Ekstraklasa. Blokada stadionowa. Dantejskie sceny w Gdyni

Konflikt, który od dłuższego czasu pozostawał uśpiony, przeszedł teraz w otwartą fazę. Derby Trójmiasta (1:2 z Lechią Gdańsk) to tylko punkt zapalny. Działania kiboli Arki zmusiły policję do użycia gazu.

Kiboli gdynian tłumnie zgromadzili się pod stadionem najpierw blokując wyjścia, a następnie usiłując wedrzeć się do środka. Wybili szybę, a policja została zmuszona do użycia gazu. W ten sposób kibice Arki wyrazili swoje niezadowolenie z działań klubu.

Preludium

„Nic o nas bez nas. Ciąg dalszy nastąpi”. Chociaż hasło w sposób bezpośredni związane jest z bojkotem planowanego zaostrzenia kar dyscyplinarnych przez Komisję Ligi, z powodzeniem można je odnieść do obecnej sytuacji w Arce Gdynia. Zwłaszcza jego drugą część.

Nieprecyzyjnym byłoby stwierdzenie, że wszystko zaczęło się tydzień temu – po porażce 2:4 w Gdańsku w meczu 30. kolejki. Konflikt od dłuższego czasu pozostawał uśpiony i narastał. Kumulacja wisiała w powietrzu. Nie sam wynik a przede wszystkim postawa podopiecznych trenera Ojrzyńskiego spowodowała, że kibole zareagowali.

Pierwsza czerwona lampka powinna się zapalić już po spotkaniu z Legią, gdy na jednej z trybun zawisł transparent: „Wojtek i Dominik czekamy na zmiany! Klub amatorsko wciąż przez was zarządzany”. Nie była to pusta przestroga. 

Niecały tydzień temu na kibicowskim portalu arkowcy.pl pojawił się tekst „Zarządzie, dokąd zmierzasz?”, który wywołał spore poruszenie. Autor przytoczył wypowiedzi jasno wskazujące na bardzo podstawowe problemy, z jakimi nie może się zmagać ekipa na tym poziomie rozgrywkowym.

Pojawiły się m.in. zarzuty, że zespół tylko raz w tygodniu spożywa razem śniadanie i obiad. - Trener chciałby tak codziennie. Nie jest to żaden „all inclusive”. W wielu innych drużynach  zawodnicy mają zapewnione posiłki cały dzień w klubie – mówi jeden z anonimowych rozmówców.

W fatalnym stanie jest też klubowy autokar. Według relacji, istnieją jedynie dwie możliwości ustawienia temperatury w autobusie: - Sauna albo Antarktyda, nie mówiąc o przeciekających szybach – czytamy w artykule. To tylko dwa przykłady, jest ich znacznie więcej.   

Kibole sami podkreślili, że po derbach przelała się czara goryczy i musieli zareagować, żeby przycisnąć zarząd do działania. Szybko do zabrania głosu w sprawie zostali zmuszeni prezes Wojciech Pertkiewicz i właściciel klubu Dominik Midak. Odpowiedzi jakich udzielili w wywiadzie na łamach weszlo.com okazały się na tyle niesatysfakcjonujące, że kibole zdecydowali się na podjęcie bardziej radykalnych kroków.

Powód jest bardzo prosty. Trudno powiedzieć, że wypowiedzi dają klarowny i konkretny obraz sytuacji. Prezes w sposób zdecydowany odparł jedynie zarzut dotyczący posiłków. Poza tym pojawiło się więcej wahających „wydaje mi się” i „nie wykluczam” albo „nie znam sytuacji”.

Wybuch

Dla osób postronnych wszystko działo się bardzo szybko. Wnioski nasuwają się same. Przegrane derby = natychmiastowa reakcja. Sprawa jest jednak znacznie bardziej złożona. Porażka z Lechią (a raczej brak stylu i zaangażowania) stanowiła jedynie punkt zapalny – o czym zresztą informują sami kibole – który miał pomóc w szybkim rozwiązaniu sprawy.

Zaczęło się dość niewinnie, jeśli oczywiście race i wstrzymywanie meczu można w ten sposób określić. Na „Górce” (przyp. red. sektor najbardziej zagorzałych kibiców) wywieszono transparent: „Wojtek P. za bezczelne ch*** granie” i zaraz na murawie wylądowały kolorowe kulki, a sędzia musiał przerwać spotkanie. Był to dopiero początek. Po chwili odpalono race dymne, które sprawiły, że na moment nad stadionem zawisła ciemna chmura.

Zresztą środki pirotechniczne odpalono jeszcze kilkakrotnie, a dwukrotnie wysoko ponad murawą przemknęły małe rakiety. Kibice nie koncentrowali się na szczególnie wyszukanej oprawie (klubowa koszulka) - chcieli „ po prostu” dać upust złości, nie bacząc na konsekwencje i wysokie kary pieniężne, z jakimi będzie musiał mierzyć się ich klub.

Ciąg dalszy nastąpi

„Co wy robicie, wy naszą Arkę hańbicie” i „jak nie awansujecie do finału PP macie wp*****”. Obraźliwe krzyki były po meczu najmniejszym problemem. Kibole gdynian tłumnie zgromadzili się pod stadionem najpierw blokując wyjścia, a następnie usiłując wedrzeć się do środka. Wybili szybę, a policja została zmuszona do użycia gazu.

Cała akcja trwała trochę ponad kilkanaście minut. Ultrasi Arki obstawili nie tylko główne wejście, ale i pukali do sali konferencyjnej w czasie, gdy wypowiadał się trener Ojrzyński. W tym samym momencie brał na siebie odpowiedzialność za wyniki i mówił, że trzeba przeprosić kibiców.

Po tym jak sytuacja została opanowana, policja próbowała złapać chuliganów, którzy rozpierzchli się po lesie obok stadionu.

Niemniej jednak kibole Arki Gdynia raczej na tym nie poprzestaną. Będą czekać na jasny sygnał z klubu i kontrolować każdy ruch działaczy. Według nich czara goryczy została przelana i wszelkie kroki trzeba podjąć możliwie jak najszybciej. Stąd – według nich – taka reakcja.

Wszystkie kary pieniężne jakie posypią się w najbliższym czasie będą działały na szkodę klubu. Tego samego, który według przytoczonych relacji mocno zaciska pasa.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.