Manchester City - Manchester United. Dwie twarze Manchesteru! Niesamowity powrót Czerwonych Diabłów

Hit 33. kolejki Premier League nie zawiódł. Derby Manchesteru zawierały w sobie wszystko: mnóstwo bramek, pięknych zagrań, spektakularną pogoń za wynikiem i (niestety) sędziowskie kontrowersje. Manchester United pokonał na wyjeździe Manchester City 3:2, choć do przerwy przegrywał 0:2.

Obywatele chcieli w sobotę zapewnić sobie mistrzostwo Anglii. Okazja była tym lepsza, że przed własną publicznością mierzyli się z derbowym rywalem i jednocześnie wiceliderem w ligowej tabeli. Wygrana miała też osłodzić kibicom z błękitnej części Manchesteru porażkę doznaną w tygodniu w ćwierćfinale Ligi Mistrzów, w którym Liverpool pokonał ich ulubieńców 3:0.

Dzień jak co dzień na Etihad

Po pierwszej połowie wydawało się, że wszystko przebiega zgodnie z planem. City od początku zawodów dominowało, prezentując futbol totalny, do którego zdążyło w tym sezonie przyzwyczaić obserwatorów na Wyspach. Goście mieli ogromne problemy z wymienieniem kilku celnych podań, co chwile tracąc piłkę pod wysokim pressingiem rywali. Drużyna Pepa Guardioli grała szybko, kombinacyjnie, po prostu czarowała widzów zgromadzonych na Etihad Stadium.

W 25. minucie wynik strzałem głową otworzył Vincent Kompany, a pięć minut później na 2:0 podwyższył po podaniu Rahema Sterlinga Ilkay Gundogan. Anglik, który obsługiwał kolegów świetnymi piłkami, sam mógł w pierwszej części gry wpisać się na listę strzelców co najmniej trzykrotnie. Za każdym razem posyłał jednak futbolówkę obok bramki Davida de Gei.

Do przerwy City prowadziło 2:0 i był to najniższy wymiar kary, jaki gospodarze mogli wymierzyć Czerwonym Diabłom. O totalnej dominacji The Citizens najlepiej świadczy fakt, że przez 45 minut United nie zdołało oddać ani jednego strzału, ograniczając się w zasadzie jedynie do rozpaczliwej obrony.

Odmienione Diabły

Po zmianie stron zobaczyliśmy jednak inną twarz Manchesteru Jose Mourinho. Zadziorną, pełną pasji i wiary. I choć równie dobrze druga część spotkania mogła zacząć się od trafienia Ilkaya Gundogana, który po podaniu - jakżeby inaczej - Rahema Sterlinga trafił w poprzeczkę, United wróciło do gry w wielkim stylu. W ciągu zaledwie 180 sekund piłkarze w czerwonych koszulkach uciszyli Etihad Stadium, które pewne swego pozwalało sobie na gromkie "ole" po każdym podaniu wykonanym przez graczy City. Najpierw w 53. minucie Paul Pogba zdobył bramkę kontaktową, a w 55. po dośrodkowaniu Alexisa Sancheza Francuz doprowadził do remisu.

Od tego momentu mecz się wyrównał, choć optyczną przewagę wciąż miało City, któremu brakowało jednak klarownych okazji. W 69. minucie było już 3:2 dla United po trafieniu Chrisa Smallinga. Środkowy obrońca zrehabilitował się tym samym za nieupilnowanie Vicenta Kompany'ego przy pierwszym golu dla gospodarzy.

Nieodgwizdany karny

Podopieczni Guardioli rzucili się w ostatnim kwadransie do ataku i kilka razy byli bliscy umieszczenia piłki w siatce. W słupek trafił w końcówce Sterling, a po świetnym strzale głową Sergio Aguero kapitalnie interweniował de Gea. Wcześniej ogromne kontrowersje wzbudziła sytuacja z udziałem właśnie Aguero i Ashleya Younga. Obrońca Manchesteru brutalnie sfaulował Argentyńczyka w polu karnym, ale prowadzący zawody Martin Atkinson przewinienia się nie dopatrzył.

Ostatecznie Czerwone Diabły wywiozły trzy punkty z Etihad Stadium (jako pierwsza drużyna w tym sezonie Premier League) i odłożyły mistrzowska fetę derbowych rywali o co najmniej tydzień. City ma na koncie 84 punkty, 13 więcej od United. Do końca sezonu pozostało pięć kolejek, ale obie drużyny mają do rozegrania jeszcze po jednym zaległym meczu.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.