Armenia - Polska. Hamlet, Zidane i fawele. Mchitarjan idzie po Polskę

Do gry w piłkę zainspirował go przedwcześnie zmarły ojciec i brazylijska kultura. Dziś jest gwiazdą Manchesteru United i zrobi wszystko, aby jego ukochana Armenia napsuła krwi polskiej kadrze. Poznajcie Henricha Mchitarjana.

- Jednym z moich najwcześniejszych wspomnień jest błaganie mojego ojca Hamleta, aby wziął mnie ze sobą na trening. Miałem wtedy około pięciu lat. Mój ojciec w latach 80-tych, przed moimi narodzinami, grał w radzieckiej lidze w Armenii.  W 1989 roku z powodu wojny musieliśmy przenieść się do Francji. Tam mój ojciec występował w ASOA Valence, a ja zawsze płakałem, kiedy wyjeżdżał na trening. Wtedy nie chodziło o piłkę. Chciałem po prostu z nim przebywać – pisał o sobie Henrich Mchitarjan.

Być jak ojciec

Ojciec Mchitarjana zdążył rozegrać w kadrze narodowej dwa mecze. Sześć miesięcy później wykryto u niego guza mózgu. Zmarł po roku zmagania z chorobą. Henrich miał siedem lat. – Nie rozumiałem śmierci. Nikt nie mógł mi wyjaśnić, dlaczego nie mogę zobaczyć ojca. Na szczęście miałem taśmy z nagraniami jego meczów. Oglądałem je trzy razy w tygodniu. Przynosiły mi dużo radości, zwłaszcza gdy przytulał kolegów po strzelonych bramkach – wspominał po latach lider ormiańskiej kadry.

Rok po śmierci ojca Mchitarjan zaczął trenować. – Był dla mnie napędem, był jak największy idol. Powiedziałem sobie: muszę biegać tak samo jak on. Muszę strzelać tak samo jak on – tłumaczył. Od tej pory wszystko w jego życiu kręciło się wokół futbolówki. Treningi, czytanie, oglądanie, a nawet gry komputerowe. Szczególnie ukochał sobie graczy kreatywnych, których nazywał „maestro”. Chciał być niczym Zidane, Kaka i Hamlet.

Brazylijskie natchnienie i problemy w wielkich klubach

W wieku 13 lat matka wysłała Mchitarjana do Brazylii. Tam przez cztery miesiące garściami czerpał radość z futbolu. – Trenowaliśmy jakby zawsze trwał mecz. Po 45 minutach był kwadrans przerwy. Mogliśmy zjeść owoce, napić się soku. Potem wracaliśmy i zajęcia trwały kolejne 45 minut. Zawsze z piłką. W Armenii większość ćwiczeń nastawiona była na fizyczność. To był wyjątkowy czas. Po powrocie czułem się jak ormiański Ronaldinho – mówił Mchitarjan.

Ale nie zawsze było tak łatwo. Na początku kariery przed meczami Mchitarjan izolował się od świata zewnętrznego, wyłączał telefon, zastanawiając się nad popełnionymi błędami, rozpamiętując osobiste porażki, które wpędzały go we frustrację. Miał też problem z opuszczeniem Armenii. Na transfer do ukraińskiego Metałurhu Donieck zgodził się tylko, dlatego że właściciel klubu zapewnił go o możliwości powrotu za pół roku, jeśli nie będzie mógł się zaaklimatyzować. Grając dla Szachtara zapracował na przezwisko „prezydent”, bo mieszkał w ośrodku szkoleniowym. Nie zgodził się na klubowe mieszkanie.

Na ratunek Tuchel i Mourinho

To przysporzyło mu kłopotów w Borussii Dortmund i Manchesterze United. W Niemczech za trenera Juergena Kloppa nigdy nie wszedł na swój najwyższy poziom. Eksperci nie bali się nazywać go największym niewypałem transferowym, wszak do klubu przychodził jako najdroższy w historii (27,5 mln euro). Odrodził się wraz z przybyciem Thomasa Tuchela, który nowym systemem gry i rolą na boisku przywrócił w nim brazylijską radość z futbolu. W sezonie 2015/2016 w Bundeslidze uzbierał 15 asyst, stworzył kolegom 83 szanse, a we wszystkich rozgrywkach zdobył 23 bramki. Zapracował na transfer do United. Był królem środka pola.

Premier League jednak go przytłoczyła. W pierwszym składzie wybiegł dopiero we wrześniowych derbach przeciwko Manchesterowi City, ale grał tak słabo, że Jose Mourinho zmienił go już w przerwie. – Musi się bardziej starać. W tym klubie oczekiwania są wielkie. Każdy trener chce wygrywać i wybiera piłkarzy, którzy dają mu największe szanse – mówił otwarcie Mourinho, odstawiając go na ławkę na 75 dni. Do jedenastki wrócił w grudniu. – Nie mam złych relacji z trenerem. Zrozumiałem, że problem był po mojej stronie. Dopiero teraz wiem, dlaczego dostałem szansę. Będę się jej trzymał – powiedział z pokorą piłkarz.

- Wykazał się silną psychiką. Ciężko pracował fizycznie i taktycznie. Ma talent. O tym wiedzieliśmy, gdy go kupowaliśmy – chwalił Ormianina Mourinho.

W złych czasach wciąż myślał o popełnianych błędach. Od futbolu odciągnął go Zlatan Ibrahimović i Paul Pogba. Z nimi spędzał czas chodząc do kina i na wspólne kolacje. Rozproszenie zadziałało jak lekarstwo. W czerwcu świętował z „Czerwonymi Diabłami” zwycięstwo w Lidze Europy, strzelając bramkę na 2:0, a nowy sezon rozpoczął od wyrównania 23-letniego rekordu Ruela Foxa z Newcaste, który po trzech kolejkach w lidze miał pięć asyst. – Ten rok będzie należeć do Mickiego. Miał problemy na początku zeszłego roku, ale to za nim. Ludzie go nie doceniają, ponieważ nie ma jeszcze wielkiego nazwiska, pochodzi z małego kraju. W tym roku się to zmieni – zapowiadał pod koniec sierpnia Ibrahimović.

Dla Armenii ogra Polskę

Od wyjazdu Mchitarjana z Armenii minęło osiem lat.  W tym czasie grał w czterech klubach (Metałurh Donieck, Szachtar Donieck, Borussia Dortmund, obecnie Manchester United) poznał sześć języków, ale wciąż tęskni za ojczyzną. Koledzy mówią, że wszędzie gdzie się pojawia tworzy małą Armenię. – Nikt z Armenii jeszcze tego nie osiągnął. Strzelenie bramki i zdobycie europejskiego trofeum. Świat ma okazję czegoś się o nas dowiedzieć – zaznaczał po wygranym finale z Ajaxem.

Każdego tygodnia Mchitarjan spędza kilka godzin na oglądaniu na Youtubie rodzimej ligi. Czuje się lojalny względem swojej pierwszej drużyny, Piuniku Erywań. W Manchesterze znalazł ormiański kościół apostolski i stał się częstym bywalcem w Armenian Taverna. Restauracja powstała w 1968 roku, ale dopiero teraz, dzięki piłkarzowi, nastały jej czasy świetności.

Już teraz Mchitarjan, obok pochodzącej stamtąd celebrytki Kim Kardashian, jest najbardziej znanym Ormianinem. Z Erywania wyrwał się, aby spełnić marzenia i być ambasadorem Armenii. I choćby w jego kraju kibice nie traktowali meczu z Polakami poważnie, on stanie na czele zespołu z myślą o napsuciu krwi reprezentacji z gwiazdorem Robertem Lewandowskim na czele (pierwszy mecz z Polakami opuścił z powodu kontuzji). Cel? Niech o Armenii świat usłyszy raz jeszcze.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.