Teraz jesteśmy znacznie silniejsi niż w dwa lata temu, kiedy pokonaliśmy Bayern w finale - mówił przed meczem menedżer MU Alex Ferguson. - Co chwilę słyszę, że to wyjątkowy mecz i wszystko może się w nim zdarzyć. Ale dla moich piłkarzy wielkie mecze nigdy nie stanowiły problemu. Przeciwnie, to słabi rywale, marzący tylko o przetrwaniu, sprawiają nam większy kłopot.
Wyniki potwierdzały słowa szkockiego szkoleniowca w stu procentach. "Czerwone Diabły" wielokrotnie męczyły się z przeciętnymi drużynami, a najgroźniejszego przeciwnika w Premier League - Arsenal - rozbiły przed kilkoma tygodniami 6:1. Wczoraj rozpoczęli z impetem, ale Bawarczycy grali mądrze, długo przetrzymywali piłkę (do przerwy przez 60 proc. czasu gry), starając się wybijać gospodarzy z rytmu. Sami jednak nie potrafili zagrozić bramce strzeżonej przez Fabiena Bartheza. Brazylijczyk Giovane Elber nie oddał w pierwszej połowie ani jednego celnego strzału, a Carsten Jancker za każdym razem, gdy dostawał podanie od Stefana Effenberga lub Jensa Jeremiesa, o ułamek sekundy wybiegał za plecy obrońców i sędzia odgwizdywał spalonego.
Piłkarze MU grali bardziej pomysłowo, na lewej flance szalał Mikael Silvestre, który po raz kolejny udowodnił, że jest z powodzeniem może pełnić funkcję lewoskrzydłowego. W pojedynku z Bayernem znakomicie wyręczał najsłabszego w drugiej linii "Diabłów" Ryana Giggsa, którego dryblerskie popisy kończyły się z reguły już na drugim obrońcy Bawarczyków.
Po przerwie obraz gry się zmienił. Goście śmielej szli do przodu, a umiejętności Bartheza kilkakrotnie przetestował Jeremies, wcześniej ograniczający się tylko do destrukcji. Defensywny pomocnik dwurotnie był bardzo bliski pokonania świetnie interweniującego francuskiego bramkarza. Jeszcze większego pecha miał Alexander Zickler, który trafił w poprzeczkę. "Dzisiaj zobaczycie prawdziwego Stefana Effenberga" - obiecywał niemiecki pomocnik na łamach "Bildu". Przez cały mecz nie grał zbyt błyskotliwie, ale to on rozpoczął akcję, po której padł jedyny gol. Posłał piłkę na pole karne w kierunku Thomasa Linkego, ten dokładnie głową zgrał do Paulo Sergio i Brazylijczyk miał przed sobą już tylko Bartheza.
Po pierwszej połowie meczu w Stambule wydawało się, że tylko cud mógłby odebrać awans Realowi. Turcy zapowiadali otwartą walkę, a kibice ze Stambułu - "specjalne" powitanie dla Steve'a McManamana. Antyangielskie nastroje to nad Bosforem niechlubna tradycja. Uliczne starcia chuliganów przed meczami z Arsenalem i Leeds kosztowały życie dwóch kibiców z Wysp (zostali śmiertelnie dźgnięci nożem). We wtorek na boisku było o wiele więcej emocji niż w mieście. Efektem "otwartej gry" gospodarzy było dwa gole strzelone przez Ivana Helguerę i Claude'a Makelele. Po przerwie Turcy rzucili się do szaleńczych ataków, strzelili trzy gole i w rewanżu na Santiago Bernabeu (za dwa tygodnie) do awansu wystarczy im remis.
Manchester Utd - Bayern Monachium 0:1 (0:0): Paulo Sergio (86.). Żółte kartki : Beckham - Effenberg, Lizarazu, Salihamidzić.
Manchester: Barthez - G. Neville, Stam, Brown, Silvestre; Beckham (87. Yorke), Keane, Scholes, Giggs; Cole, Solskjaer. Bayern : Kahn - Linke, Kuffour, Andersson, Lizarazu; Salihamidzic, Effenberg, Scholl (69. Paulo Sergio), Jeremies, Elber, Janker (66. Zickler).
Galatasaray Stambuł - Real Madryt 3:2 (0:2): Umit (47., karny), Hasan (65.), Jardel (75.) - Helguera (32.), Makelele (43.). Żólte kartki : Okan, Popescu - Salgado.
Galatasaray : Taffarel - Capone (46. Fatih), Bulent Kortmaz, Popescu, Ergun, Suat (49. Bulent Akin), Umit, Jardel, Hasan, Okan, Hagi. Real : Casillas - Salgado, Hierro, Karanka, Roberto Carlos, Helguera, Makelele (Celades), Figo, McManaman (89. Solari), Raul, Morientes (69. Guti).