Zamach na autobus Borussii Dortmund. Zamachowiec przyznał się do winy i wyjaśnił powody ataku

- Chciałem dokonać ataku, żeby Borussia odpadła z Ligi Mistrzów - powiedział Siergiej W., który w kwietniu zeszłego roku doprowadził do eksplozji ładunków wybuchowych tuż obok przejeżdżającego autokaru z piłkarzami Borussii Dortmund.

Kwiecień 2017 rok. O godz.19:00 zamachowcy odpalili trzy ładunki wybuchowe na trasie autobusu Borussii Dortmund, jadącego z hotelu na stadion na ćwierćfinałowy mecz Ligi Mistrzów z Monaco. Dzięki m.in. temu, że autobus miał specjalnie wzmacniane szyby, obrażeniom uległ tylko jeden piłkarz, hiszpański obrońca Marc Bartra, który doznał złamania nadgarstku i jest poraniony odłamkami szyby.

Ładunek był wypełniony metalowymi elementami. Jeden z nich wbił się w zagłówek, a obszar rażenia wynosił 100 metrów. Rzecznik prasowy policji przyznał, że piłkarze mieli sporo szczęścia, bo obrażenia mogły być znacznie większe.

- Głęboko żałuję mojego zachowania. Bomby skonstruowane były tak, by nikt nie odniósł obrażeń. Chciałem dokonać ataku, żeby Borussia odpadła z Ligi Mistrzów. Nie chciałem jednak nikomu zrobić krzywdy, ciężko ranić, czy też zabić. Przepraszam za to - powiedział Siergiej W. cytowany przez niemiecki "Der Westen". Rosjaninowi grozi dożywocie.

W poniedziałek adwokat Rosjanina dodał, że motywem działania był także zawód miłosny, ponieważ partnerka Rosjanina zdecydowała się na opuszczenie kraju. Wcześniej spekulowano, że motywem była chęć zarobienia pieniędzy. Jak?

Rosjanin liczył, że zamach doprowadzi do gwałtownego spadku kursu akcji Borussii (klub jest notowany na giełdzie). A sam wcześniej zagrał na spadki. Zdaniem prokuratury, gdyby jego plan wszedł w życie, mógłby zarobić nawet 500 tysięcy euro.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.