Eliminacje MŚ 2018. Brazylia - Kolumbia 2:1. Słodka zemsta Neymara

Sześć goli i pięć asyst w ostatnich pięciu meczach Brazylii. Były już kapitan "Canarinhos" zatańczył na nosie swoich krytyków.

Jest w nim coś głęboko irytującego. Nawet jak na gwiazdę piłki z kraju samby. Odkąd pojawił się w Hiszpanii, spolaryzował wokół siebie miliony ludzi. Jedni mówili, że to geniusz, w dodatku wesoły i w gruncie rzeczy dobry chłopak. Gdyby wsłuchać się w słowa 24-latka, on tylko robi co może, by pasje i frustracje towarzyszące rywalizacji w zawodowym futbolu nie pozbawiły go frajdy z gry. Pragnienie zrozumiałe, a nawet zbożne, choć droga która prowadzi do jego spełnienia, kręta i nie zawsze czytelna dla kibiców. Gdy dwa dni przed startem igrzysk w Rio jeszcze wtedy kapitan drużyny Neymar zorganizował kolegom fiestę z dziewczynami, ogłosił, że nikomu nic do tego co robi w czasie wolnym. Rzeczywiście drużyna dostała wtedy 24 godziny na odpoczynek.

Dwa kolejne bezbramkowe remisy wywołały burzę w Brazylii. Kraj pałał żądzą zemsty za klęskę na mundialu, tymczasem gwiazdorzy reprezentacji potykali się o własne nogi. Neymar był lżony na każdym kroku, mówiono, że nie dorasta do pięt Marcie, kapitan i gwieździe drużyny kobiecej. W Ameryce Łacińskiej takie słowa bolą podwójnie. Neymar postanowił, że odda opaskę kapitana, skoro naród uważa, że nie jest jej godny. Prędzej się jej pozbędzie niż wyrzeknie siebie.

Frustracja, chęć odbicia się od dna jest często świetną motywacją. Nagle Brazylia odpaliła zdobywając pierwsze olimpijskie złoto w swojej historii. Neymar został oczywiście bohaterem finału z Niemcami: zdobył gola, po czym wykorzystał decydującą jedenastkę zapewniającą drużynie tytuł mistrzowski.

Złoto igrzysk ma swoją moc, która pociągnęła w górę także dorosłą kadrę. Wystarczyły dwa mecze, by Neymar i inni wyciągnęli drużynę z szóstej pozycji w tabeli kwalifikacji rosyjskiego mundialu na drugie. Wygrana w Ekwadorze 3:0 i w Manaus z Kolumbią 2:1 - ta druga po asyście i bramce Neymara. Już bez opaski kapitańskiej. I ci, którzy przepowiadali wielką klapę Brazylii, musieli zamilknąć. Przynajmniej na miesiąc.

W Barcelonie czekają na Brazylijczyka, choć drużyna wygrywa bez niego. Arda Turan gra znakomicie, ale trio MSN wciąż nie jest kompletne. Może się spotkać na Camp Nou w najbliższą sobotę po 125 dniach przerwy, od kiedy Neymar zagrał dla Barcelony ostatni mecz. Nie wiadomo tylko co z urazem pachwiny u Leo Mesiego, bez niego Argentyna tylko zremisowała w Wenezueli. Wątpliwości nie dotyczą Luisa Suareza największej gwiazdy Urugwaju (triumf nad Paragwajem 4:0).

Neymar wraca do Barcelony uśmiechnięty. Taki jest zresztą zawsze. Czasem wygląda ma chłopaka impregnowanego na smutek i troski. Jednych to irytuje, innych zachwyca, trzeba mu jednak oddać, że tak bardzo rozkapryszony i zadufany chyba nie jest, bo na Camp Nou bezboleśnie potrafił się dostosować do Messiego. W ubiegłym sezonie najbardziej zawalił z całego trio gwiazd. Mał do tego prawo ze względu na wiek, ale gdy Barca potrzebowała go w ćwierćfinale Migi Mistrzów z Atletico, wpadł akurat w dół jak lej po bombie. Czy 125 dni, które poświęcił drużynie narodowej nie odbije się na koniec sezonu, gdy Katalończycy staną do walki o odzyskanie tytułu numeru 1 w Europie?

Może więc jeszcze na Neymara i trio MSN trzeba będzie poczekać. Luis Enrique wie, że Brazylijczyk wymaga odpoczynku. Trener Barcy dał mu urlop po igrzyskach. Nie nakazał powrotu do Europy. Widać wierzy, że czas wolny potrafi wykorzystać nie tylko na hulanki i swawole.

Czytaj więcej na blogu Dariusza Wołowskiego "W polu karnym"

Ranking najbardziej przepłaconych transferów letniego okienka. Jest jeden Polak!

Copyright © Agora SA