Dariusz Szpakowski: Zawsze jest dreszczyk emocji, ale bez przesady. Emocje pojawią się dopiero podczas finałów mistrzostw świata. Wtedy przyjdą oczekiwania i presja. Emocje będą też podczas losowania, które niedługo odbędzie się w Moskwie. Pamiętam radość po wylosowaniu Korei Południowej i USA a także Ekwadoru i Kostaryki. A jak się skończyło, wszyscy pamiętamy.
Artura znam, kocham go, przeżyliśmy razem sporo. W transmisji powiedziałem nawet, że gdyby można było przenieść Boruca z lat 2006-2008 do dzisiejszej reprezentacji, to na pewno grałby w podstawowym składzie. To był gigant, golkiper z topu. Myślę, że Artur nie do końca wykorzystał swój potencjał… Ale teraz to gadanie. Mamy następców, damy radę. A jeśli mowa o emocjach, to myślę, że w oku Artura zakręciła się niejedna łza. Pożegnanie miał piękne: pełny PGE Narodowy, owacja na stojąco, czyste konto.
Przygotowując się do tego meczu wynotowałem aż 35 nazwisk pozostających w kręgu zainteresowań selekcjonera. W tym kilku nieobecnych, jak Lewandowski, Piszczek czy Kamiński. Rywalizacja trwa i jest bardo zacięta. Nawałka pokazał nam, że potrafił przygotować reprezentację do Euro 2016 i wierzę gorąco, że da radę także przed mundialem. Na nowy rok trzeba Adamowi życzyć tylko jednego: zdrowia piłkarzy. Bo jeśli oni będą zdrowi, to w marcowych i czerwcowych meczach trener odpowiednio nastawi zespół przed wyjazdem do Rosji.
Sądzę, że tak. Kiedy rozmawiałem z Andrzejem Juskowiakiem stwierdziliśmy, że to dobra taktyka na grę w obronie. Można ją wykorzystać w sytuacji, gdy gramy w ustawieniu 4-4-2 i musimy skupić się na defensywie. Ten kontakt z rywalem z Ameryki Południowej był ciekawym doświadczeniem. Zachowaliśmy czyste konto, po przerwie wykreowaliśmy też kilka sytuacji. Poza tym poćwiczyliśmy stałe fragmenty gry. To było swoiste laboratorium. Myślę, że Adama Nawałkę dotknęły słowa trenera Danii Age Hareide, który stwierdził, że gra Polski jest czytelna. I nasz selekcjoner postanowił coś zmienić. Wyszło całkiem nieźle.
Tak, ale jest bardzo trudne, niewygodne. Żaden z Polaków nie chciałby, aby nasza kadra była bez Roberta. Trudno się dziwić. W Warszawie nie padły bramki, a więc można pokusić się o tezę, że nie udało nam się załatać dziury po napastniku Bayernu Monachium. Ale jakieś sytuacje stworzyliśmy. Poza tym może wypali Mariusz Stępiński? Może odbuduje się Łukasz Teodorczyk, który dostał sygnał od selekcjonera? W końcu wyzdrowieje Arek Milik. A w młodzieżówce dojrzewa Dawid Kownacki.
Nie prezentuje formy, którą zachwycał rok temu. Ale odgrywał na PGE Narodowym trudną rolę. Miał zastąpić Roberta, a Roberta nie da się zastąpić. Walczył, szarpał, ale nie trafił do siatki. A z tego rozlicza się napastników.
Na wielkich turniejach drużyn traktują defensywę z pietyzmem. Fanfaronady często kończą się stratami bramek, a w fazie grupowej to pocałunek śmierci. Dlatego każdy przede wszystkim chce zabezpieczyć tyły. Trzeba więc doceniać mecze w których nie traci się goli. Szczególnie z tak silnymi rywalami, jak Urugwaj.
Nie, bo to nie był mecz, który zasłużył na tort. A ja to wszystko traktuję żartobliwie. Jeżeli reprezentacja będzie wygrywać na mistrzostwach świata, to na tym torcie mogę umieścić truskawkę, wiśnię, czereśnię, czarną porzeczkę, jagodę czy winogrono. A nawet agrest! Ważne, żeby to coś pojawiło się na cieście po wyjściu z grupy w Rosji.