Górnik Zabrze - Górnik Polkowice 1:0

Po dwóch kolejkach zabrzanie mogą się pochwalić kompletem punktów. Górnik uporał się - choć nie bez trudu - z beniaminkiem z Polkowic

Od tego sezonu Zabrze nie jest już jedynym miastem w Polsce, które może się poszczycić Górnikiem w pierwszej lidze. Do tego grona dołączyły bowiem drużyny z Polkowic i Łęcznej. Niezły wynik: z 27 klubów piłkarskich o tej nazwie, istniejących w Polsce, aż trzy grają w najwyższej klasie rozgrywkowej! Ale zabrzańscy kibice wiedzą swoje. W czasie sobotniego spotkania z zespołem z Polkowic szalikowcy wywiesili na ogrodzeniu transparent "Górników jest wiele - wielki tylko nasz".

Przez długie minuty wydawało się, że na słowach się skończy. "Wielki Górnik" grał słabo. Kibice pokazywali sobie palcami nowych zawodników, ale ci w żaden sposób nie potrafili zagrać na miarę ich oczekiwań.

Zabrzanie mieli problemy z organizacją gry. Pomocnicy Marcin Szulik i Jarosław Popiela grali nerwowo, zbyt szybko pozbywali się piłki. Największe zagrożenie pod bramką Jacka Banaszyńskiego stwarzał Michał Probierz. Prawoskrzydłowy Górnika od początku meczu "szukał" w polu karnym Adriana Sikory. Prostopadłe piłki spadały co prawda za plecy obrońców, ale zawsze o tyle za daleko, żeby umożliwić pewną interwencję bramkarzowi.

Zabrzanie nawet często strzelali, najczęściej robili to jednak niecelnie. Piłka poszybowała obok słupka po strzałach Piotra Gierczaka, Krzysztofa Bukalskiego i Popieli.

- Taktyka była prosta. Goście zagęścili środek pola, mieliśmy więc dużo atakować skrzydłami i strzelać z dystansu. A że mamy zupełnie nowy zespół, różnie z tym bywało. Brakuje nam jeszcze trochę zgrania - kręcił głową Bukalski.

W 16. minucie Gierczak powinien zdobyć gola, ale zamiast główkować, złożył się do strzału niczym Bruce Lee i zamiast piłki sam wpadł do siatki.

Goście, którzy koncentrowali się głównie na tym, żeby bramki nie stracić, od początku nastawili się na grę z kontry. Szybki Marcin Narwojsz i dobrze grający głową Tomasz Moskal mieli pokusić się gole.

Narwojsz był nawet bliski celu. Raz zamiast strzelać wdał się jednak w drybling i piłkę stracił, a po chwili trafiony piłką tylko mógł obserwować, jak ta o centymetry mija słupek.

- Trochę przekombinowałem. Już taki jestem, zamiast strzelać zawsze chcę jeszcze poprawić. Ale to już ostatni raz, teraz będę uderzał - zarzekał się Narwojsz.

Najbliżej zdobycia gola dla Polkowic był Marcin Jeziorny. W 41. minucie pomocnik Górnika nie skorzystał z dobrego podania Macieja Sobonia i z pięciu metrów główkował obok bramki.

W tym momencie zabrzanie mieli już na swoim koncie dwa celne strzały. Jednak uderzenia Probierza i Sikory nie były na tyle mocne i celne, żeby sprawić trudność Banaszyńskiemu.

Losy meczu rozstrzygnęły się cztery minuty po przerwie. Bartłomiej Majewski powalił na ziemię rozpędzonego Popielę i zobaczył drugą już tego dnia żółtą kartkę (w 7. minucie został ukarany za faul na Sikorze).

Osłabieni goście cofnęli się do obrony, a zabrzanie poczuli, że rywal - niczym bokser po ciężkim ciosie - chwieje się coraz bardziej. Z każdą minutą lepiej prezentował się Popiela, jego dwójkowe akcje z Probierzem podnosiły kibiców z miejsc.

W 58. minucie Górnik rozegrał najładniejszą akcję meczu. Rozpędzony Sikora minął kilku zawodników, po czym zagrał piłkę pod nogi ustawionego w polu karnym Gierczaka, ten z "klepki" oddał ją Sikorze, wystarczyło tylko strzelić...

Nie udało się. Piłka przeszła obok bramki. Przez trybuny przetoczył się jęk zawodu, a napastnik Górnika długo trzymał się za głowę.

W 70. minucie okazało się, który "Górnik jest wielki". Na ten tytuł najbardziej zapracował napastnik zabrzańskiej drużyny Vladimir Sladojević.

Gdy Bośniak wchodził na boisko, stadionowy spiker poprosił, by kibice przywitali zawodnika, który jeszcze w poprzednim sezonie był w szerokiej kadrze Interu Mediolan. Zbigniew i Marek Koźmińscy, którzy od niedawna zarządzają zabrzańskim klubem, tylko się na te słowa skrzywili. Sladojević bowiem w Interze nigdy nie grał, a do Polski trafił z Brescii.

Wysoki (193 cm) napastnik debiut miał wymarzony, a najbardziej pomógł mu w nim Banaszyński. W 70. minucie bramkarz z Polkowic nie opanował piłki po dośrodkowaniu Błażeja Radlera i wypuścił ją z rąk wprost pod nogi Bośniaka.

- To mój błąd. Winę biorę na siebie. Gdyby nie ta fatalna interwencja, tego meczu byśmy nie przegrali - smucił się Banaszyński. - Szkoda, ale przecież nie takie błędy popełniali bramkarze. To był prezent - mówi Mirosław Dragan, trener drużyny z Polkowic.

Sladojević spokojnie przerzucił sobie piłkę z nogi na nogę i mocnym strzałem wpakował pod poprzeczkę. Jego radość była ogromna, zaraz zrzucił koszulkę i pobiegł się wyściskać z całą ławką rezerwowych. Gdyby nie Rafał Niżnik, który przytomnie podniósł jego koszulkę z murawy, rozentuzjazmowany Bośniak pewnie kontynuowałby grę w podkoszulku.

Gol zupełnie odebrał ochotę do gry zawodnikom z Polkowic. Zabrzanie próbowali podwyższyć rezultat spotkania, ale czynili to nieporadnie. Najlepsze okazje zmarnowali Sikora i Niżnik.

Po meczu, co jest zabrzańską tradycją, koguta dla najlepszego piłkarza meczu dostał oczywiście Sladojević. - Ale niespodzianka! Co ja z nim zrobię! Chyba oddam na kuchnię - uśmiechał się Bośniak. - Jestem bardzo szczęśliwy. Przed wejściem na boisko trener powtarzał mi, żebym był aktywny, szukał piłki i czekał na swoją szansę. Udało się - dodał.

STRZELEC BRAMKI

Górnik Zabrze: Sladojević (71., bez asysty)

Widzów: 6 tys.

SKŁADY

Zabrze: Lech - Radler Ż, Karwan, K. Moskal, Jakosz - Probierz Ż, Szulik (67. Niżnik), Bukalski, Popiela - Gierczak (58. Sladojević), Sikora (87. Buśkiewicz) Polkowice: Banaszyński - Majewski ŻCZ, Romaniuk, Jamróz, Żelazko - Malawski, Jeziorny, Soboń (80. Wojtarowicz), Gorząd - Narwojsz (51. Adamski), T. Moskal

Gracz meczu

Vladimir Sladojević

"Górników jest wiele - wielki tylko nasz" - napisali na jednym z transparentów kibice z Zabrza. Dzięki Bośniakowi Górnik z Zabrza okazał się wielki przynajmniej w starciu z Górnikiem z Polkowic.

Copyright © Agora SA