Mistrzostwa Świata w piłce nożnej 2014. Afryka pozostanie na marginesie

Gdyby nie historyczny popis strzelecki Algierczyków, pięć afrykańskich reprezentacji miałoby ledwie osiem goli po dwóch kolejkach fazy grupowej. To podkreśla ich niewielką rolę w ofensywnym mundialu.

Sobota była dla zespołów z Afryki najlepsza w całym turnieju. Najpierw Ghana nastraszyła faworytów z Niemiec (2:2), a następnie Nigeria wygrała z Bośnią i Hercegowiną (1:0). W pierwszym meczu świetnie zagrali Asamoah Gyan i André Ayew: po przeciętnym występie Ghany z USA (porażka 1:2) kibice przypomnieli sobie o drużynie, która cztery lata temu awansowała do ćwierćfinału. Trener Nigeryjczyków, którzy z Iranem wyglądali jak zlepek indywidualności, szykując się do meczu z Bośnią, trafił ze zmianami: wprowadził m.in. Petera Odemwingie, który znacznie lepiej współpracował z Emmanuelem Emenikem - to ich akcja dała Nigerii zwycięskiego gola. Kapitalnie spisał się też Vincent Enyeama, który obok Meksykanina Ochoi pozostaje jedynym niepokonanym bramkarzem na tych MŚ.

Jednak to tylko część obrazu przedstawiającego głównie przeciętność Afryki. Owszem: Algieria przez godzinę stawiała opór Belgii, a Wybrzeże Kości Słoniowej zdołało pokonać Japonię w swoim pierwszym meczu, ale na poprawę wyników sprzed czterech lat się nie zapowiada. Ghana ma tylko punkt przed ostatnim meczem z Portugalią. Nigeria wygrała także dzięki pomyłce sędziego asystenta (podniósł chorągiewkę i nie uznał gola Edina Dżeko). Dobrej gry Didiera Drogby i spółki zebrałoby się może 40 minut. Nie wolno też zapomnieć o katastrofie Kamerunu, którego piłkarze kłócą się zarówno między sobą, jak i z krajową federacją. Piłkarze "Nieposkromionych Lwów" opóźnili nawet wylot do Brazylii, walcząc o jak najwyższe premie za wyniki na mundialu. - Zachowanie niektórych naszych piłkarzy było nie do zaakceptowania. Taka porażka [0:4 z Chorwacją] okrywa nas hańbą - grzmiał selekcjoner Volker Finke po tym, jak Benoit Assou-Ekotto prawie się pobił z Benjaminem Moukandjo na boisku.

Martwić może kiepska forma liderów drużyn z Afryki. Yaya Touré to cień samego siebie z fenomenalnego sezonu w Manchesterze City: w dwóch pierwszych spotkaniach snuł się po boisku, a jego występ w trzecim meczu stoi pod znakiem zapytania - zaraz po przegranej z Kolumbią dotarła do niego tragiczna wiadomość o śmierci brata. Po zwycięstwie z Japonią mówiono o cudownym wpływie Didiera Drogby (pojawienie się na boisku weterana odmieniło obraz spotkania, a jego koledzy szybko strzelili dwa gole), jednak przeciwko Kolumbii napastnik znów wszedł z ławki rezerwowych, ale tym razem to rywale wykorzystali chaos w szeregach Wybrzeża Kości Słoniowej i objęli dwubramkowe prowadzenie. W ataku Drogba był nieefektywny, a nawet samolubny.

Podobnie u innych - Nigeryjczyk Emenike świetnie zagrał z Bośnią, ale z Iranem był fatalny. Kevin-Prince Boateng miał dobry sezon w Schalke 04, ale w ważnym dla niego meczu z Niemcami nie zaistniał i Ghana rozkręciła się dopiero po jego zejściu z boiska. Tylko kilku piłkarzy można po dwóch meczach wyróżnić za równą dyspozycję. Serge Aurier (WKS) asystami z Japonią podbił swoją cenę w negocjacjach transferu do Arsenalu, a Enyeama utrzymał formę z Lille. Największym atutem Algierii jest doświadczenie selekcjonera Vahida Halihodżicia, który jednak bezradnie przyglądał się piłkarzom, gdy po godzinie równej walki z Belgami po prostu zabrakło im sił. Korei Płd. strzelili cztery gole (rekord afrykańskiej drużyny na mundialu), ale we wcześniejszych 11 godzinach na mistrzostwach udało im się to tylko dwa razy. Mówimy więc o sytuacji wyjątkowej, a nie typowej dla reprezentacji z tego kontynentu.

Kontekst do oceny afrykańskich drużyn dał Sepp Blatter. Chcąc się przypodobać tamtejszym federacjom, prezydent FIFA powiedział, że chciałby odebrać kolejne miejsce na mistrzostwach Europie lub Ameryce Południowej z korzyścią dla Afryki. - Jak długo ich udział w mundialu będzie tak mały, tak długo kontynent nie będzie mógł liczyć na sukces - powiedział 78-letni Szwajcar szukający poparcia przed najbliższymi wyborami. Co oczywiście jest nieprawdą, bo od ponad dekady afrykańskie reprezentacje tkwią w stagnacji, na którą wpływają chaos organizacyjny, korupcja i oszustwa.

Największe talenty już od dawna grają w Europie, ale spotykając się w reprezentacjach, na ogół odstają taktycznie od reszty stawki. Cokolwiek by mówić o świetnej w meczu z Niemcami Ghanie, jej piłkarze i tak pozostaną w cieniu sukcesów Kostaryki, Meksyku czy Chile. Kiedyś drużyny z Afryki dodawały mistrzostwom kolorytu, teraz stanowią tło.

Więcej o:
Copyright © Agora SA