Spotkanie z Górnikiem oglądał w Poznaniu niemal komplet widzów (z powodu remontu stadion przy ul. Bułgarskiej dziś mieści "tylko" 16 tys. ludzi; wstępu na obiekt nie mają kibice drużyn przyjezdnych). Kiedy w 85. min zabrzanie strzelili bramkę na 1:2, część widzów zaczęła wychodzić. Spowodowało to gwałtowną reakcję szalikowców. Krzyczeli: - Idźcie do domu, my nie powiemy nikomu! albo "Ci kibice nie chcą Lecha!". Nieoczekiwanie odniosło to skutek - opuszczający stadion ludzie zatrzymali się i obejrzeli mecz do końca z korony stadionu.
Frustracja kibiców w Poznaniu była jednak bardzo duża, bo to miał być dla poznańskiego zespołu sezon prawdy. Najpierw "Kolejorz" spadł do II ligi. Potem walczył o to, by nie spaść jeszcze niżej - do III ligi. Wreszcie w zeszłym roku wywalczył awans do ekstraklasy. W minionym sezonie nie odniósł sukcesu i bronił się przed spadkiem. Zrzucono to w Poznaniu na karb płaconego przez beniaminka "frycowego" oraz dostosowania Lecha do gry nowym systemem 4-4-2 wprowadzonym przez czeskich szkoleniowców Bohumila Panika, a od nowego sezonu Libora Palę.
Przed sezonem 2003/04 zniknęły już jednak wszelkie wymówki, które stałyby na przeszkodzie sukcesu poznańskiego klubu. Był czas na nauczenie się nowego systemu, zgranie zespołu, otrzaskanie z ekstraklasą itp. itd. A wyniki są bardzo potrzebne, bo nie jest tajemnicą, że wiele firm chętnie partycypowałoby nawet w sportowym i społecznym fenomenie, jakim w Poznaniu jest Lech (na każdym meczu jest kilkanaście tysięcy widzów), gdyby tylko tenże zaczął wreszcie odnosić sukcesy (do takich należy np. najbogatszy człowiek w Polsce Jan Kulczyk, który pod koniec sierpnia ma włączyć się do współpracy z Lechem)...
A jednak wyniki znów nie przyszły. Doskonale poukładany przez trenera Waldemara Fornalika Górnik zagrał na nosie Lechowi. W pierwszej połowie gra poznaniaków była zbyt mało agresywna - wystarczy tylko powiedzieć, że w tej części faulowali rywali zaledwie dwa razy. - Stracona bramka była dla nas ciosem, po którym ciężko było się podnieść - mówił później trener Pala. Lechici uparcie grali z pominięciem drugiej linii. Taka taktyka była jednak zbyt przejrzysta, a na dodatek trudno było liczyć na to, że Krzysztof Gajtkowski będzie w stanie wygrywać pojedynki z wysokimi obrońcami z Zabrza.
Goście bronili się spokojnie, a gdy tylko była okazja, kontratakowali. W 22. min Krzysztof Bukalski wykorzystał swój największy atut - strzał z dystansu - i dał prowadzenie Górnikowi. - Miałem sporo miejsca przed polem karnym, dlatego zdecydowałem się na uderzenie - stwierdził po meczu.
Gospodarze wyrównali jeszcze przed przerwą, a w drugiej połowie przystąpili do szturmu zabrzańskiej bramki. To jednak goście strzelili gola. Po dośrodkowaniu Jarosława Popieli głową zgrywał piłkę Błażej Radler, a stojący przed bramką filigranowy Adrian Sikora - także głową - strzelił zwycięskiego gola. - Chwilę wcześniej w walce o dobrą pozycję prawie wybiłem zęby Mariuszowi Mowlikowi. Tak właśnie trzeba walczyć w polu karnym - opowiadał Sikora. - W Poznaniu mieszka moja siostra, zaraz do niej jadę. Na meczu jej nie było, przyjechała za to moja mama. Widziała, jak strzelam zwycięską bramkę, więc moja radość jest podwójna - dodał.
- Nie mogliśmy wygrać, skoro kompletnie nie wypełnialiśmy zadań taktycznych nakreślonych przed meczem przez trenera. Momentami irytowałem się postawą kolegów z ataku - nie krył kapitan Lecha Piotr Reiss. - Musimy w poniedziałek usiąść i poważnie porozmawiać, bo tak nie możemy grać w następnych meczach. Trzeba szybko wyciągnąć wnioski.
Strzelcy bramek
Lech: Zakrzewski (38., bez asysty)
Górnik: Bukalski (22., bez asysty), Sikora (85., z podania Radlera)
Widzów: 16 tys.
Składy
LECH: Tyrajski - Bosacki Ż, Mowlik, Kaliszan, Kryger - Grzelak (81. Magdziarz), Scherfchen, Reiss, Madej (76. Michał Goliński) - Gajtkowski, Zakrzewski (58. Ślusarski)
GÓRNIK: Lech Ż - Pęczak (20. Radler Ż), Moskal, Karwan, Jakosz - Probierz Ż, Bukalski, Szulik, Popiela (85. Piegzik) - Gierczak (82. Buśkiewicz), Sikora
Adrian Sikora
Mały, ale wielki duchem i umiejętnościami