W Asunción dobiegała 91. min meczu kwalifikacji do mundialu, gdy techniczny, choć mocny strzał prawego obrońcy Barcelony Daniego Alvesa ocalił dla Brazylii remis 2:2 z Paragwajem.
Do 79. minuty gospodarze utrzymywali prowadzenie 2:0 i trudno przewidzieć, co by się stało, gdyby nie błąd bramkarza Justo Villara. Hulk, który w drugiej połowie zmienił Fernandinho, strzelał z 25 metrów, na siłę, ale w środek bramki. Villar odbił piłkę przed siebie, a potem przepuścił ją pod pachą po słabej dobitce Ricardo Oliveiry. Pięciokrotni mistrzowie świata uwierzyli, że jeszcze nie przegrali.
Po meczu Dani Alves był przeszczęśliwy. Opowiadał dziennikarzom, że mecz w Paragwaju był dla Brazylii nie tylko testem klasy, ale też charakteru. Bez ukaranych za kartki Neymara i Davida Luiza drużyna Carlosa Dungi miała pokazać, że nie jest przypadkową zbieraniną. Alves motywował kolegów w szatni, chcieli razem udowodnić, iż są godni kanarkowej koszulki - wciąż kultowej. W klubowej piłce 33-letni obrońca zdobył wszystko: pięć trofeów z Sevillą i aż 21 z Barceloną, w kadrze zagrał 89 razy, zdobywając jedynie Puchar Konfederacji, czyli trofeum drugiej kategorii.
U brazylijskich piłkarzy drużyny narodowej głębokie poczucie niespełnienia jest w ostatnich latach dominujące. Sięgnęli dna 8 lipca 2014 roku, gdy w półfinale mundialu w ojczyźnie przegrali z Niemcami 1:7. Trener Luiz Felipe Scolari zapłacił za to posadą, zastąpił go Dunga z nadzieją, że gorzej być już nie może. A jednak. Przed niespełna rokiem Brazylia odpadła w ćwierćfinale Copa America po porażce właśnie z Paragwajem. To było jeszcze jedno potwierdzenie, że wielkie futbolowe imperium nie wyrasta już nawet ponad rywali z własnego kontynentu.
W październiku wystartowały eliminacje do mundialu w Rosji, w Ameryce Płd. najcięższe ze wszystkich. 10 zespołów gra ze sobą mecz i rewanż. W takich warunkach o przypadkowe rozstrzygnięcia szczególnie trudno. Po sześciu meczach Brazylijczycy są na szóstym miejscu, niedającym nawet prawa do gry w barażach. Do Rosji pojadą cztery najlepsze drużyny, piąta zagra w play-off z rywalem z innego kontynentu.
Można więc zadać sobie pytanie: z czego cieszył się Alves w Asunción? Brazylia ocaliła remis, ale w sześciu rozegranych meczach eliminacji wygrała tylko u siebie z Wenezuelą i Peru - dwoma z trzech najsłabszych zespołów na kontynencie, obok Boliwii. Pozostałe siedem drużyn walczy o mundial zaciekle, lidera tabeli od siódmej pozycji dzielą tylko 4 pkt. Urugwaj prowadzi i jest w euforii po odzyskaniu dla reprezentacji Luisa Suareza, ukaranego za ugryzienie na mundialu w Brazylii Giorgio Chielliniego. "Kanibal" wrócił i 25 marca zdobył gola w meczu z Brazylią (2:2), wczoraj asystował przy zwycięskiej bramce Edinsona Cavaniego w starciu z Peru. Także wczoraj pierwszą porażkę poniósł rewelacyjny Ekwador - przegrał w Kolumbii 1:3 po dwóch bramkach Carlosa Bacci. Ekwadorczycy nie wygrali wyjazdowego spotkania z Kolumbijczykami od 1965 roku. - Inaczej się człowiek czuje, gdy ma poparcie wszystkich wokół - powiedział James Rodriguez, gdy pytano go, dlaczego w kolumbijskiej kadrze gra tak dobrze, a w Realu Madryt tak słabo. Oczywiście w Hiszpanii odebrano to jako poważny zarzut wobec klubu.
Radość z gry odzyskała nawet Argentyna, która fatalnie wystartowała, gdy Leo Messi leczył kontuzję kolana. Dziś pięciokrotny laureat Złotej Piłki znów prowadzi do tanga, w meczu z Boliwią zdobył 50. bramkę w drużynie narodowej. Do rekordzisty Gabriela Batistuty brakuje mu zaledwie czterech. Po serii trzech zwycięstw "Albicelestes" awansowali na trzecie miejsce w tabeli. Chilijczycy wygrali wczoraj 4:1 w Wenezueli i tylko dla kibiców w Brazylii niewiele jest dobrych wieści. Chyba że jest nią ocalenie w Paragwaju - rzeczywiście, porażka byłaby wstępem do katastrofy.
Bo przecież jest tylko jeden taki kraj. Tylko Brazylia grała we wszystkich 20 turniejach finałowych o mistrzostwo świata. Ona zdobyła najwięcej tytułów - pięć, ona wydała największą liczbę artystów futbolu. Czasy świetności minęły? Na pewno minęły czasy, gdy eliminacje do mundiali były dla Brazylijczyków formalnością. Kiedyś przechodzili przez nie spacerkiem. Dopiero 25 lipca 1993 roku, w swoim ósmym starcie w kwalifikacjach, "Canarinhos" przegrali pierwszy mecz, w dodatku w boliwijskim La Paz na wysokości 3,6 tys. m n.p.m. Potem takich porażek uzbierało się jeszcze dziesięć, ale Brazylia zawsze na mundialu grała. Kibice w najbardziej zapadłych zakątkach globu nawet nie wyobrażają sobie rywalizacji o Puchar Świata bez niej. Na razie wciąż nie muszą, do końca eliminacji w Ameryce Płd. 12 kolejek. We wrześniu drużyna Dungi pojedzie do Ekwadoru, a potem podejmie Kolumbię. Znów łatwo nie będzie. Zwłaszcza drużynie o tak ograniczonych możliwościach i tak zachwianej pewności siebie. Testem charakteru dla Brazylijczyków jest dziś każdy mecz.
Kogo wyślemy na Euro 2016? Oceniamy szanse piłkarzy w kadrze Nawałki