Niedawno rozpoczęła swoje drugie rozgrywki Indian Super League. Nazwa jest nieco myląca, bo to właściwie długi turniej, a nie liga. Bierze w nim udział tylko osiem zespołów. Grają najpierw każdy z każdym - przez dwa miesiące, a potem najlepsze cztery drużyny spotykają się w play-off. Wszystko skończy się 20 grudnia. Każdy zespół zatrudnia 10 zawodników z zagranicy (na boisku może grać pięciu). Przeważnie z Anglii, Hiszpanii i Brazylii. To gracze, którzy grali wcześniej w niższych ligach w swoich krajach, ale nie brakuje też gwiazd, które najlepsze lata mają dawno za sobą. W tym roku są to Portugalczycy Hélder Postiga (33 lata, Atlético de Kolkata), Simao Sabrosa (35 lat, NorthEast United), Brazylijczycy Elano (34 lata, Chennaiyin), Roberto Carlos (42 lata, Delhi Dynamos), L cio (37 lat, FC Goa), Francuz Nicolas Anelka (36 lat, Mumbai City), Rumun Adrian Mutu (36 lat, Pune City). Podstarzałe gwiazdy mogą liczyć nawet na zarobki w granicach miliona dolarów za sezon, czyli najwyżej 17 meczów. Inni zawodnicy zarabiają w przeliczeniu 150-300 tys. zł, czyli dość przyzwoicie.
Liga okazała się w swoim premierowym sezonie gigantycznym sukcesem komercyjnym. Na trybuny przyciągnęła 1,5 miliona widzów. Średnia na mecz - 26,3 tys. widzów. Pod tym względem lepszym wynikiem w piłkarskim świecie mogą się pochwalić tylko niemiecka Bundesliga i angielska Premier League. Hiszpańska La Liga ma średnią widzów zbliżoną do Indian Super League.
Twórcy ISL powtórzyli format sprawdzony wcześniej w krykiecie, bezwzględnie najpopularniejszym sporcie w Indiach. Krykietowa Indian Premier League powstała w 2008 r. i rozpoczęła boom. Potem podobne mini ligi zorganizowano w hokeju na trawie, badmintonie, tenisie i kabaddi (narodowy sport Indii - coś w rodzaju połączenia berka i zapasów). Telewizje pokochały ten format, bo dzięki temu przed ekrany przyciągnęły setki milionów widzów, którzy rozgrywki śledzą niczym sezon ulubionego serialu. Każdy mecz stał się show z udziałem gwiazd Bollywood, które często są właścicielami klubów.
Sukces indyjskich mini lig znajduje swoje potwierdzenie w wynikach oglądalności. W rankingu 10 najchętniej oglądanych sportowych imprez 2014 roku wygrała Indian Premier League (zasięg 560 mln widzów, którzy obejrzeli choć fragment meczu) przed Pro Kabbadi (435 mln), Indian Super League (410 mln). Na czwartym miejscu był piłkarski mundial (159 mln), a dalej inne mini ligi: Hockey India League (123 mln) i Indian Badminton League (63 mln). Z lig, które my uważamy za globalne, najwyżej - szósta - była NBA (59 mln). Z piłkarskich lig z Europy wybiła się tylko angielska Premier League, która od wielu dziesięcioleci pokazywana jest w Indiach, ale przed ekrany przyciąga raptem 33 mln widzów (średnia oglądalność wynosi ok. 50 tys.). Nieznacznie wyprzedza regionalną Calcutta Football League (24 mln). Liga hiszpańska, włoska czy europejska Liga Mistrzów - jak wynika z zestawienia - cieszą się mniejszym zainteresowaniem niż 10 mln widzów - na tej wielkości kończy się ranking. Biorąc pod uwagę skalę indyjskiego społeczeństwa (1,25 miliarda mieszkańców) - to tyle co nic.
Wyniki oglądalności imprez sportowych w Indiach w 2014 r. źródło: Indiantelevision.com
Nie jest więc prawdą, że w Indiach piłka nożna traktowana jest po macoszemu. Wyniki oglądalności potwierdzają też to, co się dzieje w innych krajach Azji. W Chinach też najpopularniejszą piłkarską ligą jest ta krajowa. Średnio mecz ma w telewizji oglądalność dwa lub trzy razy większą niż El Clásico.
Nie wierzcie więc w PR-owe komunikaty europejskich klubów i pisane na ich podstawie egzaltowane teksty o setkach milionów telewidzów europejskich hitów piłkarskich. To zwyczajna nieprawda. Zajrzyjcie do badań.
Indyjscy fani piłki chcą kibicować swoim klubom i to jest w tym sporcie piękne.
Współczesne koszulki z lekką nutką retro [WSPANIAŁE PROJEKTY]