ręki, to była rozpacz w sklepie. Szybko zacząć chodzić. Po skończeniu dwóch lat dawał sygnały, że będzie można z nim fajnie popracować. Wystarczyło, że pokazałem mu ćwiczenie, a on je powtarzał.

Ile razy trenujecie w tygodniu?

- Co drugi dzień po godzince-półtorej. Zależy ile nam się chce. Dzisiaj już o 7 byliśmy na boisku, bo później jest za gorąco. Wcześniej ćwiczyliśmy jak nam się chciało. Raz cztery razy w tygodniu, czasem tylko raz. Nie robimy nic na siłę, wszystko zależy od chęci i samopoczucia Kacpra.

Nie jest czasami przemęczony?

- A gdzie tam. Wracamy z treningu, kąpie się i słyszę jak w pokoju dalej kopie. Zdarza się, że zasypia z piłką.

Janusz Gol i Eugen Polanski nie chcieli grać w Cracovii

W obecnych czasach trudno zainteresować dziecko sportem. Wygrywa raczej konsola, tablet lub smartfon. Jak z tym jest u Kacpra?

- Też lubi sobie posiedzieć i pograć, ale jak dam mu tablet, a po jakimś czasie zapytam: „Idziemy na boisko?”, to zaraz wyłącza, zakłada koszulkę, bierze piłkę pod pachę i wychodzimy. Poza tym wypracowała się u niego samodyscyplina, nad którą też trochę pracowaliśmy z żoną. Kacper nie jest uzależniony od technologii, nie będzie siedział cały dzień na tablecie. Pogra godzinkę i mu wystarczy.

Filmiki, które pan wrzuca na fan page „Kacper Piłkarz z Rydułtów” śledzi ponad 20 tys. użytkowników. Aż miło się to ogląda.

- Na ostatnich nagraniach widać przede wszystkim, że jego świadomość gry jest coraz lepsza. Już wie, że gdy trzeba strzelić, to strzela, gdy trzeba zrobić zwód, to próbuje minąć rywala. Ma coraz lepszy drybling, do tego podaje w pełnym biegu lub odgrywa bez przyjęcia. Aż mnie czasami zaskakuje. Poza tym Kacper ma już wypracowany nawyk używania prawej i lewej nogi  bez zastanowienia. Jak był mniejszy, to nie było wiadomo, czy będzie prawo czy lewonożny. Wykorzystałem ten moment i graliśmy na zmianę: raz prawą, raz lewą. Teraz nie ma z tym problemu. Niestety, wśród najmłodszych tego brakuje.

W klubach nie przywiązuje się wagi do tego elementu?

-  Tam się na ogół tylko bawią. Są zabawy zamiast gry w piłkę. Nie mówię, żeby wcale tego nie było, ale dopiero po zajęciach. Na treningu dzieci mają ćwiczyć. I taki model funkcjonuje np. w akademii Zagłębia Lubin, z której niedawno otrzymaliśmy zaproszenie od Krzysztofa Ciuksy. Kacper uczestniczył w kilku treningach z rok i dwa lata starszymi. W Zagłębiu trenerzy już u najmłodszych wszczepiają zasadę, że najpierw jest trening, a później zabawa.

I jak Kacper sobie poradził?

- Był najsłabszy fizycznie, ale nadrabiał umiejętnościami. Strzelił nawet kilka bramek. Trener Kwiatkowski, specjalista od techniki, stwierdził, że to co Kacper potrafi, to z dziećmi wałkuje od kilku miesięcy.

Może powinien kontynuować treningi w Zagłębiu?

- Do Lubina mamy 300 kilometrów. Bez przesady. Na razie spokojnie trenujemy u siebie. Na ryzyko i przenosiny do innego miasta przyjdzie czas. Dwa dni temu na Facebooku odezwał się do mnie skaut Manchesteru City. Nie mógł nam oficjalnie zaproponować transferu. Jest zakaz ściągania zawodników poniżej 14 roku życia. Ale stwierdził, że możemy przyjechać na tzw. wakacje do Manchesteru. Chce zobaczyć Kacpra na żywo i jak sobie poradzi z innymi rówieśnikami z City.

Wisła Płock - Korona Kielce. Pierwsza wygrana zespołu Gino Lettieriego

Były jeszcze inne zagraniczne zapytania?

- Pół roku temu dostałem wiadomość od pewnego Holendra, który rekrutuje dzieci do Ajaksu Amserdam, Sparty Rotterdam i PSV Eindhoven. Też chciałby obejrzeć Kacpra w akcji. Borussia Dortmund zaprosiła nas na dni talentu. Cały czas mamy z nimi kontakt, ale widać, że tam pracują rozsądni ludzie. Wiedzą, że na tę chwilę żaden wyjazd nie wchodzi w grę, ale wiem, że ta sieć na Kacpra została już zarzucona. Jak skończy dziesięć lat, to pewnie będziemy się zastanawiali nad różnymi możliwościami. Nie wykluczam, że wcześniej trafi do akademii Zagłębia Lubin. Oczywiście, pod warunkiem, że dalej będzie się tak samo rozwijał. Mnóstwo czynników musi się jeszcze na to złożyć.

Mam pan wykształcenie trenerskie?

- 15 lat temu ukończyłem kurs trenerki podczas studiów. Byłem też instruktorem piłki nożnej, ale od lipca nie jestem. Został mi odebrany, bo nie uczestniczyłem w tzw. kursie wyrównawczym. Trochę nie fair. Skoro coś się ukończyło, to nie powinno się za to drugi raz płacić. Niemal wszędzie w Europie  przekształcali nasze kursy na nowe, ale u nas PZPN wprowadził nowe przepisy i zażyczył sobie dodatkowych pieniędzy. Powiedziałem, że w coś takiego nie będę się bawił, ale mam co robić. Mam Kacpra, przyjeżdżają do mnie rodzice ze swoimi synami, żebym ich trenował. Na początku szkoliłem indywidualnie, a później przerodziło się to w normalne treningi dla 10-15 osób.  Nie pobieram żadnych opłat. Wszystko za darmo. Wyznaję filozofię, że jak coś osiągnę, to wtedy zastanowię się nad jakimś wynagrodzeniem, teraz cały czas się uczę.

Od dwóch lat funkcjonuje Narodowy Model Gry, system szkolenia stworzony przez PZPN. Korzystał pan z niego?

- Nie. To fikcja. Wielu moich kolegów, którzy są trenerami powie to samo. Ładnie spisany podręcznik to jedno, a życie wszystko weryfikuje. Napisał do mnie ostatnio szkoleniowiec młodzieży z bardzo dużego klubu na Śląsku. Prawdopodobnie daje sobie spokój z tym zawodem. Narzekał, że teraz liczy się tylko ilość dzieciaków, a nie jakość. Ma ich być w klubie jak najwięcej, a rodzice niech płacą składki.

Niestety, zaczął się z tego robić zwyczajny biznes. Niedawno w naszym klubie Naprzód Rydułtowy był zdolny chłopak, rocznik 2004. Ocierał się o kadrę Śląska, ale chłopak był niewypłacalny. Ojciec sobie poszedł, zostawił matkę z trójką dzieci i budową domu. Kobiecie udało się jakoś wszystko dokończyć. Krótko potem miejscowi ich okradli. Wiedzieli jaka jest sytuacja tej rodziny, a mimo to jeszcze jej dokopali. Ten chłopak nie był w stanie opłacać składek. W klubie powiedzieli, że go nie chcą, bo musi płacić i nikt mu nie pomoże. Inni płacą on też musi. Na szczęście sprawa się wyjaśniła. Poszedł do ROW-u Rybnik, który wyciągnął do rękę.  Ale ilu jest takich zdolnych dzieciaków, którzy przez problemy finansowe kończą grę w piłkę i muszą szukac innych „atrakcji” na ulicy? To jest przerażające. 

Kiedyś w piłce młodzieżowej nie było takiej gonitwy za pieniądzem. Przynajmniej ja nie pamiętam. Jakby nie było wtedy nasze osiągnięcia były dużo lepsze. Wicemistrzostwo olimpijskie, młodzieżowe mistrzostwo i wicemistrzostwo Europy drużyn Michała Globisza. A teraz co mamy? W europejskich pucharach odpadamy ze Słowacją, w słabej Ekstraklasie jest coraz więcej obcokrajowców. A dlaczego? Bo nasi są za słabi, żeby grać. Są za słabi, bo coś musi się dziać na etapie szkolenia, że nasze kluby wypuszczają tak słabych piłkarzy. Trzeba szukać przyczyn u podstaw, a podstawy są w szkoleniu najmłodszych.

Spotkał się pan z jakimiś krytycznymi opiniami na swój temat? Na przykład, że odbiera pan dzieciństwo synowi?

- Oj, sporo było tego. Teraz już rzadziej, ale jakiś czas temu dostawałem różne wiadomości m.in. że nie daję mu się bawić i wyrządzam synowi krzywdę. Boże drogi! To lepiej, żeby się nudził na blokowisku, palił, pił i terroryzował mieszkańców? Krzywdę to robią rodzice tym dzieciom, które potem źle kończą. Przyznaję, jestem ambitny, ale wolę być tak postrzeganym rodzicem niż nie mieć jakichkolwiek ambicji i nie interesować się tym, co robi moje dziecko. Bo później najczęściej pojawiają się z tego powodu same problemy.

Zagłębie Sosnowiec - Pogoń Szczecin 3:0. Pierwsza wygrana beniaminka

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.