Finansowa potęga Wisły to mit

Dotarliśmy do dokumentów finansowych Wisły Kraków i Tele-Foniki. To mit, że mistrzowie Polski są finansową potęgą, która nie musi się liczyć z groszem. W zeszłym roku spółka po raz pierwszy miała 1,2 mln zł zysku netto, ale jej dług wobec Tele-Foniki sięgnął już 80 mln zł, które kiedyś musi zwrócić. Sama Tele-Fonika jest winna bankom 1,5 mld zł.

Pod koniec 1997 r. Bogusław Cupiał, Zbigniew Urban i Stanisław Ziętek, współwłaściciele bliżej nieznanej kablowni Tele-Fonika, wykupili udziały w Wiśle. W drużynie o stuletniej historii, która po rundzie jesiennej broniła się przed spadkiem, zapachniało takimi pieniędzmi, o jakich inni mogli pomarzyć. Efekt był piorunujący. Grube miliony wydane na zakup najlepszych piłkarzy oraz zatrudnienie Wojciecha Łazarka i Franciszka Smudy wystarczyło, aby po przebojowej wiośnie w sezonie 1997/1998 awansować na trzecie miejsce, a w kolejnym zdobyć mistrzostwo.

Od samego początku klub był związany pępowiną finansową z właścicielami kablowni. Trzej wspólnicy zainwestowali w piłkę, gdy ich firma była na szczycie: kable sprzedawały się same, zyski rosły i planowano przejęcia konkurentów z branży. Mogli sobie bez problemu pozwolić na utrzymywanie klubu, który nie potrafił na siebie zarobić. Dlatego Wisła, która miała za plecami potężnych protektorów zyskała miano klubu, gdzie nie trzeba się liczyć z groszem.

Na przełomie 2000/2001 Cupiał po konflikcie z wspólnikami odkupił udziały Urbana i Ziętka, i stał się jedynym właścicielem klubu. Wisła, przynajmniej formalnie, przestała być jego prywatnym hobby i została włączona do grupy kapitałowej Tele-Foniki, zostając jej spółką-córką. Tylko że w przeciwieństwie do innych "córek" miała nie zajmować się kablami, tylko zarabianiem na piłce.

Fortuna kołem się toczy

Bogusław Cupiał dotychczas zainwestował w klub ok. 20 mln dol. Nieoficjalnie mówi się, że w najśmielszych myślach nie przewidywał, że będzie to aż tak duży wydatek. Ale kiedy został właścicielem, nie miał już wyboru i musiał wykładać kolejne miliony.

Tymczasem po kilku tłustych latach nad Tele-Fonikę nadciągnęły chmury - czarne. Spółka finansowała rozwój coraz bardziej na kredyt. Ostatnim takim wielkim ruchem było przejęcie na przełomie 2001/2002 wielkiego Elektrimu Kable. Zbiegło się to z krachem na rynku kabli spowodowanym spowolnieniem światowej gospodarki i ograniczeniem zamówień przez firmy telekomunikacyjne. Tele-Fonika została z potężnym udziałem w rynku i kablami, które mało kto chciał kupować. Po okresie silnej ekspansji zostały do spłacenia potężne kredyty - obecnie sięgają one ok. 1,5 mld zł. W efekcie konsorcjum banków pilnie patrzy, jak wydaje się teraz pieniądze w kablowni. Wszystkie akcje Tele-Foniki, a zatem pośrednio Wisły, są zastawione w bankach, które w razie egzekucji długu stałyby się - chyba dość nieoczekiwanie dla nich samych - właścicielami klubu.

W tej sytuacji można przypuszczać, że bankierzy bardzo niechętnie widzą jakiekolwiek nowe inwestycje w Wisłę, bo najpierw chcieliby otrzymać zwrot pożyczek. Tele-Fonika nie ma problemu z ich obsługą, ale równocześnie wiadomo, że ostro tnie koszty, aby sprostać konkurencji. Koniunktura na rynku kabli co prawda w ostatnich miesiącach ruszyła, ale choć nikt w Tele-Fonice oficjalnie tego nie powie, to kurek z pieniędzmi dla klubu został zakręcony i musi on sobie sam radzić finansowo. Po prostu funkcjonować jak normalne przedsiębiorstwo, a nie prywatne hobby zamożnego właściciela, który na zawołanie wyciąga pieniądze. - Za swój sukces uważam to, że udało się zbilansować wydatki klubu z wpływami. Wychodzi nam to od dwóch lat. Mamy stabilny budżet 20 mln zł rocznie - mówi Bogusław Cupiał.

Bez Ligi Mistrzów ani rusz

W dokumentów finansowych spółki Wisła Kraków obraz klubu nie maluje się w różowych kolorach. Spółka ma znaczne - jak na swój potencjał - długi i straty z lat ubiegłych. Jej "być albo nie być" zależy całkowicie od spółki-matki. Gdyby Tele-Fonika zażądała zwrotu udzielonych pożyczek, to dla klubu byłby to koniec. Jego kapitał sięga ledwie 1,5 mln zł, zaś zobowiązania wobec Tele-Foniki - aż 80 mln zł. Ale Cupiał nie chce "rozłożyć" Wisły.

- Mam 100 proc udziałów w Tele-Fonice, a Tele-Fonika ma 100 proc udziałów w Wiśle, zatem finansuję klub pośrednio. Jestem w Wiśle i choć życie przynosi różne niespodzianki, to nie zamierzamy tego zmieniać - mówi.

Czy przedsiębiorstwo, którego działalność polega na grze w piłkę nożną, może być dochodowe? Może. Wisła udowodniła to już w zeszłym roku. Wiodło jej się nie tylko dobrze na boisku (tytuł Mistrza Polski, wyeliminowanie Parmy i Schalke w Pucharze UEFA), ale i w księgach rachunkowych. Po latach na dużym minusie udało jej się zarobić netto 1,2 mln zł. To jednak niewiele w porównaniu ze skumulowanymi stratami, jakie spółka wcześniej poniosła. Z danych wynika, że strata z lat ubiegłych wynosiła na koniec 2002 r. 66 mln zł (tylko w rekordowym 2000 r. spółka straciła 26 mln zł).

Sprawozdanie zarządu za zeszły rok było jednak optymistyczne. Perspektywy też wydawały się dobre, ale podkreślano, że wiele zależy od sukcesu w europejskich pucharach. Władze spółki oceniały, że "mając na uwadze szanse na udział w rozgrywkach Ligi Mistrzów w sezonie 2003/2004, sytuacja finansowa spółki powinna ulegać dalszej poprawie". Ale po przegranej z Anderlechtem Bruksela te prognozy trzeba poddać weryfikacji.

Na czym zarabiał klub w 2002 r.? Jego przychody składały się z wpływów z biletów (2,3 mln zł), karnetów (1,5 mln zł), praw medialnych (6,7 mln zł), premii PZPN, UEFA i z firmy UFA (5 mln zł). Lwią część stanowiły pieniądze z transferów zawodników (w księgach figurują pod mrożącym krew w żyłach pojęciem "zbycia niefinansowych aktywów trwałych") - do kasy klubu wpłynęło z tego tytułu aż 10,4 mln zł. Z zestawienia jasno wynika, że choć kibice mogą narzekać na wysokie ceny biletów, to dla klubu i tak stanowią one drugorzędne źródło dochodów.

Dodatkowo spółka miała niespełna milion złotych przychodów (np. odsetki od lokat). Z jej finansów wcale nie widać, że menedżerowie śpią na pieniądzach - na koniec roku na kontach klubu było 4 mln zł gotówki. To w dużej mierze może tłumaczyć, dlaczego klub nie był w stanie zatrzymać kilku czołowych piłkarzy lub kupić nowych gwiazd. Wartość praw do dysponowania kartami zawodników w 2002 r. oszacowano na 8 mln zł.

Bogusław Cupiał twierdzi, że finanse klubu są zbilansowane i na tym poziomie obrotów Wisła jest samowystarczalna. Podkreśla, że zarząd klubu nauczył się pracować opierając się na planowanym budżecie, dzięki temu udało się zrównoważyć wydatki i wpływy.

Gdyby jednak Wisła awansowała do Ligi Mistrzów, zarobiłaby w fazie grupowej minimum 5 mln euro (ok. 23 mln zł). Czyli z grubsza tyle, ile wynosi roczny budżet klubu. Cupiał przyznaje, że bez Ligi Mistrzów na klubie nie da się zarobić.

Jak oddać dług?

Według sprawozdania finansowego Tele-Foniki za 2002 r. Wisła była winna spółce-matce 65,9 mln zł plus odsetki, co daje blisko 80 mln zł. W komentarzu napisano, że możliwość spłaty pożyczki uzależniona jest w dużej mierze od podpisania przez Wisłę korzystnych kontraktów, a to zależy od wyników w lidze i pucharach. Problem pożyczki dostrzegł także audytor badający finanse Tele-Foniki, renomowany Ernst&Young, który uznał, że istnieje niepewność co do jej odzyskania w pełnej wysokości. Ale tej opinii nie podzielił zarząd kablowni. Kilkakrotnie przesuwano już termin spłaty długu. Z ostatnich naszych informacji wynika, że wyznaczono go na połowę 2004 r.

- Nie chcemy, by spłacenie długu spowodowało ruinę finansową i sportową klubu - tłumaczy Bogusław Cupiał. - Gdybyśmy awansowali do Ligi Mistrzów, a potem sprzedali Uche do Ajaksu, to nie byłoby problemu. Możliwych rozwiązań jest wiele, m.in. cały czas rozważamy wejście Wisły na giełdę. Ale wcześniej musimy mieć za sobą trzy "tłuste lata". - dodaje właściciel klubu

I. Wyniki finansowe Wisły

Dane w mln zł

źródło: Wisła Kraków SSA

II. Na czym klub zarabiał w 2002 r.

Dane w mln zł

źródło: Wisła Kraków SSA

III. Ile Wisła straciła w poprzednich latach

Dane w mln zł

źródło: Wisła Kraków SSA

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.