Bo co prawda Wisła ma już normalną trawę na boisku (jak wiemy, jest to rzecz bardzo trudno osiągalna w profesjonalnym futbolu), to ileż dodatkowych spraw mają na głowie prezesi klubu.
Dajmy na to zjadą się tu dziennikarze z całego świata. Ale się zdziwią! To u nich nuda i seksowne hostessy znające po 49 języków ze słynnej krzywej wieży Eiffle'a, a tu na stadionie zobaczą kopię słynnej Bramy Brandenburskiej. Tam do dyspozycji mają na stadionach perfumowane (brrr!) toalety i wodę ciepłą, zimną oraz letnią. Tu będą mogli skorzystać z nieporównanie piękniejszych toalet przenośnych, a z ciepłych płynów będzie coca-cola. Tam mogą sobie sandwicza wsunąć, a tu dostaną tłustą kiełbachę, po której spożyciu renomowane laboratoria antydopingowe bezradnie rozkładają ręce, nie mogąc rozpoznać pełnego spektrum jej składników.
Do tego na stadionie trzeba będzie znaleźć z jakieś tysiąc zadaszonych miejsc dla ważnych oficjeli i międzynarodowych działaczy piłkarskich. Tyle to na Wiśle jest, ale jakby dodać krzesła, które stoją w kawiarni klubowej. Teoretycznie można by ich rozrzucić po stadionach w innych miastach, ale jak ich tam dowieźć?
Nie mówiąc o tym, że jakoś do tego Krakowa dolecieć (dojechać) trzeba. Owszem, ci, którzy będą staraliby się tu dostać z Katowic, mają pewne szanse, bo akurat Katowice i Kraków łączy jedna z wszystkich dwóch polskich autostrad. Gorzej będą mieli ci, którzy chcieliby tu przylecieć - powinni modlić się do tych swoich bożków mamony, żeby załapać się na międzynarodowe lotnisko Balice przed godz. 11 wieczorem, bo potem to tu gasi się już światło.
Może właśnie w celu uniknięcia owych kłopotów władze klubu doprowadziły do tego, że na kilka dni przed pierwszym meczem drużyna jest w rozsypce, bo jedni odeszli, inni chcą odejść i udają kontuzję, jeszcze inni są naprawdę kontuzjowani?