Widzew Łódź: Do sądu za zarobki!

Adwokat reprezentujący piłkarzy Widzewa chce pozwać do sądu klub, który ujawnił zarobki czołowych zawodników za 2000 rok.

Widzew Łódź: Do sądu za zarobki!

Adwokat reprezentujący piłkarzy Widzewa chce pozwać do sądu klub, który ujawnił zarobki czołowych zawodników za 2000 rok.

W czwartek napisaliśmy, ile pieniędzy dostali w ubiegłym roku zawodnicy łódzkiego klubu. Dwaj z nich - Maciej Stolarczyk i Daniel Bogusz - zarobili po 400 tys. zł, inni - Sławomir Gula, Sławomir Olszewski i Rafał Pawlak - o 100 tys. zł mniej. Dane te ujawnili działacze Widzewa w odpowiedzi na skargi zawodników, że klub nie wypłaca im na czas pieniędzy. Piłkarze złożyli nawet w PZPN wnioski o rozwiązanie kontraktów i wydanie im kart zawodniczych.

Działaczy najbardziej zdenerwowało, że zawodnicy domagają się pieniędzy, mimo fatalnej gry w lidze. Widzew jest bowiem w strefie spadkowej, a przed tygodniem wysoko przegrał w Płocku z Orlenem 1:4.

- Nie mogę już słuchać, że nasi gracze nie mają za co żyć. Przeciwnie, zarabiają naprawdę dużo - mówił Andrzej Pawelec, prezes klubu. - Mimo opóźnień, i tak w końcu wszystko dostaną.

Drużyna Widzewa w środę wyjechała na kilka dni do Niemiec, gdzie rozegra sparingi z Hanowerem 96 i Werderem Brema. W Łodzi został m.in. kontuzjowany Daniel Bogusz. Kapitan zespołu nie chciał wczoraj rozmawiać z "Gazetą": - Nie mam nic do powiedzenia - stwierdził, po czym wyłączył telefon.

Inni widzewiacy byli bardziej rozmowni, ale prosili o zachowanie anonimowości: - Być może termin wystąpienia do PZPN nie był zbyt fortunny, ale tak doradził nam piłkarski związek zawodowy. Wiemy, że prezes Pawelec się stara, ale niepotrzebnie obiecał nam szybką wypłatę. Mógł powiedzieć, że nie ma na razie pieniędzy, a zaległości ureguluje za dwa miesiące. Wszyscy by się zgodzili.

Tymczasem adwokat zawodników zapowiedział w rozmowie z dziennikarzem Radia Łódź, że zastanawia się nad skierowaniem sprawy do sądu. Chodzi o złamanie ustawy o ochronie danych osobowych albo też o ujawnienie tajemnicy kontraktów. Wiktor Cajsel twierdzi, że sumy, jakie ujawnił klub, to tylko potencjalne zarobki, bo jego klienci dostali mniej. - To bzdura. Podaliśmy, ile faktycznie dostali w 2000 roku nasi zawodnicy - twierdzą działacze Widzewa.

Małgorzata Kałużyńska-Jasak, rzecznik prasowy głównego inspektora ochrony danych osobowych, uważa, że w tym przypadku trudno będzie mówić o złamaniu ustawy o ochronie danych osobowych. - Nie znam dokładnie tej sprawy, ale już teraz widzę, że nie jest ona jednoznaczna - powiedziała "Gazecie". - Ustawa o ochronie danych osobowych nie chroni bowiem dóbr materialnych. Trzeba ustalić, na jakiej zasadzie te osoby dostawały pieniądze.

Cajsel mówił też o ujawnieniu tajemnicy kontraktów. - Na tej podstawie można domagać się zadośćuczynienia, ale tylko pod jednym warunkiem: jeśli w kontrakcie jest zastrzeżona kara umowna za ujawnienie jego treści. Jeżeli jej nie ma, nie ma sensu kierowanie sprawy do sądu - uważa Zbigniew Wodo, łódzki adwokat.

W Widzewie dziwią się, dlaczego zawodników tak oburzyło podanie ich zarobków, skoro na Zachodzie to normalna rzecz. - W Niemczech to nie jest wielka tajemnica - mówi Artur Wichniarek, były gracz Widzewa, obecnie Arminii Bielefeld. W Anglii też sumy kontraktów są jawne.

Copyright © Agora SA