• Link został skopiowany

Ekstraklasa. Dariusz Mioduski zdał test. Teraz czeka go kolejny, ważniejszy i trudniejszy [KOMENTARZ]

Mistrz Polski potrzebuje bardzo dobrych piłkarzy w każdej formacji, w ataku być może nawet dwóch. Pozyskanie ich jest testem dużo ważniejszym i trudniejszym, niż negocjacje z Vadisem. Jeśli Mioduski i jego ludzie w najbliższych tygodniach go obleją, to początek nowego rozdania przy Łazienkowskiej może okazać się klapą - pisze Konrad Ferszter ze Sport.pl.
Dariusz Mioduski
PRZEMEK WIERZCHOWSKI

W poniedziałek, po tygodniach plotek i domysłów, skończyła się najważniejsza saga transferowa lata w ekstraklasie. Vadis Odjidja-Ofoe, gwiazda Legii Warszawa i najlepszy piłkarz ligi, odchodzi do rosyjskiego Krasnodaru. Dla wielu to porażka mistrza Polski i jego właściciela Dariusza Mioduskiego. Wszak drużynę opuszcza zawodnik, który umiejętnościami przerastał ligę, nad którym rozpływali się eksperci, na którego z zazdrością patrzyli rywale warszawiaków.

Chociaż dla właściciela i prezesa Legii zatrzymanie Belga było letnim priorytetem, to niepowodzenie tej misji wcale nie oznacza, że Mioduski przegrał. On z bardzo trudnej sytuacji wyszedł z twarzą, wycisnął z niej wszystko, co się dało.

Vadisa trzeba było sprzedać, bo on sam przy Łazienkowskiej grać już nie chciał. 28-latek opuścił obóz przygotowawczy w Warce, nie dojechał nawet na niedzielny trening, na który oficjalnie wezwał go klub. Chociaż swoje podejście Belg tłumaczył sprawami rodzinnymi, to nawet przez chwilę nie można było mieć wrażenia, że jemu na grze w Legii jeszcze zależy.

Zależało za to Mioduskiemu, który zaproponował pomocnikowi rekordowe zarobki, robił wszystko, by zatrzymać go w klubie. Kiedy okazało się, że to i tak za mało, właściciel Legii twardo pokazał kto i jak zdecyduje o przyszłości Vadisa. Prezes nie ugiął się pod naciskami piłkarza i jego agenta i nie przystał na śmieszną ofertę Olympiakosu. Śmieszną z perspektywy mistrza Polski, bo choć dwa mln euro za zawodnika z rocznym kontraktem to suma niezła, to jednak dla klubu Belg wart był znacznie więcej. Zwłaszcza, że część kwoty miała trafić do piłkarza.

Mioduski postawił sprawę jasno: albo otrzymamy godną ofertę, albo Vadis zostaje czy mu się to podoba, czy nie. Prezes był twardym graczem, nie interesował go rynek, tylko dobro Legii. Ostatecznie warszawiacy zarobią na swojej gwieździe 3,5 mln euro (piłkarz zrzekł się przysługującego mu procenta od kwoty transferu), a jeśli w przyszłym sezonie Krasnodar awansuje do Ligi Mistrzów, to kwota ta wzrośnie o kolejne dwa miliony. To pieniądze bardzo godne, za które mistrz Polski musi ruszyć na zakupy. Musi, jeśli marzy o nawiązaniu walki o LM lub co najmniej w Lidze Europy.

Mioduski zdał test zarabiając na Vadisie, ale teraz czeka go kolejny sprawdzian. Legia musi znaleźć i kupić piłkarzy, którzy wzmocnią drużynę. Wzmocnią, a nie uzupełnią. Zawodników, którzy od razu wniosą jakość, a nie będą potrzebowali czasu na aklimatyzację czy rozwój. Takim graczem byłby Krzysztof Mączyński, ale niekoniecznie już Łukasz Moneta, bo tego należy postrzegać jako poszerzenie wątłej kadry.

Mistrz Polski potrzebuje bardzo dobrych piłkarzy w każdej formacji, w ataku być może nawet dwóch. Pozyskanie ich jest testem dużo ważniejszym i trudniejszym, niż negocjacje z Vadisem. Jeśli Mioduski i jego ludzie w najbliższych tygodniach go obleją, to początek nowego rozdania przy Łazienkowskiej może okazać się klapą.

Więcej o: