Okoński: Obciachowy jak Anglik i pracowity jak Anglik

Spokojnie, to tylko jedno zwycięstwo, w dodatku w meczu towarzyskim, z drużyną, która od dawna nie jest już niepokonana i która dała sobie odebrać wygraną już po zejściu z boiska Reusa, Hummelsa i Mullera Nawet mimo tych zastrzeżeń czujemy przecież, że w opowieściach o Anglii coś się zmieniło - pisze Michał Okoński, dziennikarz ?Tygodnika Powszechnego? i komentator Sport.pl.

Anglicy? Skrzywdzeni i poniżeni przez Maradonę. Straumatyzowani przez bolesne porażki w rzutach karnych. Odpadający z kolejnych mundiali czy Euro po heroicznych bojach w meczach, które po latach wspominamy jako najlepsze na całej imprezie. Schodzący z boiska ze łzami zastygającymi na policzkach, dziękujący kibicom za doping i rywalom za walkę. Marnujący swoje najlepsze piłkarskie pokolenie w historii ostatniego półwiecza - to ze Scholesem, Beckhamem, Lampardem i Gerrardem. Tak ich zapamiętaliśmy, tak nauczyliśmy się o nich myśleć w młodych latach, usiłując nie przyjąć do wiadomości tego, co zdarzyło się później.

Obciachowy jak Anglik

Daremny trud. Anglicy? Niepoprawni fantaści, pozbawieni kontaktu z rzeczywistością, na każdą kolejną imprezę jadący po to, by ją wygrać, a następnie niewychodzący z grupy albo wychodzący po to, by odpaść w pierwszym meczu, a następnie zostać zapomniani. Pogrążeni w snach o imperium i nieświadomi, że świat dawno popędził do przodu. Od lat rozdyskutowani na temat roli tego, który - owszem - stał się w ciągu ostatnich kilkunastu lat ich najlepszym strzelcem, ale który w sytuacji ostatecznej weryfikacji spala się i zawodzi, jest kontuzjowany, przemęczony czy ma zwyczajną nadwagę. Słowem: Anglicy-pośmiewisko Europy, w którym nawet wada wymowy sympatycznego skądinąd selekcjonera może służyć za symbol obciachu.

Otóż tak właśnie: aniśmy się obejrzeli, jak naśmiewanie się z reprezentacji Anglii stało się równie oczywiste, jak - powiedzmy - rok temu naśmiewanie się z prezydentury Bronisława Komorowskiego. Walcott? Wilshere? A może Townsend czy Oxlade-Chamberlain? Tylu ogłoszono zbawców tej drużyny, tyle okładek i czołówek portali im poświęcono, tylu z nich okazało się niemal natychmiast niespełnionych - a kryzys reprezentacji pogłębiały jeszcze kolejne porażki drużyn Premier League w europejskich pucharach. "Anglia jest wyspą" - w piłkarskim świecie nigdy jeszcze to zdanie nie brzmiało jak opis ubogiego krewnego, mieszkającego w miejscu, gdzie telefon traci zasięg, a prom z gazetami dociera raz na kilka tygodni.

Tak było jeszcze do soboty. Na chwilę przed rozpoczęciem meczu z Niemcami głównym tematem utrzymanych w wisielczym nastroju żartów dziennikarzy był nowy strój reprezentacji, ze szczególnym uwzględnieniem wyglądających na pożyczone getrów. Kiedy po pierwszej połowie drużyna Hodgsona przegrywała 1:0, w głosach komentatorów czuć było ulgę: światowy ordnung wydawał się potwierdzony, a zarazem obywało się bez kompromitacji. "Z tego sprawdzianu wyniesiemy wiele pozytywów" - w takim tonie mogłaby się utrzymać większość sprawozdań, gdyby mecz skończył się po 45. minutach.

Pracowity jak Anglik

Tyle że Anglicy wygrali: od stanu 2:0 doprowadzili do 2:3. Opowieść po raz kolejny zmieniła klimat. Zamiast sytych, przereklamowanych, a zarazem spętanych niepewnością nieudaczników zobaczyliśmy ambitne młode lewki. Owszem, gubiące się jeszcze w defensywie, ale tym zacieklej atakujące, kiedy udało się przejąć piłkę. Drużynę bez gwiazd albo taką, w której gwiazdy nauczone są ciężkiej pracy dla zespołu. Tym, co mogło się podobać w jej grze najbardziej, był przecież pressing, rozpoczynany przez Kane'a i Welbecka, a kontynuowany przez Lallanę i Alliego; pressing i zamykanie przestrzeni na rozegranie jakiejkolwiek niemieckiej akcji w środku pola.

Brak doświadczenia w tej drużynie - Rose debiutował, Alli i Dier grali po raz trzeci, Vardy po raz piąty, a Kane po raz dziewiąty - oznaczał brak obciążeń, złych nawyków i traum. Dele Alli, choć przy stanie 2:2 to on powinien strzelić zwycięską bramkę, grał znakomicie, przerywając akcje Niemców i przyspieszając grę swoich kolegów - po takim meczu trudno nie myśleć, że dziewiętnastolatek z Tottenhamu na mistrzostwach Europy będzie piłkarzem pierwszego składu, co jest właściwie niewiarygodne, zważywszy, iż jeszcze rok temu biegał po boiskach drugiej ligi, a na poziomie reprezentacyjnym nie zagrał ani razu w drużynie U-20, nie mówiąc o U-21.

To jedna z twarzy tej nowej Anglii. Inną może być Jamie Vardy, pamiętający występy w półamatorskim Stockbridge Park Steels, który płacił mu 30 funtów tygodniowo, a w sobotę zdobywający fantastycznego gola piętą. Kolejną - Harry Kane, którego eksplozja talentu nastąpiła po wielu miesiącach tułania się przez kolejne wypożyczenia z Tottenhamu do niższych lig. Zabawne: kiedy myślimy o zaletach snajpera z północnego Londynu nie możemy wymienić ani szybkości, ani warunków fizycznych, ani jakichś nadzwyczajnych umiejętności technicznych (w tym gry głową) - jedynym, co go wyróżnia na tle rywali, jest właśnie ciężka praca na całym boisku i odporność psychiczna; fakt, że po niewykorzystaniu jakiejś dobrej sytuacji nie traci wiary, że wykorzysta następną.

Argentyński jak Anglik

Kane i Alli, Rose i Dier, a także pozostający w sobotę na ławce Kyle Walker to piłkarze Tottenhamu, podopieczni Mauricio Pochettino. Ktoś policzył, że na dziewiętnastu ostatnich debiutantów w angielskiej drużynie narodowej, aż jedenastu wyszło spod skrzydeł Argentyńczyka - przed północnym Londynem pracującego w Southamptonie. Doradzający Royowi Hodgsonowi Gary Neville nie krył w ciągu ostatnich miesięcy podziwu dla warsztatu Pochettino, mówił też, że przyjeżdżający na zgrupowania jego podopieczni imponowali zawsze nie tylko przygotowaniem fizycznym, ale i koncentracją na czekających ich zadaniach. Jeśli na najbliższym Euro to Anglia ma stać się - dość nieoczekiwanie - ulubioną drużyną taktycznych hipsterów, będzie to w ogromnej mierze zasługa trenera Tottenhamu i filozofii, którą wpoił swojej drużynie - a kolejnym zasłużonym będzie Jurgen Klopp, szlifujący w Liverpoolu jeszcze jedną grupkę angielskich kadrowiczów.

Pytanie tylko, czy Roy Hodgson zdobędzie się na gest w świetle sobotnich wydarzeń oczywisty - zatrzyma na ławce albo wręcz zostawi w domu kapitana, legendę i najlepszego strzelca w historii reprezentacji Wayne'a Rooneya.

Zobacz wideo

Euro 2016. Hodgson zarabia 5 milionów euro, a Nawałka "zaledwie"... Zobacz ranking najlepiej opłacanych selekcjonerów

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.