Naprzeciw siebie stanęły dwa wielkie kluby z historią. Real Madryt w swej świątyni na Estadio Santiago Bernabeu podejmował "Los Leones", czyli baskijski Athletic Bilbao. To był również pojedynek trenerów, którzy dopiero zaczynają pracę w lidze hiszpańskiej. Athletic poprowadził jego były zawodnik Ernesto Valverde, a Real były asystent Aleksa Fergusona w Manchesterze Carlos Queiroz.
Podopieczni Valverde zaczęli spotkanie od duszącego pressingu na całym boisku. Real Madryt kompletnie zagubiony, łatwo tracił piłki, a odcięty od podań Zidane nie mógł kierować "Królewskimi". Wynikiem tej baskijskiej nawałnicy było pięć znakomitych okazji, w których fantastycznie bronił natchniony tego dnia Iker Casillas. Młody bramkarz Realu był najlepszym piłkarzem spotkania, a jego parady wywołały w hiszpańskiej prasie prawdziwą euforię wobec zbliżających się baraży do mistrzostw Europy, w których Hiszpania zagra z Norwegią.
Kiedy wielki Real Madryt był na kolanach, a drużyna z Bilbao dawała mu prawdziwą lekcję futbolu, na arenę wkroczył el fenomeno - Brazylijczyk Ronaldo, wyczarowując gola który jest w zasięgu niewielu piłkarzy na świecie. Druga połowa to znów dominacja Athletic - szybkość Ezquerro, wspaniałe uderzenia Tiko i ruchliwość Etxeberrii sprawiały wiele problemów obronie "Królewskich". Prawdziwym zaskoczeniem była znakomita gra wychowanka klubu z Bilbao 20-letniego Jonana Garcii. Madryt nadal grał słabo, ale miał w bramce galaktycznego Casillasa, a z przodu diabelsko szybkiego Ronaldo, który już na początku drugiej połowy strzelił kolejnego gola. To był gol w jego stylu: przyjęcie piłki, przyspieszenie, pozostawienie z tyłu trzech rywali i zakończenie akcji silnym, precyzyjnym strzałem w długi róg. Ale tego było mocno krytykowanemu ostatnio Ronaldo (trzy mecze bez gola) za mało. Wspaniały rajd lewa stroną, ogranie dwóch obrońców i wspaniałomyślne podanie do Luisa Figo, który wpakował piłkę do pustej bramki dopełniły sprawy.
Z pozostałych zawodników Realu pochwalić da się jedynie Beckhama, który mimo że grał nie w pełni sił, to "wygrał" sobie madrycką publiczność pracą i zaangażowaniem. Reszta jest milczeniem. Real wygrał mecz, choć na to nie zasłużył. Przegrał Athletic, który poza skutecznością przewyższał "Królewskich" pod każdym względem.
Ile to już podobnych spotkań widzieliśmy na Santiago Bernabeu, w których ospały i zagubiony Real Madryt pokonywał swych rywali. Ale tym różnią się wielkie zespoły od tych przeciętnych, że nawet mając słaby dzień wygrywają różnicą kilku bramek. "Graliśmy jak nigdy, przegraliśmy jak zawsze" - to zdanie wielkiego Alfredo Di Stefano mogły powtarzać wszystkie kluby odwiedzające w tym roku Santiago Bernabeu.
CELTA VIGO - RACING SANTANDER 0:1 (0:1): Benayoun (2.)
MURCIA - DEPORTIVO LA CORUNA 0:0
REAL MADRYT - ATHLETIC BILBAO 3:0 (1:0): Ronaldo (34., 55.), Figo (70.)
BETIS SEVILLA - ATLETICO MADRYT 1:2 (1:1): Assuncao (20.) - Torres (41., 50.)
VALLADOLID - ALBACETE 2:0 (1:0): Makukula (34.), Losada (90.)
ESPANYOL BARCELONA - REAL SARAGOSSA 0:2 (0:2): Galletti (10.), Soriano (24.)
MALAGA - SEVILLA 2:0 (2:0): Duda (2.), Ballesta (24.)
VILLARREAL - OSASUNA 1:0 (1:0): Guayre (22.)
REAL SOCIEDAD - FC BARCELONA 3:3 (0:1): Jauregi (57.), De Pedro (69., karny), Karpin (76.) - Motta (34.), Overmars (72.), Gabri (81.)
REAL MALLORCA - VALENCIA 0:5 (0:3): Lopez (2., karny), Oliveira (6., 45., 76.), Xisco (88.)