Andrzej Placzyński: To niemal patologia. Optymalne proporcje powinny być mniej więcej takie: 30 proc. budżetu to wpływy z biletów, 30 proc. z tytułu praw telewizyjnych i 40 proc. z kontraktów reklamowych, transferów itd.
- Niestety, tego nie wiedzą one same. Nasza ekstraklasa nie ma takich pieniędzy jak mają na Zachodzie ani takich piłkarzy, a kluby są zorganizowane tak, jak są. W zależności od sponsora, którego akurat udało się podłapać - jak długo wytrzyma, tak długo będą jakieś pieniądze. Pieniądze z Canal+ pozwalają przeżyć, sklecić jakoś budżet, dociągnąć do końca sezonu.
Problemem są też wygórowane ambicje, walka o coś, na co ich nie stać. Np. klub wchodzi do ekstraklasy i od razu chce walczyć o tytuł albo występy w europejskich pucharach. A kiedy się uda, sukces przerasta go finansowo - zespół trafia np. na drużynę z Azerbejdżanu i nie stać go na podróż.
Na razie więc niech kluby po prostu przestrzegają wymogów licencyjnych bez próby oszustw, kombinowania. Albo dlaczego nie przyjmą modelu np. holenderskiej Rody Kerkrade? To klub z małej miejscowości, od lat ma lokalnego sponsora - producenta mebli. Działaczom wystarcza świadomość, że gra drużyny daje radość lokalnej społeczności. Nie mają jednak ambicji walki o najwyższe trofea, bo mierzą siły na zamiary. Sprowadzają młodych zawodników, szkolą ich, promują i sprzedają. Z tych pieniędzy znów kupują młodych i tak egzystują.
- Zmiany są konieczne, choćby dlatego, że Canal+ miał do tej pory wyłączność na pokazywanie ligi, a w maju prawo Unii Europejskiej już nie pozwoli na taki monopol. Sportfive, która ma od PZPN mandat na przygotowanie nowych umów, chce stworzyć kilka pakietów. Główny, dopuszczający pokazywanie wszystkich meczów na żywo, zostanie sprzedany stacji kodowanej. Bo tylko ona jest w stanie za niego zapłacić, a później znaleźć czas, żeby te wszystkie mecze pokazywać. Taka jest zresztą filozofia stacji kodowanych - stawiają na trzy segmenty: film, rozrywkę oraz przede wszystkim sport na żywo. Z badań wynika, że 40 proc. posiadaczy dekoderów Canal+ kupiło je ze względu na polską ligę.
Drugi pakiet pozwoli na pokazywanie magazynu piłkarskiego w ogólnopolskiej otwartej stacji. Znajdą się w nim materiały filmowe - do pięciu minut, które dostarczy posiadacz pakietu głównego. To obniża koszty i daje gwarancję jakości tych zdjęć. Trzeci pakiet to magazyn wzorowany na programie "Doppelpass" w niemieckiej DSF, czyli fachowe rozmowy z zawodnikami, trenerami, prezesami w hotelu Kempinski. PZPN chce zagwarantować kupującej pakiet stacji, że zapraszani nie będą mogli odmówić. Ich wizyta stanie się zresztą promocją klubu, ligi i piłki. Negocjujemy też pakiet do meczów szczególnego zainteresowania jak derby, żeby mogły je pokazywać stacje regionalne.
Dochodzi też pakiet międzynarodowy, np. dla polonijnych stacji w USA czy Kanadzie. Po raz pierwszy też zostanie sprzedany pakiet radiowy do relacji z meczów na żywo i być może dla telefonii komórkowej, która będzie chciała informować np. SMS-ami o wynikach meczów, albo przesyłać nawet filmy z fragmentami spotkań. To jednak na razie pieśń przyszłości.
- Jeśli zgromadzi się wpływy za te wszystkie pakiety, może się nawet okazać, że kluby będą zarabiać więcej. A na pewno nie mniej.
- Co nie znaczy, że nie są potrzebne zmiany. Przecież wyższy poziom na boiskach to więcej widzów przed telewizorami, więcej sprzedanych zestawów od odbierania meczów na żywo. Zmiany zacząłbym od stadionów. Trzeba je modernizować albo zbudować od nowa. A przy wypełnionych trybunach gra się zupełnie inaczej niż przy garstce kibiców. Wbrew pozorom zwiększenie liczby widzów na stadionach nie spowoduje odpłynięcia widzów sprzed telewizorów.
W Polsce popełniono błąd z ustawą o przekształcaniu klubów piłkarskich w sportowe spółki akcyjne. Co z tego, że władze miasta oddają spółce stadion w użytkowanie, skoro klubów nie stać, żeby je zmodernizować, ale w ogóle utrzymać, bo ledwo starcza im pieniędzy dla zawodników. Jeżeli prywatny właściciel wykłada część pieniędzy na modernizację stadionu, to państwo powinno dołożyć drugą część. W Anglii rząd wydał na przebudowę stadionów dwa miliardy funtów, żeby uczynić je bezpiecznymi i wyplenić chuligaństwo.
Czy Canal+ nie popełnił błędu, podpisując tak lukratywny kontrakt z PZPN? Pieniądze stały się dla klubów manną z nieba zniechęcającą do jakichkolwiek zmian, bo przecież "czy się stoi, czy się leży", raty zawsze wpadną?
- Zdajemy sobie z tego sprawę i wspólnie z PZPN i Canal+ postaramy się to zmienić. Być może należy wpisać do statutu zakaz finansowania z tych pieniędzy kontraktów zawodników, a wymóc przeznaczenie ich na inwestycje i szkolenie młodzieży. Kluby będą musiały się z tych kwot dokładnie rozliczać. To nie jest trudna sprawa.
Jednak my nie możemy myśleć za kluby. Możemy im dać wędkę, ale ryby niech już łowią sami. Niech planują rozsądną politykę transferową. Są biedne, niech więc ceny naszych piłkarzy nie będą niebotyczne. Niech kluby dogadają się co do wysokości kontraktów piłkarskich. Tylko do tego muszą powstać reguły, inaczej nikt tych ustaleń nie będzie przestrzegał.
Tworzenie przepisów i zostawianie furtek do ich obchodzenia to bardzo polski problem. Ot, choćby środowisko piłkarskie walczyło w Sejmie o zmianę ustawy o wychowaniu w trzeźwości, by pozwalała reklamować piwo. W większości lig Europy reklama piwa jest dopuszczalna. Browary chętnie reklamują się poprzez piłkę nożną, w Anglii są sponsorem tytularnym całych rozgrywek. Uzyskano tyle, że piwo będzie można reklamować na imprezach sportowych po godz. 20. Czyli znów się oszukujemy - jeśli mecz będzie o godz. 17., a na banerach reklamy piwa, to będziemy łamać prawo, ale może ktoś tego nie zauważy. Muszą być jasne reguły.
- Byłem kiedyś zwolennikiem bardzo ostrej reformy. Jeśli licencje spełnia tylko osiem drużyn, niech tylko one grają, po cztery razy w sezonie. Jednak cztery pojedynki w sezonie Legii z Wisłą byłyby nudne. A mecz Legii z Łęczną elektryzuje cały region tydzień przed i długo po wydarzeniu. Dlatego dziś uważam, że optymalna liczba dla Polski to 16-18.
- Przede wszystkim skoro wielkich nie stać, a mali mają, to dlaczego im odmawiać. To prawda, że np. w Grodzisku mieszka 10 tys. osób i dla tych ludzi sukcesy ich drużyny, udział w europejskich pucharach to coś niepowtarzalnego, ale jednocześnie z 16 miast wojewódzkich tylko w pięciu jest pierwszoligowy futbol - w Warszawie, Krakowie, Poznaniu, Katowicach i Łodzi. Nie sądzę jednak, żeby płynęło z tego zagrożenie, raczej doping dla wielkich miast. Nie wiem zresztą, czy w dłuższym okresie te małe ośrodki wytrzymają konkurencję. Kapitał grupuje się zwykle w wielkich miastach. Wierzę zresztą, że kilka wielkich marek, takich jak: Wisła, Legia, Górnik Zabrze, Lech i Widzew nie zniknie z pierwszej ligi i będzie jej końmi pociągowymi.
- Wręcz przeciwnie, będą spadać. Prawa do pokazywania sportu wciąż są najdroższe na świecie. Mecz piłkarski kosztuje od 10 tys. do 100 tys. dol., podczas gdy odcinek najlepszego serialu TV tylko 500 dol. To stacje telewizyjne same tak wywindowały ceny, a ten proces najlepiej widać w Polsce, która w pewnym momencie stała się piątym rynkiem w Europie. W tym biednym kraju mieliśmy trzy stacje kodowane - Wizję TV, Canal+ oraz Polsat - i wszystkie chciały mieć sport. A dochodziły jeszcze stacje otwarte, które też chciały, choć nie miały kiedy go pokazywać. Teraz sytuacja na rynku się stabilizuje. Obniżka sum, jakie płaci lidze polskiej Canal+, to właśnie część tej stabilizacji. Pakietowanie, pozwolenie innym stacjom na pokazywanie futbolu to element powrotu do normalności.
- Nie należy tego tortu jeść za dużo, bo zrobi się nam niedobrze. Rozbudowana Liga Mistrzów zaczynała stawać się nudna. Akurat pieniądze generowała wcale nie mniejsze, a jednak traciła widzów. Na szczęście kwestia zainteresowania widzów wciąż jest tu najważniejsza. Meczów było też tyle, że brakowało stacjom miejsca na obudowanie ich, lepsze sprzedanie. Przeciążeni zawodnicy zaś przestawali błyszczeć. Przeciętność na boisku i w studiu mogły zaś najbardziej zaszkodzić temu fenomenalnemu produktowi o nazwie futbol i dobrze, że ktoś to zrozumiał.
- Podoba mi się konserwatyzm FIFA. Powinniśmy pielęgnować stare, sprawdzone wzorce, a nie wymyślać nowe. "Złotego gola" i wiele innych zmian wymyśliły stacje telewizyjne, które chciały szybszych rozstrzygnięć. Jednak i one zrozumiały, że wcale nie jest tak dobrze, kiedy w przypadku konfrontacji dwóch równorzędnych drużyn o wyniku decyduje przypadek. I postawiły na dłuższe emocje.
- Bardzo możliwe, że tak będzie. Już dziś identyfikacja widza z klubem jest o wiele większa i bardziej spontaniczna niż z reprezentacją. Mistrzostwa Europy i świata stracą więc na znaczeniu kosztem Ligi Mistrzów czy piłkarskiej Euroligi, kiedy ta powstanie.
- Myślę, że to nieuniknione, jest tylko kwestią pięciu czy dziesięciu lat. Wymuszą to nawet nie same kluby, ale stacje telewizyjne, które chętnie zapłacą krocie za coś zjawiskowego, coś, czego wcześniej nie było. Rynek wymusi nową formułę. Stanie się tak, kiedy widzom np. we Włoszech znudzą się pojedynki pięciu najlepszych drużyn z resztą przeciętniaków. Postawią na galaktyczność, która zaczyna obecnie być taka modna.
Wielkie kluby szykują się do objęcia rządów w światowym futbolu. Prezes Bayernu Karl-Heinz Rummenige, który jednocześnie jest szefem komisji UEFA do spraw Europejskich Pucharów, proponuje, by klubom płacić za to, że ich piłkarze grają w reprezentacjach. Najlepsi zgarną też niemal całą pulę z praw telewizyjnych, jaka będzie na rynku. Powstanie szalona dysproporcja i nie wiem, czy znajdą się mechanizmy, które to zastopują. To smutne.