Na początek Senegal z niesamowitym Sadio Mane i całą armią piłkarzy zaprawionych bojami w lidze angielskiej i francuskiej. Mecz na stadionie Spartaka w Moskwie i mecz który ustawi ten turniej dla Polski. A jak to jest grać na otwarcie z mocnym rywalem z Afryki, przekonali się w 2002 Francuzi. To był jedyny do tej pory mundial Senegalu. Zaczęli od zwycięstwa, skończyli w ćwierćfinale.
Potem w Kazaniu Kolumbia Falcao i Jamesa, teoretycznie silniejsza niż Senegal, ale dziś będąca zagadką. Im bliżej końca eliminacji w Ameryce Południowej, tym bardziej jej gra zgrzytała, na początku eliminacji też bywała w opałach. Męczyła się bardzo ze strzelaniem goli. Co przy takim bogactwie piłkarzy z instynktem strzeleckim każe się obawiać, żeby nie zrzucili tego ciężaru z pleców właśnie w mundialu. Mają bardzo doświadczonego trenera Jose Pekermana, Argentyńczyka który jest nie tyle trenerem, co nauczycielem futbolu i wylał fundamenty pod całą serię argentyńskich sukcesów w piłce młodzieżowej. A Argentynę i Kolumbię przeprowadzał w 2006 i 2014 przez rundę grupową w fantastycznym stylu.
I wreszcie ostatni rywal, Japonia i mecz w Wołgogradzie. Znów rywal, który przygotuje szczyt formy fizycznej na rundę grupową, znów mądry i doświadczony trener, Vahid Halilhodzić - Halilhodzić, który w ostatnim mundialu wprowadził do drugiej rundy Algierię. Mogło być gorzej, bo w pewnym momencie Serbia mogła trafić już tylko do grupy E albo polskiej. Ale byli w ostatnim koszyku łatwiejsi rywale od Japończyków. A do tego, mimo że w pewnym momencie szansa na to wydawała się bardzo duża, nie udało się wylosować grupy z meczem w Soczi. Kadra będzie więc – jeśli nie zrezygnuje z Soczi – latać na każdy mecz. Niedaleko jak na ten mundial, nigdzie nie będzie dalej niż 2000 km. Ale jednak latać trzeba.
To grupa wyrównana i – potocznie mówiąc – wybiegana. Grupa w której Polska jako faworyt ma najwięcej do stracenia.