Dwóch piłkarzy schodziło z murawy stadionu delle Alpi ze łzami w oczach. Zinedine Zidane i Pavel Nedved. Francuz dwa razy przegrał finał Ligi Mistrzów w barwach Juventusu. Przed rokiem wygrał go z Realem, sam zdobywając decydującego gola. Tym razem nadzieje na obronę trofeum rozwiali mu byli koledzy. Czech, następca w Juve wielkiego Francuza, okazał się bohaterem spotkania. To po jego akcji padła pierwsza bramka, sam zaś strzelił trzecią, decydującą o awansie turyńczyków do finału (w pierwszym meczu Real wygrał 2:1). W końcówce meczu Nedvedowi zabrakło jednak zimnej krwi - bezsensownie sfaulował Steve McManamana i dostał żółtą kartkę, która nie pozwoli mu wystąpić w wymarzonym finale na wymarzonym stadionie Old Trafford w Manchesterze.
Przed meczem wbiegającego na rozgrzewkę Zidane'a kibice "Starej damy" powitali oklaskami. O dobre przyjęcie byłego gwiazdora Juve przez fanów apelowali Alessandro del Piero i trener Marcelo Lippi. - Przyjmijcie go jak należy, jak jednego z największych piłkarzy naszych czasów. Pamiętajcie, ile radości dał wam przez te pięć lat, które spędził w Turynie - wzywał ten ostatni.
Zizou trafił do Juve zaledwie za 4 mln dol. W lecie 2001 roku odchodził do Realu jako mistrz świata i Europy za 64 mln euro. Za część tych pieniędzy sprowadzono z Lazio czeskiego pomocnika Pavla Nedveda, by stał się następcą Francuza. Nie było łatwo zdobyć sympatię kibiców "Bianconerich". - Ma więcej włosów niż talentu - pisały o nim na początku turyńskie media, choć z Lazio przychodził jako mistrz Włoch. Szybko jednak zmieniły nastawienie i nadały mu przydomek "Breavehart" (waleczne serce). Dwukrotnie poprowadził Juventus do scudetto - po raz drugi (27. w historii) w ostatnią sobotę. To dzięki jego świetnej grze Juve zaszedł tak dalego w tej edycji Ligi Mistrzów - m.in. dzięki bramce Czecha na Camp Nou udało się wyeliminować w ćwierćfinale Barcelonę.
- Tylko nie porównujcie mnie do Zidane'a. Zawsze powtarzam, że Zizou jest jak z innej planety i reprezentuje wszystko, co w futbolu najpiękniejsze - mówił przed środowym meczem 30-letni Czech. A udało mu się przyćmić swego utytułowanego rywala. Jak zwykle atakował środkiem, biegał z lewej, z prawej strony. Wszędzie było go pełno. Wprawdzie to Real zaczął od groźnych ataków, jak w meczu w Madrycie. Po faulu na Raulu fantastycznie uderzył z wolnego Roberto Carlos. Po strzale Brazylijczyka piłka zakręciła w kierunku bramki chyba o 20 cm, ale przeleciała tuż obok słupka. W odpowiedzi niezwykle skoncentrowany Nedved uderzył z daleka także obok słupka. Chwilę później po świetnym podaniu Czecha Alessandro del Piero posłał piłkę nad poprzeczką.
Bramka padła po jego trzeciej akcji. Nedved dośrodkował z prawej strony, Michel Salgado pozwolił del Piero podać niemal tyłem głowy do Davida Trezeguet. Casillas, Hierro i Cambiasso spóźnili się z interwencją i Francuz strzelił do siatki obok bramkarza Realu.
W 23. minucie w sytuacji sam na sam z Gianluigi Buffonem znalazł się Guti. Trafił jednak z kilku metrów prosto w bramkarza reprezentacji Włoch. Jak się miało okazać, nie był to ostatni błąd Hiszpana tego wieczoru.
W wyjściowym składzie Realu zabrakło Ronaldo, który w pierwszym meczu z Juve doznał kontuzji łydki. Choć Najlepszy Piłkarz Świata FIFA zapewniał w mediach, że czuje się zdrowy, nic go nie boli, del Bosque posadził go jednak na ławce rezerwowych. Od pierwszych minut wystąpił za to nieobecny w pierwszym spotkaniu Raul, który przechodził rekonwalescencję po operacji wyrostka robaczkowego. Był to pierwszy mecz najskuteczniejszego strzelca Ligi Mistrzów.
Ale to nie gwiazdy Realu zawiodły najbardziej, choć gdyby Figo wykorzystał karnego, klub z Madrytu mógłby awansować. Słabo grał Flavio Conceicao, który zastępował Makelele, niewiele lepiej Cambiasso. A już najgorzej 35-letni weteran obrony Realu - Hierro. Tuż przed przerwą jak dziecko dał się ograć na własnym polu karnym del Piero, co Włoch bezwzględnie wykorzystał, zdobywając 29. gola w Lidze Mistrzów (5. w tej edycji).
Po przerwie del Bosque wpuścił na ratunek Ronaldo, który zmienił Conceicao - najgorszego zawodnika na boisku obok Hierro. I Brazylijczyk spełnił swoje zadanie - jako jedyny zagrażał bramce rywali i wywalczył rzut karny po faulu Montero. Ale Figo zmarnował "jedenastkę", a też fantastycznie wyczuł Portugalczyka Buffion. I zamiast 2:1, dogrywki i karnych, chwilę później było 3:0 dla gospodarzy po fantastycznym zagraniu Zambrotty i strzale Nedveda.
W 89. minucie honorową bramkę dla Realu zdobył Zidane, ale choć sędzia Urs Meier doliczył aż pięć minut, "królewskim" nie udało się strzelić jeszcze jednego gola, co dałoby im awans. Końcówka była horrorem, ale w sumie Juventus awansował spokojnie i zasłużenie.
JUVENTUS TURYN - REAL MADRYT 3:1 (2:0)
Strzelcy bramek:
Juventus: Trezeguet (12.), Del Piero (43.), Nedved (73.)
Real: Zidane (89.)
Żółte kartki:
Montero (58.), Tacchinardi (64.), Nedved (83.) - Juventus
Conceiçao (23.), Salgado (59.), Hierro (75.), Figo (86.) - Real
Widzów: 70 000
Juventus: Buffon - Thuram, Tudor, Montero, Birindelli (Pessotto, 60.) - Zambrotta, Tacchinardi, Davids (Conte, 89.), Nedved - Trezeguet (Camoranesi, 77.), Del Piero
Real: Casillas - Salgado, Hierro, Helguera, Carlos - Conceiçao (Ronaldo, 52.), Guti, Cambiasso (McManaman, 76.) - Figo, Zidane - Raul
JUVENTUS - REAL
14 strzały celne 16
8 niecelne 4
23 faule 20
5 spalone 4
3 rzuty rożne 8
43% posiadanie piłki 57%