Przed półfinałem Ligi Mistrzów: Juventus - Real

W Juventusie euforia po zdobyciu mistrzostwa Włoch i gwiazdy w komplecie, w Realu przygnębienie po ligowych klapach i gwiazdy niepewne zdrowia. Wschodząca potęga europejskiej piłki zagra w Turynie z jej hegemonem w ostatnich latach o finał Ligi Mistrzów.

Choć obaj rywale to słynne firmy, ich sytuacja jest odmienna - Juve awansować może, broniący trofeum Real musi. Włosi tak czy owak odnieśli sukces, bowiem nie dość, że obronili tytuł w kraju, to w Champions League wypadli o niebo lepiej niż w poprzednim sezonie, kiedy już drugą rundę zakończyli na ostatnim miejscu w grupie. Wśród turyńskich kibiców trwa zatem karnawał, a główne zadanie trenera Marcello Lippiego polega na przypilnowaniu, by nastrój nie udzielił się piłkarzom.

Innych problemów nie ma. Do składu wracają defensywni pomocnicy Edgar Davids i mniej doceniany, ale niemal równie pożyteczny, Alessio Tacchinardi, a także filar obrony Paolo Montero, co jeszcze wzmocni destrukcyjną doskonałość Juve. Po porażce 1:2 w Madrycie do awansu wystarczy minimalne zwycięstwo, czyli wynik wymarzony dla każdej drużyny Serie A. Na taktyczną rewolucję nie ma co liczyć, bo piłkarze trenera Lippiego przyswoili sobie jego system gry w sposób perfekcyjny i współpracują tak, jakby porozumiewali się telepatycznie. Kto się łudził, że gospodarze jednak postawią na frontalny atak, tego nadzieje rozwiał włoski szkoleniowiec. - Wiemy, że potrafimy strzelić gola Realowi, dlatego musimy być bardzo ostrożni, by żadnego nie stracić - oświadczył Lippi. A raczej wyrecytował, bo mniej więcej to samo powtarza przed każdym meczem.

Tym razem jego punkt widzenia wydaje się szczególnie zrozumiały, bo do zespołu "Królewskich" po operacji wycięcia wyrostka wróci najskuteczniejszy piłkarz w historii Ligi Mistrzów Raul Gonzalez (43 bramki). Jego forma po miesięcznej przerwie jest jednak niewiadomą, podobnie jak Ronaldo, który - jak się wczoraj okazało - ma szansę na występ. Sęk w tym, że Brazylijczyk od czasów heroicznej walki o powrót do futbolu stał się bardzo wrażliwy i nawet lekkie dolegliwości pętają mu nogi. Paradoksalnie największą stratą Realu może okazać się brak Claude'a Makelele, zwykle wśród gwiazd "Królewskich" wymienianego na szarym końcu, ale jedynego w zespole prawdziwego pracusia, harującego na całym boisku, by czarować mogli Luis Figo i Zinedine Zidane.

Real do finału awansować musi, choć dokonałby tego rekordowy 13. raz w historii. Musi, bo prezesowskie obietnice budowy drużyny wszech czasów wywołują nie tylko dreszczyk u kibiców, ale i zobowiązują piłkarzy. Tymczasem ostatnie wyniki ligowe, czyli klęska 1:5 z Mallorcą i bezbramkowy remis z Recreativo Huelva, mogły wpędzić madridistas w coś więcej niż przygnębienie. Gwiazdy zachowują co prawda urzędowy optymizm (Roberto Carlos daje Realowi 80 proc. szans na... podwójną koronę, choć "Królewscy" właśnie stracili pozycję lidera w Primera Division), lecz niekoniecznie musi on oddawać atmosferę w klubie.

Dyrektor sportowy Jorge Valdano ogłosił, że żaden z piłkarzy Realu nie jest niezbywalny. - Jeśli ktoś chciałby odejść, miałby drzwi otwarte, nawet Ronaldo - powiedział, krytykując brak zaangażowania gwiazd. - Wzięlibyśmy pod uwagę tylko kwestie ekonomiczne. Potrzebujemy tu tylko graczy identyfikujących się z naszymi barwami. Pozbędziemy się każdego, kto nie do końca czuje się jednym z nas - dodał Argentyńczyk, a kibicom pozostaje nadzieja, że jego sugestie co do determinacji piłkarzy są mylne i wypowiedział je pod wpływem chwili. Dla tych, co do których lojalności nie ma wątpliwości - jak Steve McManaman - nawet miejsce w rezerwie zespołu wszech czasów wydaje się czasem nieco na wyrost.

Prawdopodobne składy. Juventus: Buffon - Thuram, Tudor (Pessotto), Montero, Zambrotta - Camoranesi, Tacchinardi, Davids, Nedved - Del Piero, Trezeguet.

Real: Casillas - Salgado, Hierro, Pavon, Roberto Carlos - Figo, Helguera, Flavio Conceicao, Zidane - Guti (Ronaldo), Raul.