Peszko dla Sport.pl: Chciałbym zagrać w MLS. Wizę już mam!

- Chciałbym wyjechać kiedyś do Ameryki - mówi Sławomir Peszko, którego odwiedziliśmy nad morzem. Ze skrzydłowym Lechii Gdańsk rozmawialiśmy o kontuzji, zaskakującym telefonie Adama Nawałki, fascynacji dawnym Widzewem Łódź, a także o filmach, kawie i Tomaszu Hajcie.

>>O reprezentacji Polski i Lechii Gdańsk<<

Sebastian Staszewski: Przez uraz więzadeł nie mógł pan wystąpić w meczach reprezentacji z Danią i Kazachstanem. Jak przebiega rehabilitacja kolana?

Sławomir Peszko: Trwa. Jestem cztery tygodnie po rezonansie. Wciąż chodzę w stabilizatorze. Za kilka dni powinienem go zdjąć a od tego czasu pewnie czeka mnie jeszcze miesiąc ćwiczeń. Plan jest taki, abym na murawę wrócił pod koniec października albo na początku listopada. Robię wszystko by się to udało.

Trudno było oglądać gorzko-słodki dwumecz kadry?

Spotkanie z Danią było nerwowe. Nie ma się jednak czym martwić. Raz na dwa lata może zdarzyć się taki mecz. Poza tym zrehabilitowaliśmy się z Kazachstanem. Najważniejsze jest to, że wciąż jesteśmy w grze. Natomiast przed Danią miała miejsce miła sytuacja. Zadzwonił do mnie trener Adam Nawałka. Zapytał o zdrowie, kazał się trzymać, przyjechać na kolejne zgrupowanie. To bardzo fajne. Selekcjoner pokazał mi tym telefonem, jak bardzo we mnie wierzy.

Wierzy pan, że Polska zajmie pierwsze miejsce w grupie eliminacyjnej?

Jasne. Wygramy dwa ostatnie spotkania i pojedziemy do Rosji. Tam będziemy chcieli poprawić wynik z mistrzostw Europy, bo w drużynie wciąż jest niedosyt.

Na pana powrót czeka nie tylko reprezentacja, ale i Lechia Gdańsk, która w lidze na razie zawodzi. W tabeli Ekstraklasy zajmujecie dopiero dwunaste miejsce.

Chciałbym pomóc jej już teraz. Po przełamaniu w Gliwicach, kiedy wygraliśmy grając w dziesiątkę, wydawało się, że będziemy stawiać kroki do przodu, ale przyszła Jagiellonia i ten pechowy remis. Znów się zatrzymaliśmy, chociaż ambicji nam nie brakowało. Szkoda tylko, że straciliśmy dwa punkty, i to u siebie. Dlatego czekam na zdrowe kolano. Obym miał jeszcze szansę pomóc Lechii w tym roku. Wiem, że stać na znacznie lepszą grę.

A pana na chłodną głowę? Obiecał pan, że w tym sezonie nie będzie pan oglądał czerwonych kartek. Rok temu otrzymał pan dwie…

W przypadku ataku na Odjidję-Ofoe po prostu się spóźniłem. Natomiast w meczu z Lechem Poznań górę wzięła adrenalina, ambicja. Zero złośliwości. I tyle. Zapowiedziałem jednak, że w tym sezonie nie wylecę z boiska, tego się trzymam. No i w ostatnich czterech spotkaniach nie dostałem nawet żółtej.

>> O transferze i zakończeniu kariery<<

Bierze pan jeszcze pod uwagę wyjazd do innej ligi?

Byłem już w Anglii i Niemczech, choć na kolejne propozycje z Bundesligi i Championship nie mam co liczyć. Ale na fajny transfer jestem otwarty. Gdybym miał okazję, chciałbym ruszyć do MLS. Rozmawiałem o tym kiedyś z Arturem Borucem, który również poważnie myśli o Ameryce. W razie czego mam już wizę.

Rozpatrzyłby pan ofertę z dalekich Chin?

Wszystko zależałoby od kasy, taki Carlos Tévez nie pojechał tam przez przypadek, ale takie wyjazdy nie należą do łatwych. Nie jestem kawalerem, nie mogę spakować się w jedną walizkę. Taki temat musiałbym przegadać z rodzinką. Natomiast w tym momencie mam długi kontrakt z Lechią. Zmian na razie nie planuję.

A co pan powie na odbudowujący się Widzew Łódź, gdzie trenerem jest Franciszek Smuda?

Zaskoczę was, ale Widzew z Markiem Citko, Jackiem Dembińskim czy Markiem Koniarkiem to była moja ulubiona drużyna. Strasznie im kibicowałem w Lidze Mistrzów, ściany w domu miałem wyklejone widzewskimi plakatami. Zresztą, swoją pierwszą bramkę w Ekstraklasie strzeliłem właśnie Widzewowi, w 2003 roku. Sentyment do tego klubu wciąż mam wielki. A trener Smuda? Co było to się skończyło. Czas goi rany. Życzę mu więc wszystkiego najlepszego.

Powrót do Wisły Płock jest realny?

Raczej nie, chociaż do Wisły też mam sentyment. Spędziłem tam siedem świetnych lat. Trzymam za nich kciuki.

Jest pan spełnionym piłkarzem?

Nie byłem nigdy wielkim talentem. Wszystko wypracowałem na boisku. Już to, że zdobyłem mistrzostwo i dwa Puchary Polski, to powód do dumy. Wyjechałem też za granicę. Może gdybym miał lepsze wykończenie, to grałbym w Schalke, ale kariera potoczyła się inaczej. Oczywiście, że mogłem zostać w Kolonii, jak na przykład Paweł Olkowski, ale czy to byłby dobry wybór? Wróciłem do Polski i pojechałem na Euro. On został w Niemczech i na mistrzostwa nie pojechał.

Ma pan już plan na życie po zakończeniu kariery?

Od jakiegoś czasu prowadzę akademie piłkarskie w Krasnym i Jedliczu w województwie podkarpackim. Dzieciaki, które u mnie trenują, jeżdżą na różne turnieje – zresztą w niedzielę sam organizuję im jeden – byli na meczach Ekstraklasy, odwiedzili hotel reprezentacji i spotkali się z m.in. z Robertem Lewandowskim. A więc praca z dzieciakami to mój pomysł na przyszłość. Można wczuć się w ten klimat, przeżywać razem z nimi, pomagać w ich karierach.

>>O wszystkim… z przymrużeniem oka<<

Kto jest Pana najlepszym kumplem w reprezentacji?

Świetnie rozumiem się z Kamilem Glikiem, Robertem Lewandowskim, Kamilem Grosickim. Wystarczy nam kilka zdań i każdy wie, co ten drugi ma na myśli. Od dawna znam też rówieśników z młodzieżówki: Łukasza Piszczka, Kubę Błaszczykowskiego, Łukasza Fabiańskiego. To nasz rocznik 1985.

W wolnym czasie gra pan w gry komputerowe?

Nie, nie mam czasu. Ale lubię obejrzeć dobry film. Niedawno byłem w kinie na "Annabelle: Narodziny zła". Niezły. Oglądam tylko horrory i thrillery.

Lubi pan kawę?

Tak, bardzo. Ale tylko małą czarną. Piję zawsze na śniadanie.

Podoba się panu komentarz Tomasza Hajty?

Kiedy go słucham zawsze chce mi się śmiać. Znam Tomka prywatnie i wiem, że on nie robi tego na pokaz, mówi naturalnie. Czasem to zabawne. Lubię, kiedy jest dobry komentator a wraz z nim były piłkarz. A więc duet Borek – Hajto mi odpowiada. Ale jeśli dzieciakom kupię tort, to jednak z tradycyjną wisienką.

Wywiad ze Sławomirem Peszko jest zapisem transmisji LIVE na Facebooku Sport.pl.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.