Robert Matusiewicz, licencjonowany przez FIFA menedżer piłkarski z Nottingham: Tak, w Anglii te dwa nazwiska są dość dobrze znane. Kilka klubów interesuje się Polakami.
- Wiem także o Tottenhamie. Ale w Anglii jest teraz okres transferowy. W zasadzie każdy klub szuka pomocników i napastników. Codziennie mam kilkanaście telefonów od klubów z pytaniami o piłkarzy, których sprawy pilotuję. W każdym klubie pojawiają się dziesiątki menedżerów, a wraz z nimi dziesiątki nazwisk...
- Prawie każdy angielski klub jest w stanie zapłacić 2 mln euro, czyli tyle, ile musiałby dostać Groclin, by pozwolić odejść Mili. Zarówno on, jak i Rasiak nie mają jednak szans na uzyskanie pozwolenia na pracę. Aby zagrać w Premiership, zawodnik spoza Unii Europejskiej musi rozegrać przynajmniej 75 proc. meczów w reprezentacji swojego kraju. Chodzi o ostatnie dwa lata. Nie uwzględnia się spotkań towarzyskich, lecz jedynie mecze "o stawkę", czyli eliminacyjne do ME lub MŚ, a także w finałach tych imprez. Rasiak ma na koncie osiem meczów, Mila cztery, licząc z towarzyskimi. Reprezentacja Polski w ciągu dwóch lat rozegrała kilkadziesiąt spotkań. Rachunek jest prosty.
- Niestety, takie są przepisy. Jeśli jednak jakiś klub byłby zdeterminowany, by np. kupić Milę, to może to zrobić. Musiałby jednak od razu go wypożyczyć do klubu z kontynentu, gdzie przepisy są łagodniejsze. To częsta praktyka. Przed kilkoma dniami zrobił tak MU, który kupił Chińczyka i od razu wypożyczył go do Royal Antwerp.
- Wtedy zawodnik mógłby wrócić z wypożyczenia i już jako obywatel UE swobodnie grać w Premiership. Jest jednak jedno "ale". Z perspektywy działaczy angielskiego klubu rozszerzenie UE to czarna magia. Proszę mi wierzyć, ale tu nietrudno znaleźć kogoś, kto powie: "A jak Polska jednak nie wejdzie do Unii?". Taki krok jest więc ryzykowny. Dochodzi jeszcze kwestia wiarygodności menedżerów piłkarskich.
- Wszystko sprowadza się do tego, że sprawy piłkarzy są źle prowadzone. Inicjatywa nie wychodzi od zawodnika, ale od menedżerów tu, na miejscu, w Anglii. W przypadku Mili jest na przykład tak, że kilkunastu agentów chodzi od klubu do klubu i mówi: "Patrzcie, to jest Mila, świetny gracz itd...". Robią tak, dopóki nie usłyszą: "jesteśmy zainteresowani". Wtedy zazwyczaj robią przeciek do prasy. Następnego dnia mamy więc wielką wrzawę, że Mila przechodzi gdzieś tam. Dopiero na końcu menedżer kontaktuje się z piłkarzem lub klubem. Jak coś z tego wyjdzie, to dobrze, bo zarobi, jeśli nie, to trudno. Powinno być dokładnie na odwrót, czyli jeden menedżer związany z piłkarzem, dbający o jego interesy od początku do końca. Sprawa Mili, niestety, tak tutaj nie wygląda.