MŚ 2014. Brazylia - Niemcy. Bernard zastępuje Neymara i wyprzedza plan

Czy Neymara da się zastąpić? Takie karkołomne zadanie na mecz z Niemcami dostał najmłodszy członek brazylijskiej kadry Bernard. Nie będzie najmilej wspominał swojego pierwszego występu na mundialu w podstawowym składzie. Brazylia przegrała 1:7. W dodatku ten mecz rozegrano na stadionie klubu, w którym Bernard się wychował, jest idolem tamtejszych kibiców. I co ten 21-latek ma począć po takim meczu?

Media i kibice zastanawiały się, czy to on zastąpi Neymara czy może Willian. Faworytem był ten drugi - ze względu na większe doświadczenie czy bardziej fizyczny styl gry. Miałby on bardziej odpowiadać selekcjonerowi Luizowi Felipe Scolariemu. Ale "Felipao" zdecydował się na utrzymanie status quo. W miejsce Neymara wystawił zawodnika najbardziej odpowiadającego jego profilowi - czyli kogoś szybkiego i kreatywnego, mogącego występować na każdej pozycji za napastnikiem.

Tym samym podjął spore ryzyko. Wcześniej na mundialu Bernard grał tylko przez 67 minut. W dodatku istniały obawy, iż zostanie zmiażdżony przez silnych niemieckich obrońców. Ale Scolari liczył na przebłysk jego geniuszu, tego, że stworzy coś z niczego. Bo potencjał posiada niesamowity. W 2013 roku znalazł się w jedenastce najlepszych zawodników grających w Ameryce Południowej obok wspomnianego już Neymara czy Ronaldinho.

Ten ostatni jest jego idolem. Grał z nim w Atletico Mineiro, choć związek z tym klubem nie był łatwy. W przeszłości odrzucono go dwukrotnie ze względu na zbyt niski wzrost (dziś mierzy 163 centymetry). Z takimi samymi problemami borykali się chociażby Mathieu Valbuena czy Antoine Griezmann z reprezentacji Francji. Ale Bernard przed laty ułożył z ojcem plan, z którego wynikało, że miejsce w kadrze znajdzie w 2016 roku. Jego pierwszym mundialem miał być ten w Rosji, rozgrywany dwa lata później.

Stereotypowy Brazylijczyk

Ale jego kariera nabrała szybszego rozpędu. Scolari mówi o nim, że ma "radość w nogach". W obecnej kadrze "Canarinhos" jest wielu piłkarzy niepasujących do stereotypu reprezentanta Brazylii, czyli zawodnika znakomicie wyszkolonego technicznie, lubującego się w grze kombinacyjnej i najlepiej szybkiego. A te cechy Bernard posiada. Kolejną jego zaletę stanowi dwunożność, dzięki której ciężej powstrzymać go przed kolejnymi zagraniami przeszywającymi obronę rywali.

Mogłoby się wydawać, że ma za sobą świetny sezon. Ale to nieprawda. Tak naprawdę ostatni rok był jednym z gorszych w jego karierze. Chciał odejść z Atletico Mineiro, ale żądań finansowych brazylijskiego klubu - 25 mln euro - nie były w stanie spełnić takie firmy jak Arsenal, Tottenham, Porto czy Borussia Dortmund. A wszystkie te zespoły mocno się nim interesowały. Tę kwotę od razu, jednym przelewem mógł wpłacić tylko Szachtar Donieck, tworzący u siebie małą brazylijską kolonię. Zdecydował się na ten ryzykowny krok.

Ukraińskie problemy

I teraz może go żałować. Bernardowi trudno zaadaptować się do futbolu na Ukrainie. - W Brazylii grałem w środy i niedziele. A w Szachtarze jak do tej pory nie zagrałem więcej niż 25 spotkań. Nie podoba mi się, że tak mało gram, to skomplikowane. Mam nadzieję na jakąś zmianę - narzekał, zostawiając swoją przyszłość po mistrzostwach świata w rękach Boga. W ostatnim sezonie ligi ukraińskiej zagrał w 17 meczach, ale tylko w siedmiu z nich wychodził w podstawowym składzie. Zdobył dwie bramki. Jego sytuacji nie poprawiła tamtejsza sytuacja polityczna; w najgorętszym okresie spotkał się z brazylijskim ambasadorem, by w razie dalszego zaognienia tamtejszego konfliktu jak najszybciej opuścić Ukrainę.

"Mały braciszek", jak nazywany jest przez Davida Luiza nie zachwycił przeciwko Niemcom. Ale kto dałby radę to zrobić w takich okolicznościach, gdy defensywa co parę chwil otwierała się przed niemieckimi atakami? Mecz zaczął jeszcze na prawym skrzydle, ale w jego trakcie zaczął schodzić coraz bardziej na lewą stronę - tę, na której gra najczęściej. Przebiegł drugi największy dystans w ekipie brazylijskiej (10,6 km). Nie zdało się to na zbyt wiele.

Podawał najcelniej w całej drużynie. Ale najczęściej były kierowane one do najbliższego zawodnika, brakowało zagrań stwarzających rzeczywiste sytuacje do zdobycia bramki. Na sześć jego dośrodkowań żadne nie dotarło do kolegi z zespołu. Dwa razy minął rywali dryblingiem - na trzy próby - ale na nic się one nie przydały. Grę całej reprezentacji Brazylii najlepiej podsumował jego strzał z końcówki meczu, gdy w niezłej okazji posłał piłkę wiele metrów nad bramką Manuela Neuera.

Jak to się zwykło mówić, "pierwsze koty za płoty". Z traumy tego spotkania będzie musiał wyleczyć się wraz z całym narodem brazylijskim. Może za cztery lata - dopiero wtedy miał debiutować na mundialu - będzie lepiej. Musi być lepiej.

Brazylia płacze po klęsce w półfinale. Zobacz zdjęcia

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.