Trener Gmoch o Terleckim: mam trochę żalu, że nie udało się przełamać wysokich barier, które stawiał

Wiadomość o śmierci Stanisława Terleckiego bardzo poruszyła byłego selekcjonera reprezentacji Polski Jacka Gmocha. Napastnik występował u niego w kadrze. Trener, od kilku tygodni wiedział, że ze zdrowiem zawodnika nie jest dobrze. - Wydawało się, że on pomocy potrzebował, ale nie bardzo jej chciał - wspomina Sport.pl. - Będę jednak pamiętał jego radosny uśmiech, bystre spojrzenie. Odtwarzam go sobie, kiedy był najpiękniejszy.

Kacper Sosnowski: Dowiedział się pan o śmierci Stanisława Terleckiego chwilę przed naszą rozmową...

Jacek Gmoch: Trudno mi poskładać myśli. Wiem, że życie zaczyna się i kończy, jednak niektórzy odchodzą za wcześnie. Odszedł ktoś bardzo młody. 62 lata, co to za wiek? To jeszcze nie ta pora. Z Terleckim na pewno byłem związany...

Bo spora część jego reprezentacyjnej kariery przypadła na moment gdy pan był w niej trenerem, ale i potem mieliście kontakt.

- Byłem z nim z jednej strony blisko, z drugiej daleko, bo mieszkałem w Grecji. Zresztą w tej Grecji kiedyś mnie odwiedził. Były tam piękne górzyste tereny, jak przyjechał i to zobaczył to powiedział, że musi iść na trening. Był wtedy w bardzo dobrej formie. Wrócił z tego górskiego biegania zmordowany, ale szczęśliwy i spełniony.

Moje pierwsze spotkanie po powrocie do Polski w roku 1990 miałem też właśnie ze Stasiem. Mieszkał wtedy w Podkowie Leśnej, miał piękną posiadłość, wyglądał wtedy bardzo dobrze. Potem nasze drogi trochę się rozeszły, czasem rozmawialiśmy przez telefon. Jak to sobie przypominam, to mam wrażenie, że mogliśmy zrobić dla niego więcej. Mam trochę żalu, że nie udało się nam przełamać pewnych barier, które stawiał, barier bardzo wysokich. To powodowało, że ciężko było coś dla niego zrobić.

To znaczy?

- Przed dwoma, może trzema tygodniami w domu u Stanisława Terleckiego był Roman Kołtoń. Doszły do niego sygnały, że ze Stasiem nie jest dobrze. Zastanawialiśmy się nawet ze Zbyszkiem Bońkiem i kilkoma kolegami jak można mu pomóc. Padł nawet taki pomysł, by może coś komentował. Był w bardzo dobrej intelektualnej formie. Wspominał rożne wydarzenia, interesująco opowiadał, miał znakomitą pamięć. Był jednak w złym stanie zdrowotnym. Ciężko było się mu poruszać.

Z jednej strony wydawało się, że on pomocy potrzebował, z drugiej nie bardzo jej chciał. Zresztą wiem, że przez lata sporo osób starało się wyciągać do niego rękę, ale nie przynosiło to skutków. On miał trudny charakter, to pewnie też zrażało do niego ludzi. Wielu się od niego odwracało, to było bolesne.

To był jeden z największych, ale niespełnionych talentów naszej piłki? Mógł zagrać na dwóch mundialach. Z jednego wykluczyła go kontuzja, z drugiego afera alkoholowa.

- Zbigniew Boniek, Adam Nawałka i Stanisław Terlecki to była kiedyś przyszłość polskiej piłki. Największą futbolową karierę zrobił Boniek, Nawałka spełnia się w innej roli, Stasiu próbował wszystkiego, jakoś niestety nie bardzo to wyszło. Myślę, że jakby pojechał na mundial jego kariera, jako zawodnika, na pewno potoczyłaby się inaczej. To był wielki piłkarski talent, a do tego bardzo wrażliwy człowiek. Tych piłkarzy z wielką przyszłością było zresztą więcej: Iwan, Maculewicz, to wszystko byli jedni z najzdolniejszych piłkarzy, których ja też starałem się mobilizować do dalszej pracy. W reprezentacji byli bardzo pomocni. Dzięki takim piłkarzom, w kadrze zaczynała być realna konkurencja. To nam potem pomogło zdobyć 5. miejsce na mistrzostwach świata.

Terlecki był też dobrze wykształcony. Jak koledzy czytali sportową gazetę, on brał się za „Ulisses'a” Jamesa Joyce'a

- Pochodził z wykształconej rodziny. To był człowiek, który błyszczał intelektem, a nie zawsze piłkarski talent szedł z tym w parze. Rozmowa z nim była zawsze ciekawa, tylko trzeba było do niego mieć cierpliwość. On zawsze wolno i dobitnie formułował swoje myśli. Czasem na jego przemowę trzeba było tylko poczekać.

U Terleckiego najbardziej zapamięta pan...

- Będę pamiętał jego radosny uśmiech, charakterystyczną grzywkę, bystre spojrzenie. Takiego go sobie teraz odtwarzam. Z czasów kiedy był najpiękniejszy. Takim go trzeba zapamiętać.

Więcej o: