Mundial 2014. Okoński: Czy tytuł można zdobyć, grając pięknie?

Piękny mundial? Po piątkowych ćwierćfinałach ta fraza brzmi jakby mniej przekonująco. Tylko czy mistrzostwo świata można zdobyć, grając "pięknie" - zastanawia się Michał Okoński, dziennikarz "Tygodnika Powszechnego" i autor bloga "Futbol jest okrutny".

Fryderyk Nietzsche był filozofem niemieckim. Pisząc to zdanie w kontekście meczu Niemców z Francuzami nie mam zamiaru, rzecz jasna, szermować zużytymi zdaniami o nadludziach, którymi piłkarze Joachima Loewa w oczywisty sposób nie są (no, może poza Manuelem Neuerem). Chodzi raczej o cytat, który przypomniał mi się gdzieś w trakcie drugiej połowy: "Przeżycie piękna musi z konieczności być przeżyciem fałszywym".

Niemcy, czyli skąd my to znamy

Wiele przecież można powiedzieć o meczu Niemcy-Francja, ale nie to, żeby był widowiskiem pięknym. Niemcy osiągnęli cel po swojemu, w zasadzie nie zmuszeni do jakiegoś tytanicznego wysiłku, w zasadzie - można powiedzieć nawet - w osłabionym składzie. Osłabionym nie przeziębieniem, o którym wiele mówiono przed rozpoczęciem spotkania, ale obecnością w wyjściowej jedenastce Mesuta Ozila (jeśli liczyć kontakty z piłką, mniej od pomocnika Arsenalu w drużynie niemieckiej miał tylko Miroslav Klose, no ale Klose jest napastnikiem, to naturalne, że nie jest przy piłce zbyt często). Nie zachwycał także Khedira, w kłopotach ratowany często przez Schweinsteigera, wspomniany Klose nie strzelał ani razu. Nie musieli?

To były stare Niemcy, te z Philipem Lahmem jako prawym obrońcą, i nie tak obsesyjnie przywiązane do kontrolowania gry: statystyki podań ich "metronomów" nie były tak imponujące, jak w poprzednich meczach, podobnie jak dane opisujące posiadanie piłki. Oczywiście szybko strzelona bramka miała na to wpływ: po trafieniu Hummelsa - piątym golu tej reprezentacji zdobytym w Brazylii po stałym fragmencie - Niemcy, jak te stare Niemcy właśnie, mogły myśleć o uniemożliwianiu przeciwnikom rozwinięcia skrzydeł i grze z kontry. Środek pomocy Francuzów został zneutralizowany. W pierwszej połowie jedynym pomysłem piłkarzy Deschampsa było zagrywanie długich piłek za plecy wysoko ustawionej linii obrony - faktycznie niebezpieczne, ale przecież padające łupem i tym razem grającego z dala od linii bramkowej Neuera. Bramkarz Bayernu, jedna z najjaśniejszych gwiazd mundialu, interweniować musiał rzadko - raz zresztą ubiegł go fantastycznym wślizgiem Hummels - ale kiedy już to zrobił, w ostatniej minucie doliczonego czasu gry, mieliśmy jedną z najlepszych parad mistrzostw świata. Francuzi strzelali wprawdzie - Benzema aż siedem razy - jednak w większości przypadków słabo lub po zbyt długiej zwłoce (uderzenia napastnika Francuzów aż czterokrotnie zablokowano). Poza tym zostało po meczu na Maracanie dominujące wrażenie, że Niemcy nie muszą dawać z siebie nic więcej, że obserwujemy oto klasyczny, turniejowy występ tej drużyny, w którym dyscyplina idzie przed estetycznymi uniesieniami.

Brazylia, czyli trzeszczą kości

Czy to samo można powiedzieć o Brazylijczykach? O estetycznych uniesieniach w trakcie ich meczu z Kolumbią nie mogło być mowy, pomimo oszałamiającego tempa, które narzucili w pierwszej fazie spotkania. Emocje, owszem, były do końca, dzięki karnemu i kontaktowej bramce, ale emocjom towarzyszyło poczucie zażenowania ostrością gry. I w tym przypadku mecz ustawił szybko wykorzystany stały fragment gry - gol Thiago Silvy, odpuszczonego przez Cesara Sancheza po rzucie rożnym Neymara. James Rodriguez, na którego tak liczono, w trakcie kluczowych partii meczu daremnie próbował uwolnić się spod opieki Fernardinho, mimo iż biegał najwięcej z Kolumbijczyków i najczęściej zrywał się do sprintu - pomogło mu dopiero przejście w drugiej połowie bliżej lewej strony boiska.

Symbolem postawy Brazylijczyków był wspomniany Fernardinho: bez żenady kopiący Rodrigueza po kostkach (nie na tyle jednak ostro, by sędzia pokazał mu żółtą kartkę), odcinający go od podań, utrudniający Kolumbijczykom uzyskanie płynności gry. Sprytu, cechującego pomocnika Manchesteru City (w dwóch meczach na mundialu faulował dziesięciokrotnie, ale kartki nie dostał), zabrakło Thiago Silvie, którego próba utrudnienia bramkarzowi Kolumbii wznowienia gry była kolejnym przykładem tego, o co chodziło Brazylii; problem w tym, że zaowocowała żółtą kartką i uniemożliwiła kapitanowi Brazylijczyków występ w półfinale. O tym, ile może znaczyć ta strata, wiele mówi ten moment z pierwszej połowy meczu, kiedy Kolumbijczykom po raz pierwszy udało się sforsować brazylijski środek - wychodzili czwórką na dwóch obrońców, Rodriguez uruchomił znakomitym podaniem Cuadrado, ale wtedy właśnie kolejne dogranie skrzydłowego rywali przeciął kapitan gospodarzy turnieju.

O sędzim tym razem należy dać osobny akapit. Nie ulegając żadnym spiskowym teoriom: być może zależało mu na płynności gry. Być może uważał, że nie powinien się wtrącać nadmiernie i nie chciał sięgnąć po kartki zbyt szybko. Efekt był jednak przeciwny do zamierzonego: oglądaliśmy spotkanie najczęściej w trakcie tegorocznych mistrzostw przerywane. Jak podał na Twitterze Michał Zachodny, z 96,08 minut meczu Brazylia-Kolumbia na grę przeznaczono tylko 39,18 - najmniej na tym mundialu. W sumie sędzia odgwizdał 53 faule, z czego 31 Brazylijczyków - to też niechlubny rekord turnieju. No i konsekwencja najważniejsza kiepskiej postawy hiszpańskiego arbitra: kontuzja Neymara, wypadającego z gry do końca turnieju.

Sokrates i David Luiz

W sumie pewnie niczego innego nie można się było spodziewać. Tego, co nazywamy zwykle "pięknym futbolem", otrzymaliśmy z naddatkiem podczas szaleństw fazy grupowej. Im bliżej finału, tym więcej kalkulacji, paraliżującego poczucia odpowiedzialności i zmniejszającego się marginesu na błąd. Cel jest o dwa mecze drogi - w przypadku dzisiejszych ćwierćfinalistów o trzy - to nie sprzyja pozostawianiu piłkarzom zbyt dużej swobody.

Sokrates, który jak wiadomo w swoim drugim wcieleniu został piłkarzem brazylijskim, mówił, że piękno jest najważniejsze: mniejsza o wynik, chodzi przede wszystkim o dawanie ludziom radości. No ale Sokrates nie zdobył nawet Copa America, o mistrzostwie świata nie mówiąc. "Przeżycie piękna musi być przeżyciem fałszywym" - owszem, bramkę Davida Luiza można opisywać w tych kategoriach, a i jego radości nie sposób kwestionować, ale pamiętając, że ten obrońca potrafi również bez skrupułów wycinać rywali. Świadomość, że tą drogą idzie się do zwycięstwa w mundialu, nie jest bynajmniej wiedzą radosną.

Neymar kontuzjowany, Brazylia zamarła [ZDJĘCIA]

Kto zagra w finale?
Więcej o:
Copyright © Agora SA