Smuda dla Gazety: Dogadaliśmy się

Wstępnie już się dogadaliśmy z Andrzejem Grajewskim co do warunków finansowych, ale pozostały szczegóły. Muszę dostać zaległe pieniądze, które Widzew jest mi winien za poprzedni sezon - mówi Franciszek Smuda, która będzie trenerem Widzewa.

Jarosław Bińczyk: Dostał Pan już propozycję powrotu do Widzewa?

Franciszek Smuda: Tak. I jestem bardzo blisko decyzji. Wstępnie już się dogadaliśmy z Andrzejem Grajewskim co do warunków finansowych, ale pozostały szczegóły. Muszę dostać zaległe pieniądze, które Widzew jest mi winien za poprzedni sezon. Obiecano mi jednak, że wszystko otrzymam.

Widzew jest w bardzo trudnej sytuacji. Przedostatni w tabeli, większość meczów rozegra na wyjeździe.

- I między innymi dlatego jestem zdecydowany przejąć ofertę.Szkoda, by taki słynny klub spadł, a w I lidze grały drużyny z wsi i miasteczek.

Niedawno pracował Pan w klubach, które walczyły o czołowe lokaty. Teraz kolejny raz musi ratować drużynę przed spadkiem...

- To jest czasami trudniejsze od zdobycia mistrzostwa Polski. Przeżyłem to rok temu. Wtedy straciłem więcej zdrowia niż w walce o tytuł. Stać mnie było na to, żeby do końca sezonu nic nie robić. Uznałem jednak, że Widzew zasłużył na pomoc.

Dlaczego najbardziej utytułowany trener w ostatnim dziesięcioleciu przez ponad pół roku nie miał pracy?

- Nie wiem. Dziwiłem się, że działacze woleli zatrudniać trenerów ze znacznie mniejszymi osiągnięciami. Może bali się, że ich zespoły będą grać ofensywnie? Ja wolę wygrać 3:2 niż 1:0, a to nie wszystkim się podoba. U nas drużyny nastawiają się na przeszkadzanie, dlatego mecze są mniej atrakcyjne niż na Zachodzie.

Może odstraszało ich to, że nie miał Pan licencji PZPN?

- Ale to już się skończyło. W tym tygodniu zdaję egzaminy w szkole trenerskiej, a 24 maja obronię pracę dyplomową.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.