Przed ćwierćfinałem Ligi Mistrzów: Manchester United - Bayern Monachium

Rewanż, zemsta, zadośćuczynienie - te słowa najczęściej przewijają się w niemieckiej prasie przed wtorkowym ćwierćfinałem Ligi Mistrzów Manchester United - Bayern Monachium. Dokładnie 678 dni po ?k.o. w ostatnich minutach pojedynku na Camp Nou w Barcelonie w finale Champions League 1999? - jak powiedział prezes Bawarczyków Franz Beckenbauer - obie drużyny znów staną naprzeciw siebie, tym razem na Old Trafford

Przed ćwierćfinałem Ligi Mistrzów: Manchester United - Bayern Monachium

Rewanż, zemsta, zadośćuczynienie - te słowa najczęściej przewijają się w niemieckiej prasie przed wtorkowym ćwierćfinałem Ligi Mistrzów Manchester United - Bayern Monachium. Dokładnie 678 dni po "k.o. w ostatnich minutach pojedynku na Camp Nou w Barcelonie w finale Champions League 1999" - jak powiedział prezes Bawarczyków Franz Beckenbauer - obie drużyny znów staną naprzeciw siebie, tym razem na Old Trafford

MU i Real to bez dwóch zdań najlepsze obecnie drużyny w Europie, ale nikt nie jest niepokonany - mówi prezydent Bayernu Franz Beckenbauer. Nie bez racji. W ostatniej kolejce ligowej obie drużyny - MU, lider Premier League, i Bayern, lider Bundesligi, przegrały swoje mecze. "Czerwone Diabły" po raz drugi w sezonie uległy Liverpoolowi (0:2), co ostatni raz zdarzyło im się 17 lat temu. Bawarczycy przegrali na stadionie Olimpijskim z Werderem Brema 2:3.

- Przykro było patrzeć na naszą grę przeciwko Werderowi, ale nie ma boleśniejszej porażki w historii klubu niż ta z MU na Camp Nou - mówi Beckenbauer, przypominając, że prowadzącemu 1:0 Bayernowi brakowało zaledwie 138 sekund do zdobycia czwartego Pucharu Europy, pierwszego od 23 lat. Pewny triumf zrujnowały jednak gole Teddy'ego Sheringhama i Ole Gunnara Solskjaera.

- W takiej formie jak w meczu z Werderem nie mamy czego szukać w Manchesterze i lepiej byłoby nigdzie nie jechać. Pocieszam się tylko tym, że piłkarze w sobotę byli już myślami na Old Trafford. Żeby wygrać dwumecz z "Czerwonymi Diabłami", trzeba koniecznie strzelić bramkę na ich boisku - twierdzi Beckenbauer. Obiecuje dokonać tego Brazylijczyk Giovane Elber. - Wiem, że to wielka przyjemność. Zrobię wszystko, żeby to zrobić. Pamięć o porażce w Barcelonie w niczym nam nie przeszkodzi, bo o tym już dawno zapomnieliśmy. Kto żyje przeszłością, niech sobie chodzi do muzeum futbolu.

To samo mówi kapitan Bayernu Stefan Effenberg i nie widzi powodów do pesymizmu. - Od kiedy wiadomo, że trafiliśmy na MU, bardzo się cieszę. Świetny przeciwnik, świetny stadion ze znakomitą publicznością. Mecz sprzed dwóch lat nie ma znaczenia. Żyjmy teraźniejszością.

Tymczasem menedżer MU Alex Ferguson nie pamięta już o sobotniej przegranej z Liverpoolem. - Ten mecz nie miał dla nas takiego znaczenia jak wtorkowy z Niemcami. Teraz, gdy mamy 13 punktów przewagi w tabeli Premier League, najważniejszym zadaniem dla chłopaków jest Liga Mistrzów. Mówili mi, że jeśli znów zdobędziemy tytuł mistrza Anglii, ale nie podeprzemy go triumfem w Champions League, uznają ten sezon za zmarnowany - opowiadał Szkot.

I dodaje, że dla niego najboleśniejszą porażką w ostatnich latach była przegrana w ubiegłorocznej edycji LM z Realem Madryt w tej samej fazie turnieju. Na mecz z Bayernem Ferguson powołał aż pięciu piłkarzy, którym dał odpocząć w spotkaniu z Liverpoolem: napastnika Andy'ego Cole'a i Ole Gunnara Solskjaera, obrońców Jaapa Stama i Mikaela Silvestre oraz pomocnika Paula Scholesa.

Do składu "Czerwonych Diabłów" wrócił także po dwumiesięcznej przerwie Walijczyk Ryan Giggs.

Trener Bayernu Ottmar Hitzfeld musiał zrezygnować z kontuzjowanych Thorstena Finka i Jensa Jeremiesa. - Nie zgadzam się jednak z tym, że to United jest w tym dwumeczu faworytem. Szanse oceniam na 50 do 50. Wszystko zależy od tego, w jakiej kto jest formie danego dnia - twierdzi Effenberg.

Prawdopodobne składy. MU: 1 - Fabien Barthez; 2 - Gary Neville, 6 - Jaap Stam, 24 - Wes Brown, 27 - Mikael Silvestre; 7 - David Beckham, 18 - Paul Scholes, 16 - Roy Keane, 11 - Ryan Giggs; 10 - Teddy Sheringham, 9 - Andy Cole.

Bayern: 1 - Oliver Kahn; 4 - Samuel Kuffour, 5 - Patrik Andersson, 25 - Thomas Linke; 2 - Willy Sagnol, 16 - Jens Jeremies, 11 - Stefan Effenberg, 3 - Bixente Lizarazu; 20 - Hasan Salihamidzic, 9 - Elber, 7 - Mehmet Scholl.

Sędziuje: Antonio Lopez Nieto (Hiszpania)

Witajcie w piekle

- tej treści transparent jak zwykle przygotowali fani Galatasaray Stambuł, tym razem dla kibiców obrońcy trofeum - Realu Madryt. Nie tak dawno, bo we wrześniu, turecki klub pokonał hiszpanów w meczu o Superpuchar Europy w Monako 2:1

- Naszą największą siłą jest to, że w ogóle nie boimy się Realu - stwierdził rumuński trener Galatasaray Mirceau Lucescu. - Inne drużyny wychodzą na mecz z nimi pogodzeni z porażką i przegrywają. My myślimy pozytywnie.

W sobotę piłkarze Galatasaray wzmocnili swe morale, wygrywając z lokalnym rywalem w walce o tytuł mistrza Turcji Besiktasem 2:0 po golach swych gwiazd - Serkana i Brazylijczyka Mario Jardela.

Trener "Królewskich" Vicente del Bosque macha jednak ręką na porażkę w Superpucharze. - Zgoda, Galatasaray to doświadczona, wymagająca drużyna. Ale dziś jesteśmy innym zespołem niż wtedy w Monako.

Galatasaray: 1 - Claudio Taffarel; 35 - Capone, 3 - Bulent Korkmaz, 4 - Gheorghe Popescu, 67 - Ergun Penbe, 8 - Suat Kaya, 22 - Umit Davala, 9 - Mario Jardel, 11 - Hasan Sas, 7 - Okan Buruk, 10 - Gheorghe Hagi

Real: 25 - Iker Casillas; 2 - Michel Salgado, 4 - Fernando Hierro, 18 - Aitor Karanka, 3 - Roberto Carlos; 6 - Ivan Helguera, 24 - Claude Makelele, 10 - Luis Figo, 8 - Steve McManaman; 7 - Raul, 9 - Fernando Morientes

Sędziuje: Pierluigi Collina (Włochy)

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.