El. MŚ 2018. Pobudka bhutańskiego smoka

W ostatnich czterech latach jako jedyni nie zdobyli żadnego punktu do rankingu FIFA. Zajmują w nim ostatnie, 209. miejsce. Jeszcze tydzień temu na koncie mieli 18 porażek z rzędu. Ale to się zmieniło. Bhutan dokonał niemożliwego i awansował do kolejnej rundy eliminacji Mistrzostw Świata 2018 w strefie azjatyckiej. To pierwsza ogromna sensacja w tych kwalifikacjach.

W Sri Lance narzekano na to, że w ogóle trzeba grać z Bhutanem. Obie drużyny dzieliło 35 pozycji w rankingu FIFA. W jaki sposób taki dwumecz miałby być przydatny dla Sri Lanki? Napastnik Shanmugarajah Sanjeev planował wygrać 4-0. To i tak niewiele. Piętnaście lat temu w eliminacjach Pucharu Azji Bhutan przegrał z Kuwejtem 0-20. To trzeci najwyższy wynik w historii międzynarodowych spotkań (rekord to Australia 31-0 Samoa Amerykańskie). - Nigdy tego nie zapomnimy. Rywale dostali cztery rzuty karne, my dwie czerwone kartki. Trudno było spędzić 90 minut na boisku. Nie mieliśmy pojęcia o taktyce - powiedział Chokey Nima, obecny trener reprezentacji Bhutanu.

Cud i wizyta w KFC

Ostatnie wyniki Bhutanu? 2-5 ze Sri Lanką, 2-8 z Malediwami, 0-3 i 1-8 z Afganistanem. Tę wyliczankę można by ciągnąć długo. By znaleźć ostatnie zwycięstwo, należałoby się cofnąć do 2008 roku. Nic nie zapowiadało, by ze Sri Lanką stał się cud. A jednak. Bhutan wygrał tydzień temu 1-0 po golu Tsheringa Dorjiego w 84. minucie.

 

Ale rywale i tak byli pewni swego przed rewanżem. - To ogromny wstyd przegrać z najgorszym zespołem na świecie. Ale oczekuję wygranej w drugim meczu. Jeśli tego nie zrobimy, w najbliższych miesiącach będę miał niespodziewane wakacje - stwierdził Nikola Kavazović, serbski selekcjoner Sri Lanki. Bhutańczycy od razu po meczu poszli świętować do... KFC. Przed rewanżem na własnym boisku udali się do klasztoru, gdzie zostali pobłogosławieni przez mnicha. Kapitan Karma Shedrup Tshering rzucił też kostkami; liczby nieparzyste uznawane są za dobry omen. Tshering wyrzucił trzy trójki. W wolnym czasie jest pilotem. Jedynie 24-letni Chelcho Gyeltshen jest profesjonalistą, gra w Tajlandii.

Zwycięstwo w ostatniej minucie

Na rewanż przyszło ponad 20 tysięcy kibiców. Według lokalnego dziennikarza na trybunach było nawet 30 tysięcy. Trudno to ustalić. Wejściówek na ten mecz nie było; kto przyszedł i zmieścił się na stadionie, ten oglądał mecz. Wielu pomimo chęci nie zdołało wejść na trybuny. Do 90. minuty było 1-1. Sri Lanka ruszyła do ataku. Jedna bramka dzieliła ich od awansu, prawie ją zdobyli. Jednak parę chwil później Gyeltshen strzelił drugiego, zwycięskiego gola dla Bhutanu i przypieczętował awans. To trzecie i czwarte zwycięstwo w ponad 30-letniej historii tej reprezentacji. Wcześniej triumfowali jedynie w spotkaniach towarzyskich.

 

- Wszyscy mówili, że jesteśmy na dnie, więc nie czuliśmy żadnej presji. Z naszego miejsca można iść tylko w górę - stwierdził Tshering. - Sri Lanka dużo mówiła, że nas pokona, ale zachowaliśmy spokój, nasz futbol przemówił za nas. Usłyszeli ryk smoka.

Inny finał

Bhutan słynny stał się już 13 lat temu. W dniu finału mistrzostw świata pomiędzy Brazylią i Niemcami zorganizowano "Inny finał" ("The Other Final"). To tytuł dokumentu z 2002 roku. Johan Kramer, holenderski fan futbolu, był rozczarowany porażką swojej drużyny w eliminacjach mundialu. I wpadł na niespotykany pomysł. Zorganizował mecz pomiędzy dwiema najgorszymi drużynami na świecie, by udowodnić, że Holandia nie jest jednak taka słaba. Na dnie rankingu FIFA znajdował się Bhutan (202. miejsce) oraz Montserrat (203. miejsce). Selekcjonerem został Holender Arie Schans. Bhutan wygrał na własnym boisku 4-0. Było to pierwsze zwycięstwo w historii, na które czekano zaledwie 20 lat. Spotkanie zostało oficjalnie uznane przez FIFA.

 

Teraz Bhutan czeka kolejna runda eliminacji, lecz Chokey Nima - dyrektor techniczny federacji - już nie będzie selekcjonerem. Został tymczasowym trenerem po tym, jak zrezygnował jego poprzednik z Japonii. Również stamtąd będzie pochodzić następca Nimy. Być może Japonia lub inna kontynentalna potęga będzie rywalem Bhutanu w kolejnej rundzie. Bhutan zagra osiem spotkań ze znacznie silniejszymi rywalami niż Sri Lanka.

To błogosławieństwo. Więcej spotkań to więcej okazji do nauki oraz większe dochody finansowe. Ugyen Tsechup Dorji, prezydent Bhutańskiej Federacji Piłki Nożnej (BFF), wie, że jakiekolwiek zwycięstwo będzie "cudem". Ale to nie jest najważniejsze. - Zawsze twierdziłem, że Bhutan ma talent - stwierdził w rozmowie z ESPN. - Zajmowaliśmy ostatnie miejsce w rankingu FIFA, gdyż nie graliśmy zbyt wiele spotkań. Z naszymi ograniczonymi możliwościami musieliśmy skupić się na budowaniu reprezentacji w długofalowej perspektywie, a nie po to, by wygrać jedno czy dwa spotkania i wydać wszystkie pieniądze.

Reprezentacja, która nie gra

Bhutan między październikiem 2003 roku a kwietniem 2006 nie zagrał żadnego spotkania. To pierwsze eliminacje mistrzostw świata, w jakich Bhutan startuje, wcześniej odmawiał udziału. Również w całym 2010 i 2014 roku w ogóle nie zagrał żadnego spotkania, trzy lata temu wystąpił jedynie z Tajlandią (0-5). - Nie chcieliśmy marnować czasu i wysiłku na reprezentację. Gra poza granicami kraju była zbyt kosztowna, a nie jesteśmy bogatą federacją - tłumaczy Dorji małą liczbę spotkań. Ale sukces rodzi sukces. Dorji otrzymał już wiele telefonów od ludzi zainteresowanych pomocą reprezentacji.

Takie wsparcie to wybawienie. Mowa o jednym z najbiedniejszych i najbardziej zacofanych państw na świecie (niewiele ponad 40 proc. ludzi umie czytać i pisać), mającym 750 tysięcy ludzi. Bardzo długo prowadzono politykę izolacjonizmu. W ten sposób chciano zachować bhutańską tożsamość i dziedzictwo narodowe. Dzień pobytu w kraju to dla obcokrajowca koszt 250 dolarów! Telewizja była zabroniona do późnych lat 90. Jej pojawienie się pozwoliło na rozwój futbolu. Tshering wspomina mistrzostwa świata we Francji z 1998 roku, jego idolem był Zinedine Zidane. Jak twierdzi, bez tego nie byłby tak dobrym piłkarzem, jakim jest teraz.

Rewanż ze Sri Lanką był już transmitowany przez publiczną telewizję. To było wydarzenie o randze państwowej. Urzędnicy dostali wolne. Ale to bardzo specyficzny kraj. Państwo w tamtejszym języku nazywa się "Druk Jul" czyli "Królestwo Smoka". Mieszkańcy to "Druk Pa", czyli "Smoczy Ludzie". Krajem rządzi "Smoczy Król". Lecz nie mieszka on w żadnym pałacu. Gdy wybiera się za granicę, leci samolotem rejsowym. Czwarty Smoczy Król w 1972 roku zaproponował wprowadzenie "szczęścia narodowego brutto", wskaźnika mającego mierzyć poziom zadowolenia mieszkańców z życia. PKB i rozwój ekonomiczny zszedł na dalszy plan. I to przynosi efekty - "Business Week" w 2006 roku uznał Bhutańczyków za najszczęśliwszych ludzi w Azji. Na świecie zajęli ósme miejsce.

Pieniędzy nie ma na nic

O miano sportu narodowego piłka nożna walczy z łucznictwem oraz digorem (to coś w stylu pchnięcia kulą). Z badań Bhutańskiego Komitetu Olimpijskiego wynika, że to futbol jest najpopularniejszy. Ale liga krajowa powstała dopiero w 2012 roku. Wcześniej istniały jedynie rozgrywki dla zespołów z Thimphu, czyli stolicy. Górzysty charakter kraju - leży w Himalajach - nie sprzyja grze w piłkę. Czasem trudno znaleźć miejsce na boisko. Rywalom ligowym zdarza się trenować na jednym boisku w tym samym czasie. Nawet nie myślą o tym, by stworzyć własne. Nie mają pieniędzy chociażby na koszulki. Jak można zostać piłkarzem w lidze bhutańskiej? Wystarczy chcieć. - Selekcja? W zasadzie każdy, kto jest zainteresowany i się pojawi, może grać - tłumaczył w 2013 roku Hishey Tshering, menedżer Thimphu City.

Bhutańska federacja zamierza jednak zrobić wszystko, by to zmienić. - Chcemy użyć naszych środków, by stworzyć silne fundamenty. Piłka nożna to nie tylko międzynarodowe spotkania. To również sposób na to, by dać jakieś zajęcie młodzieży z wiejskich oraz miejskich ośrodków. Odpowiednio wyszkolona młodzież sprawi, że możemy utrzymać naszą jakość przez najbliższe lata. Nie chcemy być dobrzy przez rok albo dwa i odkryć, że po tym czasie poziom się obniży - tłumaczy Dorji.

Bhutan swoimi meczami ze Sri Lanką zyskał wielu fanów. Najbardziej niespodziewanym jest selekcjoner ich ostatnich rywali. - Będę kibicował Bhutanowi w fazie grupowej. Spójrzcie na te trybuny. Zasługują na to. Ten kraj zasługuje na więcej - stwierdził Kavazović.

źródło: Okazje.info

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.