Bayern w ćwierćfinale Ligi Mistrzów. Robert Lewandowski pobiegał, powalczył i zszedł z boiska bez gola

Bayern bez wielkiego trudu rozbił Besiktas 8:1 w dwumeczu, awansował do ćwierćfinału i musi teraz jakoś zabić nudę do kwietnia

Robert Lewandowski przeprowadził w Stambule mocny trening biegowy i po blisko 70 minutach takiego biegania zszedł z boiska. Bez żółtej kartki, co było najważniejsze, bo kara eliminowałaby go z gry w pierwszym ćwierćfinale. Pojawiały się nawet przypuszczenia, że Jupp Heynckes nie wystawi go w środę, by nie podejmować ryzyka. Ale Polak był w podstawowym składzie. Jeśli chodziło o to, by utrzymał rytm gry, to się udało: pobiegał i powalczył. Jeśli chodziło o dołożenie kolejnych goli do pięciu, które Lewandowski ma w obecnej Lidze Mistrzów, to nie – golem nie pachniało. Piłka nie spadała w polu karnym tam, gdzie Polak był dobrze ustawiony. Jego zmiennikowi Sandro Wagnerowi spadła: na klatkę piersiową, i tak Wagner zdobył gola na 3:1.

Awans bez emocji

Robert miał jedną sytuację, uderzył nieczysto. Cały Bayern nie miał już tego głodu strzelania goli, co w pierwszym meczu, gdy było 5:0, a Lewandowski zdobył dwie bramki. Na 1:0 szybko trafił Thiago Alcantara, zdjęty jeszcze w pierwszej połowie, gdy zaczął utykać. Gol na 2:0 był samobójczy. I dopiero przy 7:0 w dwumeczu Vagner Love zdobył honorową bramkę dla gospodarzy.

Już po raz czwarty w ostatnich siedmiu latach Bayern strzelił rywalowi w 1/8 finału co najmniej siedem goli. Ale czasem nawet przy takim łącznym wyniku zdarzały się emocje: FC Basel w 2012 przegrało drugi mecz 0:7, ale najpierw zdenerwowało Bayern zwycięstwem 1:0. Szachtar przegrał 0:7 w 205, ale po remisie 0:0 w pierwszym meczu. Tym razem było bez historii. Jak rok temu, gdy Arsenal dwa razy został odprawiony z wynikiem 5:1.

Rekord Heynckesa

Bayern ma awans, Jupp Heynckes jakby od niechcenia ustanowił rekord 11 kolejnych zwycięstw w Lidze Mistrzów. Już od miesięcy wszystko Heynckesowi, Bayernowi i Lewandowskiemu przychodzi jakby od niechcenia: trener bije rekordy, Bayern ma 20 punktów przewagi nad wiceliderem Bundesligi, Robert ma w lidze 23 gole, czyli tyle ile najbliżsi goniący, Nils Petersen z Freiburga i Alfred Finnbogason z Augsburga razem wzięci (11 goli, tyle ile Finnbogason, ma też Michael Gregoritsch z Augsburga). Pytanie tylko, jak ten spokój wpłynie na drużynę przed kwietniem, najważniejszym miesiącem klubowego futbolu. Bayern za czasów Guardioli został raz mistrzem jeszcze gdy w Monachium leżał śnieg, ale w Lidze Mistrzów nie dobrnął wtedy do finału. Rok temu jeszcze na początku kwietnia była sielanka, Lewandowski mówił nam wówczas przed ćwierćfinałem z Realem, że drużyna pod wodzą Carlo Ancelottiego ma przed decydującymi meczami więcej sił niż za czasów Pepa Guardioli. A potem Polaka zatrzymała przed pierwszym meczem z Realem kontuzja, Bayern zmarnował swoje szanse i awansowali Królewscy.

Jak uchylić drzwi wyjściowe z Bayernu

Zbliżająca się wiosna będzie dla Lewandowskiego wyjątkowa: bo przedmundialowa, bo to ostatnia szansa na wygranie Ligi Mistrzów przed trzydziestką, bo wszystko układa się na razie znakomicie i można było oszczędzać siły, bo Polak pewnie chciałby się takim trofeum pożegnać z Bayernem. A może nawet inaczej: wygranie Ligi Mistrzów wydaje się być dzisiaj najlepszym sposobem, by uchylić drzwi, które Bayern na razie zatrzasnął. Zatrudnienie Piniego Zahaviego trudno odczytywać inaczej niż deklarację Roberta: chciałbym odejść. Ale Bayern, według nieoficjalnych informacji, pozostał niewzruszony. Wygranie Ligi Mistrzów pewnie by ten opór nieco złagodziło, choć na koniec i tak wszystko będzie zależało od tego, jakie oferty znajdą się na stole. To musiałaby być kwota grubo ponad 100 milionów euro. A na taką byłoby zapewne gotowe PSG, gdzie Zahavi ma znakomite kontakty, i kluby angielskie. Real raczej nie.

Więcej o:
Copyright © Agora SA