MŚ 2014. Mueller znów wielki, Amerykanie z awansem

Remisu nie było, jeśli na coś się umówili, to na emocjonujący mecz. Thomas Mueller znów był wielki, Niemcy wygrali, ale Amerykanom krzywda się nie stała. Obie drużyny awansowały

Było i sentymentalnie, i z dobrą grą, i bez rannych. Juergen Klinsmann, kiedyś odnowiciel niemieckiego futbolu, dziś germanizator amerykańskiego, do którego wprowadził już cały zastęp piłkarzy z podwójnym obywatelstwem, jest ze swoimi piłkarzami w drugiej rundzie. Nie skakał jak we wcześniejszych meczach przy linii bocznej, siedział przygaszony, bo ponad 25 minut drugiej połowy to był dla amerykańskiej drużyny horror: gdy straciła gola, a Ghana niedługo później wyrównała w meczu z Portugalią. I była o bramkę od awansu, póki Cristiano Ronaldo nie pozbawił jej nadziei. Amerykanie, świetni w dwóch pierwszych meczach, tym razem aż tak efektownej reklamy futbolowi w USA nie zrobili. Ale przetrwali. Mieli sytuacje i w pierwszej połowie, i w drugiej, w doliczonym czasie. Emocje były.

Joachim Loew, kolega z trenerskiego kursu, którego Klinsmann wziął sobie kiedyś na asystenta w kadrze, a potem oddając mu ją, też się szykuje na mecz drugiej rundy, ale tego wszyscy się spodziewali. On właściwie zaczął się szykować już w spotkaniu z Amerykanami, bo Niemcy mieli szansę awansu nawet w przypadku nikłej porażki, więc mógł przebudować skład.

Bastian Schweinsteiger i Lukas Podolski zagrali, bo mieli dać drużynie więcej niż nie zawsze nadążający za rywalami w dwóch pierwszych meczach Sami Khedira i Mario Goetze. A przy okazji wyszło sentymentalnie, bo to za czasów Klinsmanna Schweinsteiger i Podolski byli maskotkami kadry. I w imponującym tempie zbierali mecze w kadrze, próg stu mijając już za Loewa, ale długo przed trzydziestką. Gdy po przerwie wszedł jeszcze za Podolskiego Miroslaw Klose, ze starych czasów brakowało już tylko rajdów przy linii bocznej Philippa Lahma. Teraz - defensywnego pomocnika.

Ale piłkarz, który ten mecz rozstrzygnął, żadnych związków z Klinsmannem nie ma. Thomas Mueller, wzięty do wielkiego futbolu przez Louisa van Gaala w Bayernie, przejęty do kadry przez Joachima Loewa, zrównał się z Leo Messim w liczbie goli w Brazylii. Ma już cztery, z dwóch mundiali, w których zagrał - dziewięć. W dziewięciu meczach. A gol z Recife był przepiękny. W 55. minucie Tim Howard obronił uderzenie Pera Mertesackera, ale piłka wypadła za pole karne pod nogi Muellera. A on, jak widać, okazję bramkową potrafi wyszukać wszędzie. I w zamieszaniu w polu karnym, za co go czasem nazywają napastnikiem kieszonkowcem, i po uderzeniu z dystansu.

Tak się skończyły wątpliwości, czy Niemcy zagrają o zwycięstwo, czy wystarczy im remis, który nie krzywdzi Klinsmanna. O ile ktoś złudzenia co do meczu przyjaźni jeszcze miał, widząc choćby jak Schweinsteiger ścina się co chwila z Jermainem Jonesem (Jones musiał pod koniec meczu tamować krwawienie z rozbitego nosa, a Schweinsteiger zszedł w 76. minucie poobijany). Albo jak Niemcy od pierwszych minut oblegają amerykańską połowę. Nie wyglądało to na ataki z zaciągniętym hamulcem. Raczej na próbę szybkiego odprawienia Amerykanów. Niemcy wymieniali tyle podań, ile chcieli, w statystykach posiadania piłki zbliżyli się do 90 procent. Gdyby nie refleks Tima Howarda przy uderzeniu Thomasa Muellera, gdyby Benedikt Howedes nie zderzył się w dogodnej sytuacji z Perem Mertesackerem, nerwy Amerykanów zaczęłyby się wcześniej.

W pewnym momencie wydawało się, że mecz trzeba będzie opóźnić, bo w Recife od rana była ściana deszczu. Stadion jest tak położony, że zalanie mu nie groziło, ale drogi w mieście - stadion jest na dalekim przedmieściach - zamieniły się w potoki. Mecz zaczął się o czasie, ale wielu kibiców na niego nie zdążyło.

Amerykanie zapewne zagrają w drugiej rundzie z Belgią i faworytem nie będą, ale stać ich na wszystko. Niemcy wychodzą z grupy jako jeden z kandydatów do wygrania mistrzostw, rywala jeszcze nie znają. Loew ma drużynę, która się nie zadowala byle czym, ma strzelca w wielkiej formie. Może czas zerwać z tradycją, którą też zaczął Klinsmann: że Niemcy wprawdzie grają ładnie, budzą sympatię, ale ich stacją końcową w mundialu jest mecz o trzecie miejsce.

Adriana Lima promuje piłkę w USA, Hogan też dorzuca trzy grosze

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.