W sobotę Barcelona gra z Realem

Od 1983 roku czekają piłkarze Realu Madryt na ligowe zwycięstwo nad Barceloną na Camp Nou, ale przez te 20 lat nigdy nie byli tak zdecydowanymi faworytami jak dziś

- Zrobiliśmy z siebie głupców, a ja, patrząc na to, czułem się bezsilny - powiedział trener Katalończyków Frank Rijkaard po środowej klęsce w Maladze 1:5. To nowy człowiek na Camp Nou, który wraz z nowym prezesem i piłkarzami miał odrodzić klub po minionym sezonie, jednym z najgorszych w historii (niewiele brakowało, by po raz pierwszy nie zagrał w europejskich pucharach). Na razie Barca zajmuje ósme miejsce w lidze. W trzech ostatnich kolejkach zdobyła ledwie punkt, a ten czas zbiegł się z kontuzją Ronaldinho, jedynego gracza, który sławą - i chyba też klasą - może konkurować z madryckimi "Los Galacticos".

Dziś Brazylijczyk znów nie zagra, a Real w środowych derbach z Atletico (2:0) zaprezentował mistrzowską formę i został samodzielnym liderem. Do Katalonii przywiezie wszystkie swoje gwiazdy, m.in. Luisa Figo. Podczas poprzedniego klasyka katalońscy fani rzucili w byłego idola butelką po whisky i sędzia przerwał nawet na chwilę grę, zabierając graczy do szatni. Stadion Barcy został zamknięty na dwa mecze, ale karę zawieszono. Teraz gorące przyjęcie czeka Davida Beckhama (też wykonuje rzuty rożne), który latem przedłożył Real nad Barcelonę. Anglik wczoraj nie trenował, ale ma być gotowy do gry.

45 minut przed piłkarzami na Camp Nou pokazowy minimecz rozegrają Alex Corretja i Albert Costa. Gospodarze liczą, że na 90-tysięcznych trybunach co czwarte miejsce będzie już zajęte i padnie rekord frekwencji na pojedynku tenisowym.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.