Bandyci napadli na samochód z pracownikami Widzewa. Mieli maczety i pałki

Grupa zamaskowanych chuliganów napadła pod stadionem przy al. Piłsudskiego na samochód, którym pracownicy Widzewa wracali z meczu w Ostródzie - informuje łódzki oddział "Gazety Wyborczej".

Do napadu doszło w nocy z niedzieli na poniedziałek. Grupa pracowników Widzewa, m.in. z biura prasowego klubu, wracała z meczu z Sokołem Ostróda (2:2). Pod stadionem przy al. Piłsudskiego auto zostało otoczone przez kilka samochodów. Niektóre miały zdjęte tablice rejestracyjne. Wyskoczyli z nich zamaskowani mężczyźni, mający w rękach maczety i pałki - relacjonuje łódź.wyborcza.pl.

Jedna z osób, która był w zaatakowanym pojeździe, opowiada, że na szczęście portier zdążył podnieść szlaban, dzięki czemu udało się uciec. Kolejne samochody próbowały zablokować drugi wyjazd na ul. Tunelową, lecz pracownikom Widzewa udało się niemal w ostatniej chwili je ominąć i pojechać na komendę policji na ul. Wysoką.

Nikt nie ucierpiał, ale samochód Widzewa ma ślady uderzeń. Według zaatakowanych, napastnicy mieli na sobie czapki i maski w barwach i z symbolami ŁKS.

To nie pierwszy taki bandycki atak w Łodzi. Niedawno ktoś zniszczył autokar Widzewa, malując go w hasła związane z drugim łódzkim klubem. Głośno było też o zasadzce, jaką kibole Widzewa urządzili na autostradzie A1 w okolicach Kutna, gdzie zamierzali zaatakować kibiców ŁKS wracających z meczu w Elblągu.

W poniedziałek po południu Widzew wydał komunikat:

"Zarząd Stowarzyszenia RTS Widzew Łódź informuje, że w nocy z 11 na 12 czerwca, pod stadionem Widzewa przy Al. Piłsudskiego 138, zaatakowani zostali przez grupę mężczyzn pracownicy Klubu (w tym przedstawiciele Biura Prasowego, również kobiety), wracający z meczu ligowego w Ostródzie. Napastników było co najmniej kilkunastu, część z nich ubrana w barwy Łódzkiego Klubu Sportowego, niektórzy uzbrojeni w niebezpieczne narzędzia, takie jak maczety i kije bejsbolowe. Tylko dzięki przytomności umysłu pracowników Klubu i kierowcy, osoby te zdołały opuścić teren wokół stadionu, unikając tragedii. Nie obyło się jednak bez strat materialnych. Uszkodzeniom uległ między innymi samochód transportujący tego dnia pracowników Klubu.

Zarząd Klubu wyraża ubolewanie, że takie zdarzenia mają miejsce, a porachunki bandytów mieniących się kibicami stają się groźne dla osób postronnych, wykonujących swoją pracę.

Informujemy, że sprawa trafiła do organów ścigania i mamy nadzieję, że wobec sprawców wyciągnięte zostaną surowe konsekwencje, a w przyszłości podjęte zostaną odpowiednie działania prewencyjne, by incydentów tego typu uniknąć.

Jednocześnie wzywamy wszystkie osoby uważające się za kibiców łódzkich klubów o chwilę refleksji i niepodejmowanie wzajemnych agresywnych działań, aby w naszym mieście nie doszło do eskalacji spirali przemocy znanej z innych aglomeracji, które nie mogą być dla naszego miasta wzorem".

Zbigniew Boniek w "Wilkowicz Sam na sam": Bardziej to wyglądało jak obóz koncentracyjny, a nie mecz piłkarski. Wypchnięto nas na ten finał. Ja nie chciałem grać. I nie wziąłem grosza premii za to zwycięstwo

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.