W czasie czwartkowego posiedzenia Wydziału Dyscypliny taką wersję wydarzeń przedstawił prezes klubu z Nowego Dworu Wojciech Szymański. Dziś jego słowa potwierdzą młodzi piłkarze Świtu. Niektóre zeznania - w trosce o bezpieczeństwo świadków - będą przedstawione w PZPN tylko w formie pisemnych oświadczeń składanych pod przysięgą u notariusza. Wyjaśnienia młodych piłkarzy, którzy mają obciążyć starszych zawodników, iż ci grozili im, jeśli nie "odpuszczą" meczu w Jaworznie, mogą stać się kluczowe dla sprawy. W PZPN liczą, że wówczas prokuratura mogłaby postawić zarzut składania gróźb karalnych. Przypomina to trochę fortel amerykańskiej policji z gangsterem Al Capone. Nie można mu było udowodnić udziału w żadnym przestępstwie, więc wsadzono go do więzienia za oszustwa podatkowe.
PZPN - któremu wiele dostało się za bezczynność w poprzednich aferach tego typu - chce uchodzić za związek skuteczny w tropieniu korupcji w lidze, więc przystąpił do ofensywy. Nieoficjalnie od dawna na Miodowej mówi się, że Szczakowianka - jak na klub grający w I lidze zaledwie przez sezon - przysparza piłkarskiej centrali zbyt wiele problemów. Dlatego jest propozycja, by związek prowadził coś w rodzaju śledztwa poszlakowego, bo o tzw. twarde dowody będzie bardzo trudno.
Podana w niedzielny wieczór przez dyrektora Departamentu Rozgrywek Marcin Stefańskiego informacja, że związek zamierza skorzystać z pomocy wykrywacza kłamstw, brzmiała nieco fantastycznie, ale doskonale wpisuje się w próbę poprawy wizerunku PZPN. Wariograf znany jest głównie dzięki filmom sensacyjnym, w których bohaterowie dokonują cudów, by to, co niemożliwe, uczynić możliwym, czyli oszukać wykrywacz kłamstw. Agenci szkolą się więc, by kontrolować wszystkie te odruchy (pocenie się, zmiany ciśnienia krwi, tętna i oddechu), które bada maszyna. Pomysł PZPN łatwo obśmiać, ale przy skromnych możliwościach śledczych piłkarskiej centrali i dotychczas obowiązującym prawie (dopiero od dziś wchodzi w życie znowelizowany kodeks karny, który ściga także korupcję w sporcie profesjonalnym), każdy sposób na walkę ze sportowymi oszustami jest dobry.
Co prawda wyniki takiego badania nie mogą być jedynym dowodem winy, ale dla członków Wydziału Dyscypliny mogą stać się cenną wskazówką w całym postępowaniu. Tak jak odmowa wzięcia udziału w tym badaniu, gdyż poddanie się takiej próbie jest absolutnie dobrowolne. - Jeśli ktoś nie ma nic do ukrycia, to chyba nie powinien się bać takiego badania - zauważa Stefański.
Zawodnikom ten pomysł nie przypadł jednak do gustu. - Niech się prezes najpierw przebada - mówił wczoraj w TVP Adam Warszawski, jeden z piłkarzy Świtu podejrzanych o sprzedanie meczu. Nieoficjalnie wiadomo, że to właśnie prezes Szymański miałby być jedną z pierwszych osób poddanych badaniu na wykrywaczu kłamstw. Słowa Warszawskiego są o tyle ciekawe, że trener Szczakowianki Albin Mikulski potwierdził wczoraj w jednej z gazet, iż klub z Jaworzna interesuje się jednym z zawodników Lukullusa, z którym przecież wygrał walkę o I ligę. Smaczku całej sprawie dodaje to, że nie wiadomo, kiedy rozmowy o pracę w Szczakowiance prowadzili piłkarze Świtu: przed czy po spotkaniach barażowych? Czy na tak zadane pytanie nie chciałby odpowiadać na wykrywaczu kłamstw Adam Warszawski? To właśnie jego i Macieja Lewny wymienia się jako tych piłkarzy, którzy trafią do Szczakowianki.
Wiadomo już, że Wydział Dyscypliny będzie prowadził prace wyjaśniające aferę Świtu i Szczakowianki dłużej, niż się spodziewano. Działacze zamierzają niektórych świadków przesłuchiwać ponownie. - Chcemy jak najszybciej wyjaśnić całą sprawę, bo choć do rozpoczęcia sezonu pozostał ponad miesiąc, to jesteśmy przecież w trakcie procesu licencyjnego i musimy wiedzieć, na czym stoimy. Dlatego Wydział Dyscypliny będzie się teraz zbierał dwa razy w tygodniu - mówi rzecznik PZPN Michał Kocięba.