Mirosław Szymkowiak: No tak. W listopadzie się zaziębiłem, w grudniu miałem operację, w lutym miałem rehabilitację. Ale najważniejsze, że wróciłem. I chcę udowodnić, że zasłużenie.
- Bardzo mi się podobało, jak ostatnio grała reprezentacja, bo wygrywaliśmy mecze. Przy ustawieniu 4-4-2 nie ma ofensywnego czy defensywnego pomocnika. Obaj mają przede wszystkim biegać, a mniej rozgrywać. Gra się bardzo dużo skrzydłami albo prostopadłymi podaniami. Mariusz Kukiełka to potrafi.
- Może takie były założenia: środkowi odbierają, boczni atakują? Ja lubię być przy piłce, pokazywać się, wychodzić do podań, zagrywać prostopadłe piłki. Do tego jestem przyzwyczajony w klubie.
W kadrze czasem się to zmienia. W Budapeszcie [z Węgrami w ostatnim meczu eliminacji Euro 2004 - red.] zagraliśmy np. trójką obrońców i w środku było gęściej. Najważniejsze, by w każdym spotkaniu zostawić na boisku serce, dać z siebie wszystko, postawić na walkę. Tak będzie w eliminacjach mistrzostw świata, w meczach z Wyspiarzami. Zapomnijmy o wirtuozerii, pomyślmy o wyniku. Teraz jest czterech środkowych pomocników: ja, Sebastian Mila, Arek Radomski i Mariusz Lewandowski. Szansę dostaniemy wszyscy. Zobaczymy, czego będzie wymagał ode mnie trener.
- Każdy chyba zaczął myśleć od razu po losowaniu. A na razie to myślę głównie o tym, jak wywalczyć sobie miejsce w drużynie narodowej. Do eliminacji jest jeszcze kilka meczów towarzyskich. Chcę się w nich pokazać. Ta drużyna jest coraz lepsza, gra ze sobą dwa lata.
- Ona zawsze była...
- Niestety, różnie z tym bywało (śmiech). Pamiętam, że przed meczami ze Szwecją byliśmy podenerwowani, skoncentrowani. Ten mecz w Chorzowie zawaliliśmy, nie zostawiliśmy na boisku tyle serca, ile powinniśmy. Mam o to do siebie pretensje.
- Pamiętam, wtedy przygotowywaliśmy się do meczu z Węgrami w Chorzowie. Żałuję tego spotkania. Powinniśmy je spokojnie wygrać, nie wykorzystaliśmy wielu idealnych okazji. Być może było spowodowane to niepewnością, podenerwowaniem... To był czas selekcji. Teraz jestem spokojniejszy o swoją grę w kadrze. Wtedy było inaczej, wróciłem do drużyny po paru latach przerwy, to był mój czwarty dopiero występ. Teraz ja i drużyna nabraliśmy pewności. Mam 27 lat, ale czuję się młodym zawodnikiem, dopiero zaczynam grać w kadrze, bo 12 występów to mało. Chcę z reprezentacją osiągnąć sukces. Ta drużyna jest lepsza od tej sprzed roku... To mieszanka doświadczenia i młodości.
- Wcześniej przeprowadzaliśmy bardzo mało akcji, nie mieliśmy okazji. Na Węgrzech wystąpiliśmy w ustawieniu 3-5-2, zrobiliśmy cztery czy pięć akcji i zdobyliśmy dwa gole. Z Włochami albo Serbami wróciliśmy do 4-4-2 i było więcej akcji. Trener zmienił ustawienie na odważniejsze. I są efekty. Tak się gra w Europie. Taktyka jest najważniejsza.
Poza tym, wracając do skuteczności, mamy bardzo dobrych napastników. Maciek Żurawski niech nie strzela, niech podaje. On i Marek Saganowski to takie liski-chytruski, czyhające w polu karnym na błędy: dużo biegają, szarpią, walczą. Wykonują mnóstwo pracy. A Grzesiek Rasiak jest inny, najlepiej gra głową w Polsce, wykorzystuje wrzutki. Uzupełniają się i gole będą strzelać.
- Zwycięstw w ważnych meczach. Ostatnio gramy dobrze w springach, a w najważniejszych spotkaniach zawodzimy. Mam nadzieję, że przestaniemy się bać trudnych przeciwników, meczów z Anglią czy wyjazdowych w Walii albo Austrii. To są normalni ludzie, mogą mieć słabszy dzień.
- Kolektyw. Wszyscy musimy walczyć na całego. Cała jedenastka.
- W ogóle. Statystyki średnio mnie interesują. Zapominam o tym. Amerykanie to dobra drużyna. Większość z rywali gra w Europie, ale to inny styl niż zespołów europejskich. Dużo walczą, potrafią grać piłką. Trochę podobny styl do angielskiego. To dobrze. Dobrze, że chcą z nami grać, są przecież wyżej w rankingu FIFA.
- Tak. Oby tylko był komplet kibiców. I niech nie przynoszą tych trąbek. W Chorzowie jest to nie do wytrzymania. Nie słychać dopingu, tylko jedno wielkie trąbienie. A to nie o to chodzi. Tak się dopinguje jeszcze tylko w Rosji czy na Ukrainie.