Mistrzostwa Świata w Piłce Nożnej 2014. Imperium stawia pierwszy krok

Mecz otwarcia Chorwacji z grającymi u siebie pięciokrotnymi mistrzami świata może się okazać zaskakująco trudny. Dla tych drugich

Pierwszy mecz mundialu Brazylia - Chorwacja już dziś o 22 - Relacja Z Czuba i Na Żywo na Sport.pl oraz w aplikacji Sport.pl LIVE na smartfony >>

Luka Modrić niczego nie obiecuje. Pomocnik Realu Madryt nie chce nawet spekulować, czy drużyna Niko Kovacza jest w stanie sięgnąć po to samo, po co kiedyś sięgnął jej trener.

Brązowy medal mundialu we Francji sprzed 16 lat, który Kovacz zdobył z królem strzelców turnieju Davorem Szukerem, Robertem Jarnim, Slavenem Biliciem i Zvonimirem Bobanem, jest oczywiście największą dumą futbolu w Chorwacji. Drużyna narodowa debiutowała wtedy w mistrzostwach świata po rozpadzie Jugosławii.

Modrić jest w życiowej formie. W wieku 28 lat drugi raz jedzie na mundial. W Niemczech w 2006 roku był za młody, by poprowadzić zespół do zwycięstw, dziś organizuje grę najlepszej drużyny Europy. Jeśli do jego talentu dodać talent Ivana Rakiticia, można bronić tezy, że takiej pary kreatywnych pomocników nie ma na mundialu żaden z rywali.

Tak jak Modrić wygrał z Realem Ligę Mistrzów, tak Rakitić z Sevillą Ligę Europejską, pracując na prawdopodobny transfer do Barcelony. Jeśli odnawiana drużyna z Katalonii mająca w składzie mistrzów świata Xaviego, Iniestę i Busquetsa sięga po Chorwata, trudno o lepszą reklamę jego klasy.

Razem z napastnikiem Mario Mandżukiciem (jeszcze Bayern Monachium, w meczu otwarcia nie zagra z powodu zawieszenia za czerwoną kartkę w barażach z Islandią) mają stworzyć trójkąt, który udźwignie ofensywną grę Chorwacji. Modrić przypomina jednak, że takich wyzwań jak stawienie czoła Brazylii musi się podjąć co najmniej 11 ludzi. - Chcemy być przy piłce, nie pozwolić się zepchnąć do obrony. Bo wtedy będzie po nas - mówi. Dla Brazylii to może nie być zły scenariusz - drużyna Luiza Felipe Scolariego lubi grę z kontry.

Gwarancji sukcesu Modrić dać nie może, ale jest przekonany, że po powrocie do domu piłkarze będą mogli spojrzeć rodakom w oczy. W meczu otwarcia Chorwacja gra właściwie bez presji, bo też gospodarze są faworytem murowanym. Do stracenia zespół Kovacza nie ma właściwie nic, wymagania wobec niego zaczną się w kolejnych meczach z Meksykiem i Kamerunem.

Pięć tytułów mistrzów świata nie da się porównać z jednym brązem Chorwatów, choćby byli nie wiadomo jak z niego dumni. Historycznie goście są bez szans w starciu z futbolowym imperium numer 1. Na szczęście dla nich w teraźniejszości obu rywali nie dzieli różnica aż tak kolosalna. Jeśli presja publiczności na Arena Corinthians zadziała pozytywnie na Chorwatów, są w stanie wywołać sensację. - Myślę, że to będzie mecz znacznie bardziej wyrównany, niż ktokolwiek sobie wyobraża - przewiduje Vicente del Bosque, trener Hiszpanów.

Dla drużyny Luiza Felipe Scolariego nie ma rozwiązań pośrednich. Nie liczy się żaden wynik poza zwycięstwem. I dziś, i w ogóle. - Dla Brazylii być na drugim miejscu to tak jak być na ostatnim - przypomina legendarny lewy obrońca Roberto Carlos.

We wtorek "Canarinhos" opuścili ośrodek w odciętej od świata Granja Comary i dotarli do hotelu w Sao Paulo tuż przed północą. Mimo spóźnienia tłum czekał na drużynę wytrwale, fundując jej entuzjastyczne oznaki wsparcia. Jeśli piłkarze Scolariego chcą wejść do turnieju prawą nogą, mają patriotyczny obowiązek uporać się z Chorwacją. O lekceważeniu mowy nawet nie ma. - Oni znają nas dobrze, wiedzą, jakie mamy możliwości, a my nie chcielibyśmy ich zawieść - mówi Modrić.

Kluczem do sukcesu ma być nie tyle talent w nogach brazylijskich graczy, co ich perfekcyjne przygotowanie fizyczne i mentalne. Z drużyną pracuje trzech psychologów (Regina Brandao, Gisele Silva, Aline Mognan). Poza Neymarem nie ma tam może artystów, ale są gracze silni, solidni i przygotowani do walki. Wygrywając przed rokiem Puchar Konfederacji, a zwłaszcza bijąc w finale mistrzów świata 3:0, drużyna otrzymała kredyt zaufania. Nie jest on zbyt duży - mecz z Chorwacją ma go znacząco zwiększyć, dlatego jest tak ważny. Brazylijczykom zależy na wygraniu grupy, by już w 1/8 finału nie trafić na obrońców tytułu. Ale przede wszystkim zależy im na tym, by rodacy zapomnieli o protestach, rozterkach, kłopotach codziennych i weszli w stan mundialowej ekstazy. Drużyna Scolariego nie porywa grą, tym bardziej ma obowiązek zwyciężać. Wtedy wszystko inne pokryte zostanie złotym pyłem karnawału przesuniętego o kilka miesięcy.

Jeśli to ma być mundial mundiali, jak zapowiada prezydent Dilma Rousseff, piłkarze brazylijscy muszą wypełnić swoją misję. 64 lata temu Brazylia organizowała mistrzostwa pierwszy raz i wybudowała Maracanę, największy stadion świata, by stał się areną narodowej tragedii. Strzał Urugwajczyka Alcidesa Ghiggii i błąd bramkarza Moacira Barbosy pozbawił kraj poczucia, że jest gotowy do podboju świata. Obie legendy trwają w świadomości Brazylijczyków, choć skazany na niepamięć Barbosa przeszedł do historii jako jeden z graczy najbardziej bezdusznie potraktowanych przez rodaków.

87-letni dziś Ghiggia powiedział kiedyś z dumą, że jako jedynemu obok Jana Pawła II udało mu się uciszyć Maracanę. Nikt w Brazylii nie chce przeżyć takiej futbolowej traumy jeszcze raz. Może dlatego na legendarnym obiekcie w Rio "Canarinhos" mogą zagrać dopiero finał.

Ale i dla piłkarzy z Chorwacji start mistrzostw przesycony jest patriotycznymi powinnościami. W jednej z reklam przygotowanych na mistrzostwa pojawiają się sceny z meczu, w którym drużyna Kovacza mierzy się z rywalem w kanarkowych koszulkach. "Co możemy zrobić w kraju, który zdobył pięć tytułów mistrza świata? Czego możemy dokonać w kraju, który wymyślił drybling? Co możemy osiągnąć 10 tys. km od domu? Możemy pokazać, że im dalej jesteśmy od swojego kraju, tym lepiej bronimy, dzielniej cierpimy, mocniej kopiemy, celniej strzelamy i świętujemy jeszcze mocniej".

Tekst jest komentarzem do pięknej akcji Chorwatów, zakończonej przez Mandżukicia strzałem nożycami. Pada gol, tłum w Zagrzebiu świętuje. Na razie to tylko marzenia - teraz mogą się stać rzeczywistością.

Zobacz wideo

Zobacz 10 najważniejszych momentów Puyola w Barcelonie!

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.